EURO 2012 i euro – kontynuacja

Piotr KuczyńskiPiotr Kuczyński
opublikowano: 2007-05-08 14:52

Mam w tym tygodniu istne urwanie głowy, więc nie dam rady napisać o tym, o czym napisać należy - o zmianie charakteru rynków finansowych. W ramach pracy w Xelion odwiedzam kolejne nasze placówki z prezentacją, w której zajmuję się tą sprawą, ale już chyba najwyższy czas zamienić PowerPoint na Worda. Tyle, że nie w tej chwili. Może za tydzień lub dwa.

Wiem, że pisanie o EURO 2012 i euro może już być nudne, ale nie mogę się powstrzymać. W czasie weekendu przeczytałem ciekawy artykuł w „Dzienniku" („Zabraknie dróg na EURO 2012"), który sprowokował mnie do napisania tego bloga. Tak nawiasem mówiąc to niedawno w jednej ze znanych i poważanych gazet przeczytałem artykuł, który zdecydowanie powiela wszystkie tezy, które zawarłem we wpisie „EURO 2012 problemem dla budżetu (i nie tylko budżetu)?". Plagiat to jednak raczej nie był, bo słownictwo było inne, ale ostrzegam, że jeśli to się powtórzy to napiszę o kogo chodzi .

Ok., wróćmy do artykułu z „Dziennika". Adam Woźniak, jego autor, pisze w nim, że „...wykonawcy dróg zaczynają domagać się 30-procentowych dopłat do kosztorysów inwestorskich". Powodem jest znaczny wzrost cen materiałów budowlanych. Poza tym, „aby sprostać zamówieniom [drogowcy] powinni zainwestować w nowe maszyny co najmniej 6 mld złotych". Autor twierdzi, że za przewidziane na budowę autostrad 27 mld złotych będzie można wybudować nie 960, a jedynie 670 kilometrów autostrad łączących 6 miast zgłoszonych przez Polskę do EURO 2012. Jeśli to jest prawda, a nie widziałem żadnej polemiki z tym artykułem, to problemy zaczynają się dużo wcześniej niż ich oczekiwałem. Można sobie wyobrazić, co będzie się działo w miarę zbliżania się do terminu oddania tych wszystkich autostrad i stadionów... Pieniędzy z całą pewnością będzie potrzeba dużo więcej niż to się nawet teraz szacuje. A zapłaci budżet.

Pojawia się też na horyzoncie nowy problem. Właściwie to jest nowy-stary problem, bo już wcześniej pisałem o tym, że EURO 2012 będzie sprzyjało stałemu umacnianiu się złotego. Oczywiście o ile nie będzie na świecie jakiejś zawieruchy, która wywoła gwałtowny spadek apetytu na ryzyko. Silny złoty ma wiele zalet, ale szkodzi nie tylko eksporterom. W latach 2007 - 2013 mamy z Unii otrzymać blisko 70 mld euro. Rok temu była to równowartość około 270 - 280 mld PLN - teraz tylko 250 - 260 mld, a w ciągu kolejnych lat może to być nawet mniej niż 220 mld. Można wiec powiedzieć, że w dwa trzy lata stracimy 50 - 60 mld złotych, czyli podwójny deficyt budżetowy. Wydawałoby się, że strata jest tylko papierowa, bo przecież w euro dostaniemy tyle, ile mieliśmy dostać, a tylko przeliczniki będzie inny. Nie jest to takie proste. Przyjmijmy, że koszt budowy autostrady miał wynieść 100 jednostek (w złotych), z czego UE miała dać 75. Jeśli trend się utrzyma to Unia dołoży w złotych (w euro oczywiście nic się nie zmieni) nie 75, a o 20 procent mniej, czyli 60 jednostek. Z tego wniosek, że strona polska będzie musiała sporo dopłacić albo komuś (ścianie wschodniej?) dopłaty unijne zabrać. Alternatywą jest kupowanie dosłownie wszystkiego (usługi, materiały) za euro, czyli korzystanie z zagranicznych firm i materiałów oraz ludzi. To oczywiście polskiej gospodarce nie pomoże. Czy ktoś o tym w ogóle myśli?

W swoim poprzedni wpisie na ten temat pisałem, że „może na przykład trzeba powołać interdyscyplinarny komitet, do którego weszliby fachowcy a nie politycy? Miałby on specjalne sejmowe plenipotencje i co prawda nie mógłby dublować rządu, ale koordynowałby wszelkie prace i składał raz w miesiącu sejmowi sprawozdania, które publikowane byłyby w mediach? Poddani takiej kontroli politycy i przedsiębiorcy z pewnością mieliby mniejszą skłonność do zawyżania kosztów i opóźniania prac.". I co? Oczywiście powstało jakieś ciało, które ma wszystko koordynować, ale politycy garnęli się do niego jak pszczoły do miodu chcąc ugrać kilka punktów przed wyborami. Ostrzegam ich - to się nie uda, a udział w tym gremium przyniesie tylko straty. Dlaczego? Otóż dlatego, że problemy są dużo większe niż to się szanownym politykom wydawało (a może i nadal wydaje). Komitet zapewne będzie się kompromitował. Co na przykład zostało zrobione od czasu jego powołania? Jakie lekarstwo mają jego członkowie na te dwa problemy, które wyżej opisałem (nie wracam już nawet do tych poruszonych w wcześniejszym wpisie)? Ja nic nie słyszałem, ale może mi coś umknęło?

Pomysł interdyscyplinarnego komitetu nie wypalił, chociaż mam wrażenie z czasem jednak powstanie. Aby nie za późno. Mam jednak jeszcze jeden pomysł. Trochę dziwny jak na mnie, bo nigdy nie byłe zwolennikiem szybkiego przyjęcia euro. Tym razem jednak sytuacja jest naprawdę poważna. Bardzo szybkie przyjęcie euro, przy założeniu, że będzie się wcześniej prowadziło odpowiednią politykę kursową (przeciwdziałając spadkowi kursów walut), pozwoli uniknąć niemiłych konsekwencji wynikających z nadmiernego umocnienia złotego. W tym celu należałoby jednak zrezygnować z wielu prezentów dla elektoratu oraz dać sobie spokój z redukcją podatków i składki rentowej po to, żeby deficyt budżetowy utrzymać w ryzach. Wejście do strefy euro niesie ze sobą spore ryzyko, o którym już nieraz pisałem, ale czy tym razem gra nie jest warta świeczki?