Gaz z łupków traci temperaturę

Magdalena GraniszewskaMagdalena Graniszewska
opublikowano: 2014-06-10 00:00

Pierwsze analizy „świeżych” odwiertów pokazują, że polskie łupki to projekt mniejszy, niż myśleliśmy

Nareszcie. Analitycy i geolodzy po raz pierwszy zajęli się wynikami i doświadczeniami z przeprowadzania świeżych łupkowych odwiertów w Polsce, czyli z lat 2009-14, a nie tych z dawnych lat, wykonanych przez Państwowy Instytut Geologiczny. Wnioski, przedstawione na wczorajszej konferencji „Shalescience 2014”, sprowadzają na ziemię.

None
None

Mniejsze złoża

— Z geologicznego punktu widzenia jest już jasne, że należy przestać myśleć o polskich łupkach w kategoriach superoptymistycznych. Bez wątpienia mówimy o projekcie mniejszym, niż wskazywały na to pierwotne założenia — mówi Paweł Poprawa, doradca z Instytutu Studiów Energetycznych, który prezentował wczoraj główne wnioski.

Wiadomo, że łupków jest w Polsce mniej, niż myśleliśmy, ale nadal nie wiadomo ile. Najświeższe szacunki amerykańskich specjalistów energetycznych, z czerwca 2013 r., mówią o 4,2 biliona stóp sześciennych gazu.

— O wielkości złóż można wnioskować na podstawie otworów, w których przeprowadzono szczelinowanie, a tych wykonano w Polsce ledwie 10 [wszystkich otworów wykonano ok. 60 — red.] — zauważa Paweł Poprawa.

A do właściwej oceny, jak szacuje, potrzebnych jest 100-200 otworów. Problem w tym, że to koszt idący w miliardy złotych. A firm do ponoszenia takiego kosztu jest coraz mniej.

— Wiele firm opuściło polski sektor łupkowy, wiele koncesji porzucono. Mniejszym graczom, typu Lane Energy czy Wisent Oil & Gas, jest dziś natomiast trudno pozyskać finansowanie. Dlatego główną rolę w polskich łupkach będą w przyszłości odgrywały firmy państwowe, czyli PKN Orlen i PGNiG — przewiduje Paweł Poprawa.

Z tego co mamy, wynika już jednak na pewno, że najatrakcyjniej wyglądają złoża w okolicach Łeby (w tym rejonie działa m.in. San Leon), ale także te przy granicy z Litwą (koncesje Wisent Oil & Gas), w Bieszczadach oraz w basenie lubelskim.

Dłuższe procedury

Pod względem ważnego dla branży wskaźnika TOC (zawartość materii organicznej)wyróżnia się Pomorze i centrum Polski. — Pod względem wskaźnika TOC jesteśmy jednak poniżej poziomów, które widać np. w Stanach Zjednoczonych — zauważa Paweł Poprawa. Najmocniej od warunków w Stanach Zjednoczonych odróżnia Polskę jednak warstwa regulacyjna. Czyli np. czas oczekiwania na zezwolenia na odwiert to u nas średnio 8 miesięcy, a w amerykańskiej Pensylwanii — 45 dni.

— Powolne procedury sprawiają jednocześnie, że odsuwa się w czasie moment, w którym dany projekt wydobywczy ma szansę osiągnąć rentowność. A to zniechęca wielu globalnych graczy. Warto jednocześnie pamiętać, że regulacje to element, który najłatwiej zmienić — zauważa jednak Paweł Poprawa.