W przedsiębiorstwie, którego prezesem jest Xavier Belison, niemal wszyscy znają bon mot autorstwa Benjamina Franklina. Głosi, że piwo jest dowodem na to, że Bóg nas kocha i chce, byśmy byli szczęśliwi. W Grupie Żywiec pół żartem, pół serio dodają, że ktoś musi na to szczęście pracować i mieć szczęście na nim zarabiać.
Szef piwnego potentata jako menedżer internacjonał tego szczęści doświadczał w niejednym kraju. Dokumentują to zdjęcia na ścianie naprzeciwko biurka w jego gabinecie. Za oknem widok na zieleń Ochoty, a na ścianie Budapeszt, Praga…
— Powinien być jeszcze Wiedeń, mam to zdjęcie w domu, muszę w końcu zawiesić. Gdy los rzuci mnie do innego kraju, na ścianie w nowym gabinecie zawiśnie Warszawa. Fotografie przywołują tamtejsze doświadczenia, miłe chwile. Zamykam oczy i widzę pusty Most Karola w zimowy, wczesny poranek — wspomina Xavier Belison.
Smile, Polak!
Obok panoram miast wisi duże logo Grupy Żywiec. Sam prezes kazał je zamontować, gdy niecałe dwa lata temu objął stery w spółce. Bo choć piwny koncern należy do Heinekena, to francuski prezes woli przypominać sobie, że:
— Pracuję w polskiej firmie, warzymy piwo dla Polaków, z polskiego chmielu i to jest ważne — przekonuje Belison.
I, jak niemal zawsze, uśmiech nie schodzi z jego twarzy. Na początku wszystkich dziwił ten optymizm, dla Słowian kufel jest zwykle do połowy pusty. Prezes postawił na swoim: już na drzwiach do gabinetu wita gości naklejka z napisem „share your smile” — podziel się uśmiechem. Choć mało kto ją widzi, bo drzwi są zwykle otwarte.
— I tak mamy w tym biurze za dużo ścian. Nie zamierzam oddzielać się od zespołu, mam przecież wpływać na ludzi, inspirować ich. Muszą mieć do mnie dostęp, tym bardziej, że nie jestem z tego kraju, jako ekspat muszę więcej słuchać, żeby dojść do właściwych wniosków — tłumaczy prezes.
Minimalizm abstynenta
Wejść do jego gabinetu jest szaremu pracownikowi o tyle łatwiej, że to nie ociekający przepychem bunkier pełen prezentów, trofeów i ważnych tajnych projektów. Króluje funkcjonalny minimalizm.
Współpracownicy Belisona uważają, że zna swoją wartość i nie musi dopieszczać ego gadżetami. W gabinecie jest więc jasno, schludnie, harmonijnie.
Na biurku laptop, podłączony do niego ekran, iPad i BlackBerry. Żadnego stosu papierów, żółtych karteczek z pilnymi sprawami. Na szafach z dokumentami są i zdjęcia rodziny, i pamiątki z branży piwowarskiej, np. kufle i książki. Aktualna lektura: „Wygrywanie w trudnych czasach”, opracowanie analityków Boston Group.
Liczniej stoi to tu, to tam tylko piwo marek i form wszelakich. Uzbierałoby się tego całą skrzynkę, ale prezes zastrzega, że w pracy złocistego trunku nie tyka. A jakby go pragnienie naszło później, to na drugim końcu korytarza jest efektowny bar dla pracowników.
— Dobra zabawa po pracy jest na meczach Legii Warszawa, którą sponsorujemy pod marką Królewskie. Szalik mam w domu, ale nie przypadkiem za moimi plecami stoi wielki kufel wykonany na okoliczność naszego wsparcia dla klubu — zaznacza prezes Grupy Żywiec.
No i oczywiście wciąż się uśmiecha, pokazując prezent od żony — tabliczkę z napisem „uśmiechnij się, to peszy ludzi”. Dobre, pewnie sam Franklin by się pod tym podpisał. &
„SIÓDEMKA” PONAD WSZYSTKO
Co na biurku Xaviera Belisona robi miniaturowa piłka do rugby? Przypomina.
W młodości prezes Grupy Żywiec uprawiał ten sport. Jest jego fanem, kto wie, czy nie większym niż piłki nożnej. To dlatego kibicuje zawodnikom reprezentującym Polskę w 7-osobowej odmianie rugby. — W 2016 r. „siódemki” będą dyscypliną olimpijską, w tym roku pokazową.
Jest szansa, że i niezła nasza (polska) reprezentacja zakwalifikuje się na Igrzyska Olimpijskie w Londynie — tłumaczy prezes. A że sport brutalny? Niekoniecznie. — Rugby nie premiuje agresji, tylko inteligencję i zespołowość — podkreśla Xavier Belison.