Fuzje to biznes, nie polityka

Paweł Zielewski, Paweł Kubisiak
opublikowano: 2006-04-27 00:00

Gospodarka przeżywa okres doskonałej koniunktury. Widać to po rekordach indeksów giełdowych, wysokim wzroście PKB, popycie na ropę i wszelkich wskaźnikach makroekonomicznych. Jednym z przejawów dobrej prosperity jest też zainteresowanie przedsiębiorstw kupnem rywali i ekspansją na nowe rynki.

I choć często słychać, że najlepszym momentem na akwizycje jest końcowy okres recesji, gdy firmy są relatywnie tanie, to właśnie dziś widać wzrost zainteresowania takimi transakcjami. Nic dziwnego, przecież właśnie w okresie hossy firmy mają najwięcej pieniędzy. Z zagranicznych rynków co chwila dobiegają sygnały o połączeniach firm. Niech przykładem będzie choćby najnowsza transatlantycka fuzja gigantów technologicznych — Alcatela i Lucent Technologies,czy zainteresowanie amerykańskiego parkietu Nasdaq przejęciem londyńskiej giełdy LSE, najstarszego rynku świata.

Światowe trendy widać wyraźnie również w Polsce, choć w polskim piekiełku nie zawsze przedstawiane jest to w pozytywnym świetle. Słowo fuzja kojarzy się ostatnio Polakom głównie z połączeniem włoskiego Unicredit i niemieckiego HVB, które w sposób naturalny pociąga za sobą fuzję należących do nich banków Pekao i BPH. Przy czym najgłośniejszy był tu nie motyw biznesowy, ale polityczna interwencja rządu i negocjacje z włoskim bankiem. A że Polak potrafi, to negocjacje pomogły choć zachować na krótki czas miejsca pracy. Ale w świetle biznesowym najprawdopodobniej niewiele zmienią. I prawdę mówiąc, szkoda Banku BPH, który przy Pekao jest bankiem niezwykle dynamicznym, otwartym na klienta i jako jeden z nielicznych dającym dowód na to, że agresywne kredytowanie nie musi być wyłącznie bohaterem spotów reklamowych. Jednak udane połączenie może dać sygnał do dalszych ruchów na polskim rynku. A z punktu widzenia giełdy jest to transakcja korzystna, gdyż wciąż u nas zbyt mało jest dużych spółek.

Banki dążą do globalizacji, lecz nie jest to jedyny sektor, gdzie widać kierunki konsolidacyjne. Pozostając na polskim rynku, można przytoczyć przykład firmy Deloitte, która wchłonie Andersen Business Consulting, niedobitka z upadłego koncernu Arthur Andersen. Jednym z ciekawszych wydarzeń może być fuzja Vistuli i Wólczanki, na której mogą tylko skorzystać akcjonariusze.

W 2005 roku nastąpił wyraźny wzrost aktywności na rynku fuzji i przejęć w Polsce — zanotowano 276 transakcji o wartości ponad 9,4 mld USD. I zapowiada się wysoki poziom również w tym roku. Łączą się nie tylko duże firmy, podobne trendy widać również w sektorze MSP. W końcu duża firma może znacznie więcej. I choć skala tych transakcji jest nieporównywalna, to we wszystkich przypadkach jest to proces złożony i podlega podobnym schematom.

A fuzje i przejęcia to bardzo złożone procesy biznesowe. Połączenia niosą wiele problemów natury prawnej, organizacyjnej i finansowej. I bez doradców ani rusz. By rozjaśnić nieco gmatwaninę fuzji i przejęć, poświęcamy bieżące wydanie „Drogi po kapitał” właśnie tej dziedzinie. I będziemy tematykę fuzji i przejęć kontynuować — ciąg dalszy już w maju w dodatku „Prawo dla menedżera”.

Zapraszamy do lektury!

Organizator

Puls Biznesu

Autor rankingu

Coface