Ebury wspiera sprzedaż do Chin

Małgorzata GrzegorczykMałgorzata Grzegorczyk
opublikowano: 2020-02-04 22:00

W kraju koronawirusa sprzeda się każda ilość masek i ubrań ochronnych. Fintech, który obsługuje płatności, został więc pośrednikiem.

W ostatnią sobotę w Ebury, finansowym fintechu z siedzibą w Londynie i biurem m.in. w Warszawie, ruszyła nowa inicjatywa: kampania skierowana do klientów firmy, szczególnie z Europy, którzy produkują sprzęt medyczny poszukiwany w Chinach w związku z epidemią koronawirusa.

CZARNY ŁABĘDŹ Z KAPELUSZA:
CZARNY ŁABĘDŹ Z KAPELUSZA:
Wszyscy spodziewali się spowolnienia gospodarczego. Nikt nie przewidział epidemii wirusa. Tymczasem jeśli potrwa ona przez kolejny miesiąc albo cały kwartał, bardzo negatywnie wpłynie na światową gospodarkę — mówi Jakub Makurat, dyrektor zarządzający Ebury w Polsce.
Fot. WM

— Przeanalizowaliśmy bazę klientów, wybraliśmy tych, którzy produkują odpowiednie towary i łączymy ich z odbiorcami w Chinach, gdzie wiele instytucji przekazało szpitalom dotacje na zakup potrzebnego sprzętu. Popyt jest ogromny — mówi Isabel Ye, dyrektor Ebury na Chiny i Hongkong.

Co jest potrzebne

Kilkuset klientów firmy z całej Europy dostało listę 19 potrzebnych produktów, na której znalazły się m.in. maski chirurgiczne, maski ochronne N95, okulary ochronne, ubrania ochronne, termometry na podczerwień czy zestawy do wykrywania nowego koronawirusa.

— W cztery dni doprowadziliśmy do tego, że 20-30 dostawców z Europy, na tyle dużych, by móc dostarczać sprzęt w tysiącach sztuk, rozmawia bezpośrednio z chińskimi odbiorcami. Niektórym jednak wyczerpały się zapasy, inni nie spełniają wymagań chińskich placówek, dlatego zachęcamy polskich dostawców do kontaktu. Udało się błyskawicznie zawrzeć pierwsze kontrakty. Dzięki nam zrobiła to m.in. rodzinna firma z Włoch, która dotychczas niewiele eksportowała, a jej właściciel nie mówi po angielsku. Czas odgrywa dużą rolę, więc towar został dostarczony samolotem — mówi Isabel Ye.

W Polsce Ebury, który oferuje usługi międzynarodowych płatności, wytypował około 20 firm.

— Czekamy na odzew polskich przedsiębiorców — mówi Jakub Makurat, dyrektor zarządzający Ebury w Polsce.

Jak się zabezpieczyć

Choć obchody nowego roku zostały przez Pekin przedłużone do 9 lutego, to niektóre fabryki ruszyły w ostatni poniedziałek.

— Częściowo zaspokoją lokalny popyt, ale nadal będzie ogromny. Ceny rosną z dnia na dzień. W przyszłości w Chinach dużo pieniędzy zostanie przeznaczone na zapobieżenie kolejnym epidemiom, więc nakłady na medycynę i sprzęt medyczny będą spore — mówi Isabel Ye.

Eksperci Ebury spodziewają się przerwania łańcuchów dostaw.

— Wiele polskich firm pośredniczy w sprzedaży chińskich produktów. Teraz dostawy zostały wstrzymane, a przedsiębiorcy nie zabezpieczyli kontraktów, więc jeśli je zerwą, stracą. Wiele europejskich fabryk czeka na chińskie półprodukty. To powinno dać do myślenia tym, którzy są sceptyczni wobec instrumentów zabezpieczających ryzyko walutowe albo polegają wyłącznie na chińskich dostawcach. Czas zabezpieczyć kontrakty i zdywersyfikować źródła, poszerzyć je o inne kraje, być może część produkcji ulokować w Europie, to szansa dla Europy Środkowej i Wschodniej — mówi Jakub Makurat.

Koronawirus spowodował już umocnienie dolara i osłabienie złotego i juana.

— 15 proc. klientów Ebury w Polsce, których jest ponad 2 tys., importuje towary z Chin. Rozliczają się głównie w dolarze, czasem w euro, ale coraz częściej — w juanie. Obecnie 30 proc. z nich ma przynajmniej jednego dostawcę i za naszym pośrednictwem rozlicza się bezpośrednio w chińskiej walucie. Jest to korzystne, bo niweluje ryzyko mocnego dolara, który w sytuacjach ryzyka na świecie zawsze się umacnia — mówi Jakub Makurat.