Firmy gonią uczelnie w B+R

Małgorzata GrzegorczykMałgorzata Grzegorczyk
opublikowano: 2020-10-08 22:00

Do tej pory Polska była płatnikiem netto w największym programie badawczym UE. Od dwóch lat sytuacja się polepsza, a resort nauki ma plan, jak zdobywać więcej grantów

Przeczytaj artykuł i dowiedz się: 

  • w jaki sposób Polska chce zdobyć więcej grantów dla naukowców 
  • jakie zmiany szykuje ministerstwo nauki i szkolnictwa wyższego
  • dlaczego ministerstwo liczy, żę naukowcy chętnie zaangażują sie w projekty badawcze
  • kto już korzysta z unijnych pieniędzy na badania i rozwój i dlaczego są to firmy prywatne, a nie z udziałem skarbu państwa 

W największym programie badawczym Unii Europejskiej — Horyzoncie 2020 (H2020) Polska finansuje działalność B+R firm i naukowców z Niemiec, Francji i Hiszpanii. Wpłaca do budżetu programu ponad 3 proc., a w formie grantów do polskich firm, ośrodków badawczych i uczelni wraca 1,23 proc. Do tej pory było to łącznie 692,4 mln EUR, które otrzymało 1106 jednostek realizujących 2219 projektów. Inne kraje radzą sobie dużo lepiej (patrz grafika). Wynik Polski jest słaby, ale bywało jeszcze gorzej.

— Jesienią 2018 r. nasz udział wynosił 0,97 proc. budżetu, czyli przez dwa lata zwiększyliśmy go o około 25 proc. To nadal za mało, ale trend wzrostowy cieszy — mówi Mateusz Gaczyński, zastępca dyrektora departamentu innowacji i rozwoju w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego (MNiSW).

W programie, który zastąpi H2020, Horyzoncie Europa (HE), resort nauki liczy na jeszcze liczniejszy udział Polaków.

— Planujemy i wdrażamy dwie duże zmiany, które mogą zachęcić firmy i jednostki naukowe do startu w konkursach — zapowiada Mateusz Gaczyński.

Granty na granty

Pierwsza dotyczy połączenia finansowania z HE z polskimi funduszami strukturalnymi na badania i innowacje.

— Udało się wynegocjować przepisy, które pozwolą polskim uczestnikom partnerstw na wykorzystanie pieniędzy strukturalnych na wkład własny. Kupimy im bilet do najnowocześniejszego pociągu programów europejskich — obrazowo tłumaczy zastępca dyrektora departamentu innowacji i rozwoju.

Podkreśla, że warto sięgnąć po wsparcie.

— Nie znam firmy, która byłaby niezadowolona z uczestnictwa w H2020. Wszystkie twierdzą, że było to trampoliną: zdobyły nowych partnerów, przebudowały strategię, by korzystać z tych funduszy i wprowadzać bardziej innowacyjne produkty. Tak się dzieje w przypadku firm z każdego sektora: od IT po żywność. To w porównaniu z nadzorowanymi w kraju unijnymi programami bardzo korzystne konkursy, bez rozbudowanych kontroli, z prostym raportowaniem — mówi Mateusz Gaczyński.

Jego słowa potwierdzają przedsiębiorcy.

— Obecny projekt dał nam szansę na upowszechnienie zielonej technologii, której autorem jest nasza firma. Teraz naszym priorytetem jest realizacja obecnego projektu z H2020, ale na pewno będziemy nadal śledzić konkursy w ramach HE i oczywiście nie wykluczamy udziału w przyszłych edycjach — mówi Martyna Sztaba, prezes i współzałożycielka Syntoilu, który odzyskuje ze zużytych opon sadzę wytwarzaną z paliw kopalnych.

Polskim podmiotom może być łatwiej niż dotychczas zdobywać granty także dlatego, że budżet HE jest wyższy niż poprzedniego programu, a na dodatek urośnie pula specjalnej koperty finansowej skierowanej do krajów niedostatecznie reprezentowanych w programie ramowym. W aktualnym programie było to 1 proc. budżetu, czyli 800 mln EUR, a będzie 3 proc. wyższego budżetu, czyli około 2,5 mld EUR, w zależności od ostatecznej skali HE.

Zwabić naukowców

Druga zmiana, którą chce wprowadzić MNiSW, to system wynagrodzeń dla pracowników jednostek naukowych, którzy zaangażują się w projekty HE. — Niskie pensje to wygodna wymówka dla polskich naukowców. Prowadzimy z KE dialog dotyczący stworzenia systemu wynagrodzeń dla wszystkich jednostek naukowych w Polsce, który umożliwi wzrost pensji naukowców biorących udział w projektach o 100-150 proc. Pieniądze pochodziłyby właśnie z HE — mówi Mateusz Gaczyński.

Obecnie dofinansowanie wynagrodzeń naukowców, którzy realizują unijne programy badawcze, pochodzi z budżetu państwa (30 mln zł rocznie). Problem ze zbyt niskimi pensjami mają wszystkie nowe kraje UE. Niewykluczone, że jeśli Polsce się uda, pójdą jej śladem.

Liderzy i maruderzy

Największym polskim odbiorcą funduszy na B+R jest Fundingbox Accelerator, fundusz, który zdobył 59,2 mln zł, czyli 8,9 proc. całej polskiej puli. Wśród firm są także: medyczna Sano, ITTI z branży IT, SDS Optic, Synektik, Orange, Inphotech, 7Bulls.com, Poltreg, Syntoil i Mostostal.

