Szał na tokeny trwa od kilku miesięcy i dotarł także do Polski. Poszukujący nowych możliwości ulokowania kapitału inwestorzy w 2021 r. upodobali sobie podatne na zmiany cenowe NFT. Nieraz osiągały one niebywałą wartość na rynku wtórnym, budzącą wyobraźnię nawet tych mniej obytych w internetowym świecie. Za tym tokenowym szaleństwem kryje się jednak wiele mniej medialnych aspektów, które warto znać, zanim podejmie się decyzję o kupnie.
Co właściwie posiadam?
W listopadzie na polskim rynku kilkukrotnie pobijane był rekordy cenowe rodzimych wirtualnych tokenów. Najdroższym dziełem sztuki istniejącym tylko w formie wirtualnej zostało “Dlaczego jest raczej coś niż nic” autorstwa Pawła Kowalewskiego - główna pozycja aukcji „Sztuka Współczesna: Pop-art, popkultura, postmodernizm” została wylicytowana za 552 tys. zł. Równolegle odbyła się pierwsza w Polsce aukcja hybrydowa, na której dzieło została sprzedane w dwóch formach: fizycznej i cyfrowej. Rzeźba “Fortune”, stworzona przez Tomasza Górnickiego, została sprzedana w formie NFT za 265 tys. zł. Jej właściciel stał się właścicielem wyłącznie jej cyfrowego oblicza.
Wykorzystanie stanu posiadania standardowego dobra ściśle wiąże się z jego fizyczną formą. Po kupnie nart możemy zarówno na nich jeździć, jak i powiesić je na ścianie. Kupując obraz zapewniamy sobie prawo nie tylko do oglądania go, ale i zmiany jego lokalizacji lub nawet wyglądu. Przy wirtualnym aktywie, które jako dzieło sztuki nie ma funkcji użytkowych (nie można go wykorzystać np. w grze) większość tych opcji pozostaje zamknięta.
- Przy dziełach sztuki posiadających tylko formę wirtualną zderzamy się z poważnym ryzykiem prawnym. Osoby zainteresowane zarówno pojedynczymi tokenami, jak i kolekcjami muszą liczyć się z tym, że ich kupno nie wiąże się z przejęciem praw autorskich. Co więcej, nie oznacza nawet nabycia praw własności do oryginalnego egzemplarza dzieła. Bardzo upraszczając, można powiedzieć, że inwestorzy nabywają tak naprawdę świetnie zabezpieczony link do unikalnej wersji cyfrowej - mówi mec. Ewa Kurowska-Tober, partner w warszawskim biurze kancelarii DLA Piper.
W większości przypadków za nabyciem tokenu nie idzie przejęcie licencji na korzystanie komercyjne z danego dzieła. Zamyka to większość możliwości uzyskania dochodu z faktu posiadania NFT – prawa autorskie pozostają u twórcy i tylko on może zarabiać poprzez wykorzystanie wizerunku utworu. Oznacza to, że podobnie do innych czysto spekulacyjnych aktywów, wirtualne dzieła sztuki opierają wartość wyłącznie na możliwości sprzedaży wtórnej.
- NFT to rodzaj inwestycji, której wartość opiera się jedynie na cenie ewentualnej odsprzedaży. Posiadacz wirtualnego dzieła sztuki może zrobić dwie rzeczy: podziwiać je za pośrednictwem unikalnego linku lub sprzedać dalej. Jest to zjawisko porównywalne do fizycznego dzieła sztuki, zamkniętego w sejfie, do którego dostęp ma tylko właściciel. To taka ekskluzywna możliwość oglądania dzieła - dodaje Ewa Kurowska-Tober.
Zanim kupisz
Stosunkowo krótki czas istnienia i nagły skok popularności rynku NFT stworzyły wiele zagrożeń, czyhających na zazwyczaj niedoświadczonych inwestorów. Wynikają one nie tylko z przebiegłości twórców, którzy myślą wyłącznie o szybkim zysku. Bardzo często padają oni ofiarą nieznajomości regulacji dotyczących praw autorskich i znaków towarowych.
