Tempo rozwoju motoryzacji nigdy nie było szybsze w całej jej grubo ponadstuletniej historii. Ktoś kiedyś powiedział, że w ostatnich 20 latach zmieniło się więcej niż w poprzednich 50 i ja się z tym kimś zgadzam. Nie chodzi mi tylko o dynamiczny rozwój aut na prąd, ale również – a może przede wszystkim – o systemy asystujące kierowcy. Auta podpięte do internetu dają zupełnie nowe, niedostępne wcześniej możliwości. Zaawansowane radary, kamery, czujniki roztaczają nad kierowcami dyskretną, aczkolwiek coraz skuteczniejszą opiekę. Pilnują, czy kierowca odpowiednio patrzy, czy jest w formie, czy trzyma się pasa ruchu itd. Pomagają zaparkować i wyjechać z miejsca parkingowego. Pilnują, byś nie zarysował auta, i ostrzegają, gdy przekraczasz dozwoloną prędkość. Obecność większości tych asystentów zawdzięczamy prawu. Mają być i basta. Ale nawet jeśli ich dzielność bardzo ci przeszkadza i pierwsze, co robisz, to dezaktywujesz ich funkcjonowanie, musisz przyznać, że… działają coraz skuteczniej, a ich celem – długoterminowym – jest odebranie kompetencji nam jako kierowcom. Autonomia to wciąż pieśń przyszłości, ale coraz wyraźniej ją słychać.
Ręce z kierownicy
Ponad dekadę temu zostałem zaproszony do Niemiec na testy autonomicznego pojazdu BMW. Auto było pokryte skrzynkami z kamerami, radarami, czujnikami. W środku siedział gość z komputerem. Cała przygoda polegała na tym, żebym wsiadł za kierownicę i jej nie dotykał. Auto wyjechało z parkingu, ruszyło na autostradę, pokonało kilka kilometrów, zawróciło na zjeździe i wróciło do miejsca startu. Podczas przejażdżki samochód zmienił kilka razy pas, hamował na światłach itd. Wszystko odbywało się raczej spokojnie, ale nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że prowadzi je nie komputer, lecz ten gość z komputerem obok. Nie jazda autonomiczna zrobiła na mnie wrażenie, choć wówczas byłem przekonany, że szybko się nie rozgości. I zgoda, nie rozgościła. Do pełnej autonomii jeszcze trochę brakuje, ale rozwiązania półautonomiczne już tu są i pozwalają sobie na coraz więcej.
Przypomnijmy, że autonomia ma pięć poziomów. Poziom zero, co oczywiste, oznacza jej brak, poziom pierwszy oznacza, że auto ma jeden system – kilka rozwiązań przejmujących częściową kontrolę nad pojazdem (np. aktywny tempomat). Poziom drugi to częściowa automatyzacja. Gdy system zarządza pojazdem, trzeba być gotowym do ewentualnego przejęcia kontroli. Przykładem takiego systemu jest asystent parkowania, który rozpoznaje wolne miejsce na parkingu i wprowadza na nie pojazd. Steruje zatem jednocześnie kierownicą i prędkością. Poziom trzeci to warunkowa autonomia. W określonych warunkach auta mogą przejąć pełną kontrolę nad jazdą. Kierowca nie musi trzymać kierownicy ani stóp na pedałach, może nawet przez pewien czas nie patrzeć na drogę. Musi jednak być gotowy, by w razie potrzeby sprawnie przejąć kontrolę nad samochodem. Poziom czwarty to już wysoka automatyzacja. Pojazd jest całkowicie samodzielny i nie potrzebuje wsparcia kierowcy. Kierowca staje się zatem pasażerem. Mimo to auta z poziomu czwartego są wyposażone w elementy do ręcznego sterowania, jednak człowiek wykorzystuje je tylko na własne życzenie. Poziom piąty nie ma kierownicy ani innych urządzeń do sterowania. Kierowca… już nim nie jest ani być nie może.
Obecnie jesteśmy na poziomie drugim. Chodzi mi o wszelkiego rodzaju autopiloty, choć nazwy tych systemów różnią się w zależności od marki. Systemy wymagają, by kierowca nie tylko patrzył na drogę, ale też trzymał dłonie na kierownicy. Jeśli słuchasz się systemowych poleceń, auto pojedzie samo, będzie pilnowało prędkości, odstępu, bywa że i limitów prędkości. Niejednokrotnie potrafi samo zmienić pas itd. Ty masz tylko trzymać ręce na kierownicy (ale już nie musisz nią kręcić) i patrzeć na drogę. Ford idzie dalej. I mówi: ręce precz od kierownicy! To niezgodne z prawem – pomyślisz. A właśnie, że już zgodne.