— Spółki skarbu państwa nie potrafią w wystarczającym stopniu korzystać z unijnych funduszy na B+R. Od lat staramy się je zachęcić do udziału w H2020. Ich potencjał można by wykorzystać w ważnych dla kraju obszarach: energetyce, materiałach i paliwach. Uczestnictwo w programach ramowych nie tylko daje dostęp do badań na najwyższym światowym poziomie, ale też otwiera drzwi do klubu firm, które są partnerami KE w budowaniu ram dla polityki sektorowej — mówi Mateusz Gaczyński.

Spółki skarbu państwa mogłyby wziąć przykład z Vigo Systems, firmy zajmującej się fotoniką, światłowodami i czujnikami, której czujnik na łaziku Curiosity poleciał kilka lat temu na Marsa.

— Firma założyła stowarzyszenie producentów technologii fotonicznych, dołączyłado europejskiego zrzeszenia z tej branży i wzięła udział w przygotowaniu partnerstwa — instrumentu, w którym podmioty z różnych państw UE tworzą agendę badawczą finansowaną potem przez Brukselę. Firma wydeptała sobie własną, niezagrożoną kopertę z pieniędzmi na kilkadziesiąt lat — wyjaśnia wicedyrektor MNiSW.

Przyznaje, że państwowe spółki ostatnio zmieniły podejście.

— Wchodzą do ugrupowań lobbujących w KE w bliskich im sprawach. Orlen i PGNiG dołączyły do Hydrogene Alliance, PKP chcą wejść do konsorcjum Shift to rail, gdzie są już koleje niemieckie czy francuskie, a dyskutuje się o tym, jak będzie wyglądał transport kolejowy za 20 lat. Na tym forum zapadają na przykład decyzje, jakie parametry będą miały lokomotywy za dekadę. Jeśli polska spółka tam będzie, zyska wpływ na te ustalenia — mówi Mateusz Gaczyński.

Zauważa natomiast, że polskie uczelnie w niewystarczającym stopniu korzystają z unijnych pieniędzy. Gwiazdą jest Uniwersytet Warszawski, który ma m.in. kilka grantów ERC, tzw. europejskich mininobli. To jednak kosmiczny wynik tylko na standardy polskie, bo np. szwajcarska uczelnia EPFL poluje na grantobiorców i ma ich około stu.

— Piekielnie irytujące dla resortu nauki jest, że to firmy, a nie jednostki badawcze wyrastają na głównego beneficjenta programów ramowych w Polsce. Jednostki badawcze natomiast nieustannie przychodzą do premiera i ministra, narzekając na brak pieniędzy. Pełne wykorzystanie naszej składki do programu ramowego dałoby polskiej nauce fundusze porównywalne ze 100-procentowym zwiększeniem budżetu Narodowego Centrum Nauki — wypomina Mateusz Gaczyński.

Uczelnie wyższe zdobyły 26,75 proc. polskiego budżetu, natomiast firmy 22,16 proc.

Jak to się robi

Firmom zainteresowanym unijnymi programami badawczymi pomaga w Polsce Krajowy Punkt Kontaktowy (KPK). 40 ekspertów bezpłatnie świadczy usługi konsultingowe dla podmiotów chętnych do udziału w programie ramowym. KPK znajduje też polskim podmiotom partnerów z Europy, muszą one tylko wskazać konkurs, w którym chcą wystartować. Funkcjonuje też program Granty na granty — dofinansowanie na przygotowanie wniosku. Do niedawna instrument był zarezerwowany dla jednostek naukowych, ale w PARP trwa pilotażowy program dla firm. Uczelnie do startowania w H2020 od początku 2019 r. zachęca punktacja do oceny działalności jednostek naukowych, promująca unijny program. Została wprowadzona wraz z Konstytucją dla nauki.

OKIEM EKSPERTA

Brakuje tylko ludzi

JERZY LANGER, prezes Towarzystwa Naukowego Warszawskiego, były wiceminister nauki i informatyzacji, członek Europejskiej Rady ds. Innowacyjności

Bardzo dobrze, że ministerstwo nauki nie tylko monitoruje stan wykorzystania środków europejskich, ale też jest nader aktywną stroną w kontaktach z Komisją Europejską. Nawet najskuteczniejszy lobbing ministerialny niewiele jednak pomoże, jeśli będzie mało ambitnych zgłoszeń i partnerów do współpracy. Brakuje poważnej analizy, jakie są źródła obecnego stanu. Przecież nawet zwiększając o 100 proc. wynagrodzenia dla grantobiorców, nie zwiększymy istotnie ich liczby. Przypomnę, że aby Polska osiągnęła średni poziom europejski, musi podwoić liczbę osób zatrudnionych na etatach badawczych w całym sektorze B+R, a zwłaszcza w przemyśle. To oznacza 100 tys. osób, a same ich pensje i rewaloryzacja obecnych uposażeń wymagałyby podwojenia budżetu na naukę. Dzięki ogromnemu napływowi funduszy unijnych mamy w Polsce naprawdę bardzo przyzwoite warunki infrastrukturalne. Brakuje tylko ludzi. Martwię się, bo pojawiły się plany, by Krajowy Punkt Kontaktowy (KPK), główny kanał wiążący polskie środowisko naukowe i innowacyjne z Brukselą, jeden z najlepszych punktów kontaktowych w Europie, włączyć do NCBR. Po co „reformować” coś, co bardzo dobrze działa?