Nie trzeba daleko szukać na platformach sprzedażowych, aby znaleźć tokeny łudząco podobne do tych z najpopularniejszych kolekcji, takich jak “Bored Ape Yacht Club” czy “Cryptopunks”. Inspiracja wybitnymi dziełami jest czymś normalnym w świecie sztuki, jednak to nie ona jest zagrożeniem dla inwestorów.
- Kupując NFT na rynku wtórnym trzeba liczyć się z ryzykiem, że można pozostać z niczym. Z platform sprzedażowych często usuwane są tokeny ze względu na pogwałcenie praw autorskich. Twórcy tokenów idą na żywioł i nie myślą o konsekwencjach, interesuje ich szybki zysk na fali popularności NFT. Istnieje bardzo cienka granica między inspiracją a kopią, która narusza prawa autorskie lub prawa do znaku towarowego. To stanowi największe zagrożenie dla inwestora - mówi Ewa Kurowska-Tober.

Aby zabezpieczyć się przed nagłą utratą kapitału i zwiększyć szanse na zysk z kupna NFT warto zgłębić informacje na temat twórcy danego aktywa. Pierwszym krokiem powinna być weryfikacja artysty poprzez media społecznościowe - znani i popularni artyści zazwyczaj posiadają oficjalne profile, często zweryfikowane przez platformy sprzedażowe. Przydatne mogą okazać się również informacje na temat dotychczasowych sprzedaży artysty oraz dalszych losów jego dzieł. Część rynków oferuje uczestnikom możliwość sprawdzenia pierwotnych cen dzieła danego artysty oraz szczegółów jego dalszej odsprzedaży na rynku wtórnym.
Istotnymi aspektami, mogącymi świadczyć o potencjale inwestycyjnym tokenu jest jego “wyjątkowość” - oprócz wyglądu istotna jest liczba egzemplarzy danego dzieła. Warto zapoznać się z realiami danego segmentu NFT, sprawdzić jakie kolekcje są na nim najbardziej popularne, jak wysokie są ogólny wolumen i kapitalizacja.
Druga strona medalu
Oprócz inwestorów, przed oszustwami zabezpieczają się również twórcy. Jedną z grup stojących za podażą najdroższych tokenów są artyści, których nazwiska lub pseudonimy automatycznie przyciągają zainteresowanie. Banksy, jeden z twórców kolekcji NFT jest prawdopodobnie najczęściej podrabianym artystą. Kilka miesięcy temu ktoś zapłacił 300 tys. USD za token udający dzieło artysty.
Podobny problem napotkał niedawno Mason Rothschild, twórca wirtualnych torebek wartych ponad 0,5 mln USD. Jednego dnia oszuści sprzedali fałszywe tokeny artysty o równowartości 31 tys. USD. Powoduje to wzrost niepewności co do bezpieczeństwa inwestycji w NFT, co może odbijać się na wynikach ich sprzedaży.
Co ciekawe, według przedstawicieli Hermèsa, producenta torebek, oryginalna kolekcja Rothschilda również była nielegalna. Ich zdaniem tokeny artysty to nielegalne kopie popularnych torebek “Birkin” sprzedawanych na całym świecie w butikach francuskiego domu mody. Jednak podobnie jak w przypadku artysty i fałszywych NFT, jedyne co Hermès może zrobić, to publicznie wyrazić oburzenie.
Wszystko przez częsty brak zabezpieczenia praw autorskich przed wirtualnym wykorzystaniem znaku towarowego lub licencji. Tokeny są stosunkowo młodą klasą aktywów, których powstania i wykorzystania przed laty ne przewidziano. Dlatego coraz częstszą praktyką jest aktualizacja zabezpieczeń przez duże firmy. Twórcy wirtualnych dzieł sztuki więcej czasu poświęcają natomaist na sprawdzenie, czy poprzez sprzedaż NFT nie naruszają praw autorskich.
- Firmy coraz częściej potrzebują pomocy przy zabezpieczeniu kolekcji, kontraktach z twórcami NFT i procesie nabywania praw do tokenów. Dla twórców zabezpieczenie praw autorskich w tym zakresie jest coraz bardziej istotne - mówi Ewa Kurowska – Tober.