Niższe od planowanych przychody budżetu z tytułu prywatyzacji nie zagrożą stabilności finansów państwa – powiedział minister finansów Jarosław Bauc. Jego zdaniem realizacja budżetu nie jest uzależniona od przychodów z prywatyzacji.
- Prywatyzację przeprowadza się tylko po to, by podnieść wydajność i konkurencyjność prywatyzowanej firmy. Nie jest to kategoria budżetowa – powiedział Jarosław Bauc na spotkaniu Brytyjsko – Polskiej Izby Handlowej.
Teoretycznie minister ma rację. Trudno jednak ukryć, że w ostatnich latach przychody z tytułu prywatyzacji stanowiły istotne wpływy do budżetu. Lub – patrząc na sprawę inaczej – pozwalały w dużym stopniu załatać dziurę budżetową, która wynika z tego, że rząd wydaje więcej niż zarabia.
Minister Bauc jest jednak zdania, że jeśli przychodów z tytułu prywatyzacji nie da się zrealizować, znajdzie się inne źródło dochodów. Jakie – nie powiedział.
- Moim zdaniem większym zagrożeniem dla budżetu jest sytuacja makroekonomiczna – powiedział Jarosław Bauc.
Chodzi o to, że najprawdopodobniej w 2001 r. inflacja i wzrost PKB będą niższe, niż założone w budżecie. Tymczasem przychody budżetu choćby z tytułu podatków zależą bezpośrednio od tempa wzrostu i inflacji. Z kolei wydatki zapisane są w postaci nominalnej, i nie można ich zmniejszyć.
To jednak dowód, że bijący na alarm ekonomiści mają rację. Jeśli bowiem niższe wpływy z prywatyzacji nałożą się na niższe dochody z tytułu podatków (największa pozycja w dochodach budżetu), skarb państwa może znaleźć się w poważnych tarapatach.
- Na szczęście wiemy o tym już w marcu, i możemy podjąć odpowiednie działania. Gorzej, gdyby taka sytuacja wystąpiła pod koniec roku – stwierdził minister finansów.
Nie określił jednak, jakie działania jego resort podejmie, by zagwarantować realizację budżetu, zwłaszcza zaś nie doprowadzić do większego niż zakładany deficytu.
<p>Wiktor Krzyżanowski