Nie znajdzie się już większa firma, która nie ma komórki ESG. Bardzo wiele uwagi poświęcają tej tematyce media, w tym od dawna oczywiście „Puls Biznesu”. Generalnie idzie o to, by podmioty prowadzące działalność biznesową minimalizowały uboczne, negatywne skutki ich działalności dzięki konieczności wprowadzania rozwiązań innowacyjnych i promujących zrównoważone praktyki. Co bardzo istotne dla wyników finansowych, skuteczne zarządzanie zasobami środowiskowymi nie tylko redukuje ryzyko regulacyjne, ale przynosi wymierne korzyści ekonomiczne. Drugi człon ESG, czyli odpowiedzialność społeczna firm oznacza dbanie o prawa człowieka, równość, warunki pracy oraz wpływ na lokalne społeczności. Wreszcie ład dobrze funkcjonujący ład korporacyjny zapewnia, że decyzje podejmowane są w interesie wszystkich interesariuszy, a nie tylko stanu kont bankowych, zaś firma działa zgodnie ze standardami etycznymi.
Teoretycznie normy ESG to po prostu powrót do źródeł działalności gospodarczej. Ich przestrzeganie wymaga jednak zwiększenia obowiązków raportowania. Światowym prekursorem w tym obszarze jest oczywiście UE, która wprowadziła dyrektywę standaryzująca sprawozdawczość zrównoważonego rozwoju. W Polsce dyrektywa doczekała się terminowo implementacji ustawowej do naszego porządku prawnego. Nowe przepisy będą wchodziły stopniowo, naturalnie pierwszą grupą objętą raportowaniem od 2025 r. są największe podmioty gospodarcze. Zgodnie z nadziejami Komisji Europejskiej raportowanie ma spowodować, że coraz większe grupy przedsiębiorstw będą upubliczniały istotne, porównywalne i wiarygodne informacje na temat przestrzegania rygorów zrównoważonego rozwoju.
Przewodnictwo UE we wdrażaniu ESG jest tak naturalne, jak zielonej gospodarki. Wątek środowiskowy bardzo ściśle łączy te dwie kategorie. Od 20 stycznia 2025 r. objęcie prezydentury Stanów Zjednoczonych Ameryki ponownie przez Donalda Trumpa radykalnie zaciemniło jednak perspektywy zrównoważonego rozwoju. Wiele poglądów i haseł wyborczych republikańskiego kandydata można było wprost uznać za opokę… aspołecznego biznesu niezrównoważonego. Od pierwszych dni po zaprzysiężeniu 47. prezydenta nie tylko w samych USA, lecz w całym świecie utrzymuje się niepewność i dosyć nerwowe oczekiwanie, kiedy i co Donald Trump zacznie ze swoich zamiarów forsować decyzyjnie. Rzecz jasna skutki np. grożącej wojny celnej będą miały dla kanonów ESG następstwa zupełnie inne, jak nieskrępowany żadnymi normami środowiskowymi nawrót gospodarki do paliw kopalnych. Z USA wysłany zostanie na inne kontynenty czytelny sygnał do naśladownictwa, które szybko zostanie podjęte.
Dotrze również do Europy, dlatego bardzo realne jest pytanie, czy konieczna będzie korekta Zielonego Ładu? Gospodarka Unii Europejskiej systematycznie przestaje być konkurencyjna wobec USA i Chin, ale jeżeli nie znajdzie – jak to wyliczył Mario Draghi – na nawiązanie globalnej rywalizacji około 800 mld EUR rocznie, to czeka ją wręcz powolne zwijanie się. Realizacja ambitnych celów klimatycznych i zrównoważonego rozwoju według zasad ESG wywołuje oczywiste pytania, czy Europa – w tym naturalnie Polska – ma dość pieniędzy i sił, aby je osiągnąć. Przestawianie gospodarki na zieloną może kosztować tyle miliardów, że koszty – przede wszystkim społeczne – okażą się nie do udźwignięcia. W takim kontekście należy postrzegać konfrontację zapisaną w tytule. To całościowy wniosek z debat na IV Kongresie ESG Europa, jednej z bardzo wielu inicjatyw frasujących się przyszłością rozwoju nie tylko Polski.