Im bliżej końca referendalnej kampanii, tym bardziej stan zdefiniowany w tytule ogarnia nawet osoby prezentujące urzędowy spokój. Na przykład prezydent Aleksander Kwaśniewski w minioną sobotę na Wawelu całkowicie mnie zaskoczył zadanym niemal w przelocie — i kompletnie nie związanym z naszą wspólną tam bytnością — pytaniem: „Jaka będzie frekwencja?”. Odpowiadając zgodnie z sumieniem nie mogłem, niestety, głowy państwa usatysfakcjonować. A później przyszła refleksja — jakże musi rosnąć napięcie prezydenta RP, skoro stara się on podbudowywać dosłownie każdym promykiem optymizmu, choćby dziennikarską opinią.
Władza otrzymuje w tych dniach silne wsparcie z zagranicy. Abstrahując już od wizyty prezydenta George’a Busha, codziennie wpadają do nas choćby na krótko goście unijni: piątek — Tony Blair; poniedziałek — Anders Fogh Rasmussen; wtorek — Mary McAleese; dzisiaj — Gerhard Schröder. Podobne nasilenie krótkich, lecz osobistych kontaktów premiera Leszka Millera miało miejsce w grudniu, przed szczytem w Kopenhadze. Wtedy przefrunięcie przez rządowego Tu-154M kilku tysięcy kilometrów od stolicy do stolicy bardzo się opłaciło, albowiem szefowie państw i rządów obecni 13 grudnia na posiedzeniu Rady Europejskiej przynajmniej byli oswojeni z naszymi postulatami. Trudno jednak przypuszczać, aby trwające obecnie rewizyty polityków Piętnastki w Polsce równie znacząco wpłynęły na wynik naszego referendum.
Napięcie ogarniające premiera Leszka Millera ma jeszcze dodatkowe podłoże. Wszystkie opcje polityczne — łącznie z SLD — bardzo dobrze zapamiętały złożoną dawno temu publiczną deklarację, iż w razie referendalnej porażki prezes Rady Ministrów poda się do dymisji. Problem jedynie w... interpretacji sformułowania „referendalna porażka”. Czy Leszkowi Millerowi chodziło o rzeczywistą klęskę, czyli referendum z wynikiem wiążącym, w którym więcej głosów oddano na NIE (brrrrr, cóż to za koszmar!), czy też jego zobowiązanie obejmuje również niepowodzenie frekwencyjne, ale przy zwycięstwie w urnach wariantu TAK. Dowiemy się nie wcześniej, niż 8 czerwca wieczorem.