Komentarz o rozgrywce Orlenu z Lotosem, pisany w ubiegłym tygodniu z XVII Forum Ekonomicznego w Krynicy-Zdroju, zakończyłem słowami: „Prezes Piotr Kownacki przewiduje, że we wtorek jego problem z Lotosem się rozwiąże. (…) Za kilka dni się okaże, który z prezesów jest bliższy dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości”. Owa dynamika zmian osiągnęła poziom groteski — bo tylko tak wypada ocenić złożenie w poniedziałek przez wiceministra skarbu Pawła Szałamachę wniosku o usunięcie Pawła Olechnowicza z Lotosu, uzasadnione poważnymi zarzutami — a po kilku godzinach wycofanie się z nich i zdjęcie tematu z rady nadzorczej. Jej wczorajsze posiedzenie okazało się zwycięstwem dotychczasowego prezesa.
Forsowana przez Orlen fuzja obu firm przebiegłaby na podobnych zasadach, jak zjednoczenie w 1990 r. państw niemieckich — układ podpisały dwa równoprawne podmioty prawa międzynarodowego, a potem NRD zniknęła. Nic dziwnego, że słabszy Lotos walczy o utrzymanie samodzielności za wszelką cenę. To biznesowe starcie ma drugie, a nawet trzecie dno — wojują regionalni politycy z rządzącej opcji, a także resorty rządu Jarosława Kaczyńskiego. Środowisko gdańskie po prostu nie wyobraża sobie zdegradowania swojej flagowej firmy do roli oddziału koncernu płocko-warszawskiego. Z kolei resort gospodarki nie zamierza poddawać się skarbowi państwa — i tak ma już kompleks niższości, wywołany chociażby przejęciem przez skarb mitycznego pakietu Kluski. Gdy na krynickim forum zapytaliśmy ministra Piotra Woźniaka o ocenę zamiarów Orlenu, to dyplomatycznie zasłonił się przyjętym przez cały rząd programem dla sektora paliwowego, zakładającym przecież istnienie obu koncernów.
Udany kontratak gdański na razie utrzymał Pawła Olechnowicza na stanowisku. W związku z tym plan Piotra Kownackiego, aby Lotosem od zaraz pokierował prezes potulnie poddający się Orlenowi — a najlepiej wywodzący się wprost z kadry Orlenu — spaliły na panewce. Nawet taki bliski braciom Kaczyńskim mocarz, jak minister skarbu Wojciech Jasiński nie poradził, gdy po drugiej stronie stanął — jak wieść lotosowa radośnie niesie — równie zaufany niegdysiejszy szef UOP, a dzisiaj wiceminister gospodarki od bezpieczeństwa energetycznego Piotr Naimski. Wiadomo, służby…
Tak się składa, że nie jestem klientem ani Orlenu, ani Lotosu i obie firmy postrzegam naprawdę neutralnie. Oceniając ich relacje, nie mogę zapomnieć komediowej sytuacji ze wspomnianej już Krynicy-Zdroju, ale z roku 2003. Ówczesny prezes PKN Orlen Zbigniew Wróbel dzielnie walczył tam do późnych, a raczej wczesnych, godzin na bankiecie Lotosu, którego gospodarzem był Paweł Olechnowicz — i z tego powodu zdezerterował z rozpoczynającej się o dziewiątej rano ważnej debaty, prowadzonej przez byłego (czyli już mało ważnego) premiera Jerzego Buzka. Fotel z nazwiskiem Wróbla stał demonstracyjnie pusty. Za to następnego dnia, gdy przyjeżdżał urzędujący premier Leszek Miller — nadskakujący mu Wróbel już dwie godziny wcześniej czuwał na środku krynickiego deptaku, chcąc być pierwszym witającym. No i był, z tym że drugim, bo musiał przepuścić gospodarza forum Zygmunta Berdychowskiego.
W Polsce regularnie zmieniają się rządzące ekipy, ale relacje między politycznymi dysponentami i ich pomazańcami w spółkach skarbu państwa okazują się wartością ponadczasową i pomostem między III a IV RP.
Jacek Zalewski