Drogi Internet hamuje e-handel

Radosław Omachel
opublikowano: 2000-08-28 00:00

Drogi Internet hamuje e-handel

Na sklepach w sieci nie można jeszcze zarobić

KUPUJĄ W PRACY: Ceny za korzystanie z Internetu są na tyle wysokie, że skutecznie odstraszają klientów. Znamienne jest, że sklepy internetowe notują najwięcej transakcji w tradycyjnych godzinach pracy — stwierdza Cezary Glijger, wiceprezes Krajowego Domu Wysyłkowego. fot. MP

Detaliczny handel w Internecie nie przynosi w Polsce zysków. Właściciele elektronicznych placówek tłumaczą to okresem rozwojowym branży i liczą, że niedługo internetowe sklepy przestaną przynosić straty. W 1999 roku deficyt na ich rachunku sięgnął 90 mln zł.

Znaczna część sklepów Internetowych w Polsce to po prostu elektroniczne wersje tradycyjnych punktów handlowych. Ich właściciele prowadzili kiedyś lub prowadzą nadal swoje sklepy lub hurtownie. Oprócz tego idąc z duchem czasu zakładają ich elektroniczne odpowiedniki.

— Witryna naszego sklepu istnieje już półtora roku, a od dziesięciu miesięcy funkcjonuje jako odrębna placówka w sieci. Jest to w praktyce tylko dodatek do firmy, czyli tradycyjnego sklepu. Obroty są bardzo niskie, bo klienci zawierają tylko kilkanaście transakcji miesięcznie. Ich średnią wartość można szacować na 450 zł — wyjaśnia Tomasz Fechter, współwłaściciel sklepu Extreme Car Audio.

W nie lepszej sytuacji jest sklep z akcesoriami komputerowymi ABC.

— Początkowo prowadziliśmy elektroniczny sklep z artykułami spożywczymi. Jednak okazało się to kompletną klapą, bo zainteresowanie było żadne. Sklep spożywczy uległ więc przekształceniu w sklep z akcesoriami komputerowymi. Jest nieco lepiej, chociaż o zyskach na razie nie myślimy. Korzyść, jaka płynie z posiadania placówki internetowej, to przede wszystkim jej rola informacyjna. Wielu klientów sprawdza naszą ofertę w sieci, ale transakcje wolą zawierać osobiście — stwierdza Ewa Idziorek, właścicielka sklepu ABC.

Ceny producenta

Sklepy w Internecie zakładają także producenci. Jest to dla nich najtańsza możliwość bezpośredniego kontaktu z klientami.

— Jako firma szyjąca ubrania istniejemy 10 lat. Od roku próbujemy sprzedawać swoje towary przez Internet. Na razie bez większego powodzenia, bo ruch jest niewielki i obroty sklepu są niskie. Posiadanie sklepu w Internecie przynosi jednak firmie korzyści, ponieważ niedawno podpisaliśmy kontrakt z klientem z Litwy, który dowiedział się o nas właśnie z sieci — tłumaczy Grzegorz Kostroń, kierujący sprzedażą w firmie Jestem Za.

Wyniki przeprowadzonego w kwietniu przez Global eMarketing badania są jednoznaczne. Połowa z 650 elektronicznych placówek handlowych osiągnęła w 1999 r. obroty poniżej 10 tys. zł i nie przekroczyła liczby 20 transakcji miesięcznie.

Optymizm dominuje

Właściciele nie przejmują się jednak kiepską sytuacją swoich sklepów.

— Polski handel elektroniczny jest jeszcze w powijakach. Nasz sklep, podobnie jak większość, istnieje niecały rok i na początku rzeczywiście klientów było niewielu. Teraz przekroczyliśmy już barierę 10 transakcji dziennie — deklaruje Paweł Neugebauer, właściciel sklepu Sportszop.

— Praktycznie żadna firma nie przynosi od razu krociowych zysków. A zainteresowanie Internetem będzie się zwiększać. Poza tym sklep elektroniczny to w praktyce jednorazowa inwestycja, bo jego utrzymanie nie wymaga dużych nakładów — mówi Grzegorz Kostroń.

Kłopoty z płaceniem

Główny problem, jaki napotykają właściciele sklepów w sieci, to słaba do niej dostępność. Zarówno właściciele sklepów, jak i internauci powszechnie narzekają na zbyt wysokie opłaty za korzystanie z sieci.

Kwestią nie ułatwiającą rozwoju detalicznemu handlowi elektronicznemu w Polsce są formy płatności. Z raportu Global eMarketing wynika, że zaledwie 17 procent rodzimych sklepów elektronicznych dopuszcza płacenie kartami kredytowymi. Właściciele sklepów tłumaczą to zbyt wysokimi opłatami pobieranymi przez firmę Polcard. Również banki nie chcą ponosić ryzyka związanego z płaceniem kartami kredytowymi za zakupy w sieci i obarczają nim klientów, a to skutecznie zniechęca do odwiedzania wirtualnych sklepów.

Marża narzucana przez handlowe placówki w sieci również nie zawsze zachęca do robienia w nich zakupów. Większość właścicieli deklaruje 10-15-procentowy narzut. Ale tylko niektórzy zgadzają się z tezą, że zakupy w sieci wcale nie są tańsze od tradycyjnych.

— Gdyby doliczyć do ceny towaru koszty związane z użytkowaniem Internetu i dostawą zamówionego artykułu do domu klienta, na ogół cena jest porównywalna z ofertą tradycyjnych sklepów. Zaletą elektronicznych zakupów jest za to komfort ich dokonywania — mówi Cezary Glijger, wiceprezes Krajowego Domu Wysyłkowego.