Fed pogrywa z inwestorami

Przemysław Kwiecień
opublikowano: 2015-09-28 08:00

Trzy miesiące spokoju? Nic bardziej mylnego

Mogło się wydawać, że wątek Fedu został na jakiś czas zamknięty. Amerykański bank centralny nie podniósł stóp procentowych we wrześniu i na rynku szybko zapanowała opinia, że kolejnym realnym terminem jest grudzień. Trzy miesiące spokoju? Nic bardziej mylnego.

Sama decyzja o niepodniesieniu stóp procentowych nie była wielkim zaskoczeniem.

Członkowie FOMC sygnalizowali dość otwarcie, że wobec coraz wyraźniejszych symptomów spowolnienia gospodarczego na świecie mogą zdecydować się na wstrzymanie rozpoczęcia procesu podnoszenia stóp procentowych. A że dane makroekonomiczne z USA też nie były do końca jednoznaczne (rozczarowuje przede wszystkim przemysł, któremu szkodzi mocny dolar), brak podwyżki zostałby przyjęty ze zrozumieniem. Zostałby, gdyby takiemu ruchowi towarzyszył odpowiedni komunikat. Podobnie jak spora część rynku, oczekiwaliśmy, że Fed da jednoznacznie do zrozumienia, że decyzja była naprawdę blisko i podwyżka nastąpi, kiedy tylko zmaleją obawy o silne hamowanie w Chinach. Tak jednak nie było. Fed nie usunął nawet z komunikatu stwierdzenia, że chciałby widzieć dalszą poprawę sytuacji na rynku pracy, podczas gdy powszechnie uważano, że akurat w tej materii amerykańska gospodarka jest gotowa na podwyżkę. W konsekwencji cały przekaz został odebrany jako bardzo gołębi, rynkowe stopy dla dolara spadły, a sam dolar został przeceniony. Z kontraktów na stopę Fedu wynikało, że rynek widział mniej niż 50 proc. szans na podwyżkę w grudniu, nie wspominając o październikowym posiedzeniu. I wtedy się zaczęło.

Nikogo nie dziwił formalny sprzeciw Jeffreya Lackera, jednego z największych jastrzębi w Fedzie, który głosował za podwyżką stóp. Jednak kiedy za podwyżką opowiedział się uważany za wpływowego James Bullard (który w tym roku nie ma prawa głosu), na rynku zawrzało. Trzeba pamiętać, że w FOMC głosowanie przebiega inaczej niż w RPP.

Tam wypracowywany jest konsensus i każdy głos sprzeciwu traktowany jest jako niepowodzenie przewodniczącego. Inni członkowie komitetu — Denis Lockhart i John Williams — nie podważali co prawda decyzji komitetu, ale wyrazili silne przekonanie, że do podwyżki dojdzie w tym roku. To wszystko mogło być nieistotne, gdyby Janet Yellen zwyczajnie podtrzymała swój gołębi ton z konferencji. Tymczasem podczas wystąpienia w zaledwie tydzień po konferencji szefowa Fedu była zupełnie odmieniona. Przekonywała, że niska inflacja jest przejściowa, że oczekiwania inflacyjne gospodarstw domowych są stabilne, że brak podwyżki może być ryzykowny dla gospodarki, i dała jasno do zrozumienia, że chce w tym roku podnieść stopy procentowe.

To bardzo istotna zmiana.

Gołębi Fed i spowalniające Chiny (czego kolejnym potwierdzeniem był wskaźnik PMI, opublikowany w zeszłym tygodniu) mogły oznaczać większe i względnie trwałe osłabienie dolara. Amerykańska gospodarka nadal byłyby jednym z jaśniejszych punktów na globalnej mapie, ale presja ze strony spadających rynkowych stóp osłabiałaby walutę. W obecnej sytuacji nie jest to już tak oczywiste i dolar będzie między młotem (Chinami i reakcją rynków akcji na informacje z tej części świata) a kowadłem (zbliżającą się jednak podwyżką), co będzie wymagało od inwestorów szukania okazji do kupowania go na dołkach (przykładem właśnie ostatnia konferencja po posiedzeniu) i sprzedawania na górkach.