Zgodnie z prawem
Ford dla swojego systemu BlueCruise – który też jest systemem drugiego poziomu – uzyskał certyfikację do zdjęcia dłoni z kierownicy (ang. hands off, eyes on). Od początku sierpnia 2024 r. systemu prowadzenia pojazdu bez udziału rąk kierowcy Forda można używać w 15 krajach europejskich, w tym w Polsce, co zostało oficjalnie zatwierdzone przez Komisję Europejską. Ford rzeczywiście prosi o zdjęcie rąk z kierowcy i rzeczywiście możesz to zrobić, ale nie wszędzie. We wspomnianych 15 krajach system może być aktywowany na 133 tys. km dróg (konkretnie autostrad). Podobnie w Polsce BlueCruise będzie dostępny włącznie na autostradach (czyli na około 1,8 tys. km). Niemniej jeśli pozostajesz na drodze spełniającej wymagania Forda, możesz nie trzymać kierownicy nawet przez 25 godzin.
Sam system (o którym Ford mówi, że to autonomia na poziomie drugim plus) nie jest nowością. Od niedawna można było z niego korzystać na Wyspach Brytyjskich, w Niemczech i Hiszpanii. A od bardzo dawna w USA. Ford chwali się, że obecnie po drogach całego świata porusza się już 420 tys. aut Forda (i Lincolna) z tym systemem. Kierowcy przejechali już łącznie 342 mln km, korzystając z BlueCruise, co daje ponad 3,1 mln godzin jazdy bez trzymanki. W Polce (i Europie) system ten dostępny jest na razie w jednym modelu Forda – elektrycznym Mustangu mach-e. System można sobie samemu zainstalować. Na razie tylko w autach z rocznika modelowego 2024 i ostatniego kwartału 2023 r. W starszych autach kończone będzie instalowanie aktualizacji software’u, a w rocznikach 2021-22 wymagany jest pakiet Tech Pack lub Tech Pack+ i oczekiwanie na przyszłą aktualizację oprogramowania. Przez pierwsze 90 dni możesz testować system za darmo. Potem – abonament za 1,3 tys. zł rocznie lub 115 zł za miesiąc. Oczywiście możesz wykupić dostęp za jeden miesiąc w roku. Ford nie wyklucza rozszerzenia funkcji na inne modele oraz zapowiada rozbudowę samego systemu (np. o możliwość bezdotykowej zmiany pasa).
BlueCruise w praktyce
No cóż, po prawdzie to taki autopilot. Wsiadasz, spełniasz warunki (znaczy, jesteś na odpowiedniej drodze i patrzysz przed siebie), ikona informuje o gotowości systemu i cyk, Mustang przejmuje prowadzenie. Pilnując jednocześnie, byś patrzył na drogę (skubańca nie da się zmylić nawet okularami przeciwsłonecznymi) i nie trzymał kierownicy.
Pokonałem około 40 km bez trzymania… i (poza podnietą, że auto jedzie samo) nie do końca miałem pomysł, co zrobić z rękami. Możesz się napić wody, podrapać albo wyciągnąć. W przypadku osób posługujących się językiem migowym – można pogadać. System pewnie spodoba się Włochom, którzy jak wiadomo jeśli nie mogą gestykulować, to raczej się nie odzywają. Ale ja po pokonaniu krótkiego odcinka niespecjalnie miałem pomysł, co trzymać, jeśli kierownicy nie mogę. Pewnie w dłuższej trasie BlueCruise da odpocząć. System działa płynnie i z pewnością znajdzie zwolenników gotowych inwestować 115 zł miesięcznie w wyręczenie w prowadzeniu. Dla mnie owo doświadczenie jazdy bez trzymanki miało zupełnie inny wymiar niż samo zapoznanie się z nim. Podsyciło zaniepokojenie, że motoryzacja (ta trzymana), którą znam, nie jest dana na zawsze, a ja na razie chcę się jej trzymać. Przynajmniej za kierownicę.

