Szansę w jednej kategorii już zmarnowaliśmy, nie zmarnujmy w kolejnych — apeluje ekspert. Namawia producentów na wspólną markę.
— Czas przestać się cieszyć, że w ogóle cokolwiek eksportujemy do Chin,
i zacząć się zastanawiać, co i jak chcemy tam sprzedawać, żeby zbudować
sobie mocną pozycję na rynku — uważa Bartosz Ziółek, prezes Amber Global
Consulting (AGC), firmy specjalizującej się we wprowadzaniu produktów na
chiński rynek.
Artykuł dostępny dla subskrybentów i zarejestrowanych użytkowników
REJESTRACJA
SUBSKRYBUJ PB
Zyskaj wiedzę, oszczędź czas
Informacja jest na wagę złota. Piszemy tylko o biznesie
Poznaj „PB”
79 zł7,90 zł/ miesiąc
przez pierwsze 3 miesiące
Chcesz nas lepiej poznać?Wypróbuj dostęp do pb.pl przez trzy miesiące w promocyjnej cenie!
Szansę w jednej kategorii już zmarnowaliśmy, nie zmarnujmy w kolejnych — apeluje ekspert. Namawia producentów na wspólną markę.
— Czas przestać się cieszyć, że w ogóle cokolwiek eksportujemy do Chin,
i zacząć się zastanawiać, co i jak chcemy tam sprzedawać, żeby zbudować
sobie mocną pozycję na rynku — uważa Bartosz Ziółek, prezes Amber Global
Consulting (AGC), firmy specjalizującej się we wprowadzaniu produktów na
chiński rynek.
Bartosz Ziółek, zarządzający Amber Global Consulting, wysyła do Chin m.in. jabłka od różnych polskich sadowników. Koncepcja przewiduje jedną marką „parasolową” dla owoców i przetworów na ich bazie.
Marek Wiśniewski
Udawanie Niemca
Na razie chwalimy się rosnącym eksportem, m.in. spożywczym, a Chiny ma
na celowniku każdy producent żywności. — Polacy mówią o jabłkach, a
Hiszpanie o śliwkach. Dobrze, że rynek się otwiera, ale w najprostszym
eksporcie płodów rolnych, bez żadnej wartości dodanej, łatwo utracić
przewagi kosztowe i przegrać z konkurencją. Tymczasem Chiny inwestują w
zaawansowane technologie, stawiając na produkty i usługi o wysokim
stopniu przetworzenia i dużej wartości dodanej — twierdzi Bartosz Ziółek.
Strategiczne podejście do handlu z Państwem Środka wymaga odpowiedzi na
pytania: co, ale też jak eksportować. Bez tego możemy zmarnować szansę
jak w przypadku mleka UHT. Zdaniem szefa AGC, jego sprzedaż wyglądała
perspektywicznie, ale sami zniszczyliśmy kategorię, tocząc bratobójczą
wojnę cenową.
— Doszło do tego, że jedna z mleczarni wysyła tam mleko, którego
opakowanie sugeruje, że jest niemieckie, bo marże na polskiej wersji
produktu przestały się opłacać — dodaje prezes AGC.
Żeby uniknąć takich błędów w innych kategoriach eksportowych, warto
zjednoczyć się pod wspólną marką. — Mleko UHT na chiński rynek każdy z
producentów proponował pod kilkoma szyldami, żeby móc dać wyłączność na
daną markę każdemu z dystrybutorów. W rezultacie nie ma tam żadnej
silnej polskiej marki. Wspólnie próbują działać producenci drobiu. To
jednak dopiero początki. Szanse biznesowe ma wiele innych produktów —
soki nie z koncentratu, ciastka, makarony, miody pitne, cydr, produkty
śniadaniowe w wersji fitness, a nawet kawa zbożowa, która zawiera
cykorię, mającą — według medycyny chińskiej — wpływ na potencję. To
produkty, które już trafiają do Chin, ale w sposób niezorganizowany —
mówi Bartosz Ziółek.
Na spróbowanie
W lipcu chiński resort gospodarki wskazał siedem dziedzin, które przez
kolejne lata mają najszybciej się rozwijać: kosmonautykę, produkty i
usługi dla osób starszych, e-handel, logistykę chłodniczą,
usługi edukacyjne, technologie rozrywki mobilnej i energię odnawialną.
— W te obszary państwo będzie inwestować — kupować technologie,
produkty, usługi itd. Pytanie, co z tego Polska może sprzedawać
Chińczykom — mówi szef AGC. Jego spółka wybrała branżę chłodniczą —
uczestniczy w joint venture polskich firm z branży drobiarskiej i
logistycznej z chińskim portem Ningbo. W bezcłowej części portu wybudują
chłodnię dla polskich produktów spożywczych. Ma ruszyć w 2018
r. Będzie kosztowała 20 mln EUR, ale jeśli spełni nadzieje,
przedsiębiorcy zyskają wielokrotnie więcej.
— Połączy port w Gdańsku z drugim na świecie pod względem przepustowości
portem w prowincji Zhejiang. Dzięki naszemu projektowi Chińczycy będą
mogli spróbować polskich produktów na miejscu w showroomie, by później
zamówić je w większych ilościach. Dziś mnóstwo kontraktów nie dochodzi
do skutku, bo polska żywność nie jest tam znana. Chińczycy wolą więc nie
zamawiać dużych ilości, transport małych się nie opłaca — mówi Bartosz
Ziółek.
OKIEM PRZEDSIĘBIORCY
Razem
PIOTR KULIKOWSKI
prezes Indykpolu
Branża drobiarska w Chinach działa razem. Konkurencja jest
niewielka. Polska jest jedynym europejskim krajem dopuszczonym z drobiem
na chiński rynek, a pozwolenie na eksport ma kilka zakładów. Działamy
wspólnie poprzez otwarte w Szanghaju przedstawicielstwo Krajowej Rady
Drobiarstwa. Nie walczymy bezpośrednio o konsumentów, nie budujemy marki
producentów, ale przekonanie, że mięso drobiowe z Polski jest najwyższej
jakości.
OKIEM PRZEDSIĘBIORCY
Bez szans
GRZEGORZ BARTOL
wiceprezes Barteksu
Jedna marka dla polskich cydrów i wspólny eksport do Chin wydają się
dzisiaj nierealne. To nie kwestia naszej oceny tamtejszego rynku, ale
braku jednolitego stanowiska nawet wobec tego, co dzieje się na rynku w
Polsce. Walczyliśmy o pozwolenie na reklamę cydru, a w ostatniej chwili
ktoś się wyłamał. Żeby w ogóle myśleć o budowaniu wspólnej strategii na
rynek eksportowy, branża i kategoria muszą najpierw okrzepnąć w kraju.