Giełda wysysa kapitał z gospodarki

Andrzej Siłuszek
opublikowano: 1998-12-10 00:00

Giełda wysysa kapitał z gospodarki

WYNATURZENIA GIEŁDY: W czasie ostatnich paru miesięcy WIG spadł prawie o 50 proc. Czy to znaczy, że z polskiej gospodarki została tylko połowa?

Coraz częstsze są wśród ekonomistów na całym świecie głosy podające w wątpliwość przydatność giełd papierów wartościowych dla światowej gospodarki. Są i ostrzejsze opinie, obarczające giełdy i towarzyszącą im spekulację, winą za światowe kryzysy finansowo- -walutowe. „Giełda to w zdecydowanej mierze czysta spekulacja, w której tysiące składają się na to, by jeden mógł wygrać. W gruncie rzeczy to pasożyt, z którego pożytek jest wątpliwy” — twierdzi Krzysztof Dzierżawski, biznesmen, jeden z najbardziej oryginalnie myślących polskich ekonomistów.

CZYM WŁAŚCIWIE jest jakakolwiek giełda papierów wartościowych? Jeśli odrzucić na bok cały towarzyszący jej blichtr i legislację, tworzącą zasady, według których działa, jeśli wrócić do źródeł, to okaże się, że jest to tylko miejsce, w którym można kupić bądź sprzedać kawałek jakiejś firmy. Kupić bądź sprzedać kawałek firmy notowanej na giełdzie można tylko za pośrednictwem giełdy. Nie w biurze, nie w kawiarni, nie w domu, ale właśnie na giełdzie.

Z TYCH PODSTAWOWYCH praw człowieka — prawa kupna czegoś na własność i prawa sprzedania swojej własności — uczyniono instytucję, która tę najprostszą transakcję wynaturzyła. Bowiem przedmiotem transakcji przestało być prawo własności czegoś materialnego, prawo własności kawałka firmy. Przedmiotem transakcji stała się akcja wraz z jej spekulacyjną wartością.

WYNATURZENIU uległo pojęcie inwestowania — twierdzą przedsiębiorcy. Po cóż się bowiem inwestuje w coś? Ano po to, żeby kosztem wyłożonych pieniędzy mieć firmę przynoszącą dochód. Zarobkiem inwestora powinien być zysk z działalności firmy, w którą zainwestował. Przynosi to korzyść firmie — bo pieniądze inwestowane są w nią. Przynosi to korzyść gospodarce — bo dzięki rozwijającym się firmom rozwija się i ona. Przynosi to korzyść inwestorowi — bo ma dochód.

NATOMIAST uczestników gry giełdowej już dawno przestała interesować dywidenda. Oni inwestują nie po to, aby odebrać dywidendę, ale dla osiągnięcia zysku spekulacyjnego. Pieniądze zaś nie są inwestowane w przedsiębiorstwa, ale w coś niematerialnego, w akcje, czyli nie wiadomo w co. Pieniądze za akcje firmy nie trafiają do niej, nie podnoszą jej kapitału ani zdolności produkcyjnych. Zanikła więź łącząca przedsiębiorstwo z jego akcjami — i przedsiębiorstwo, i jego akcje na giełdzie żyją własnym, odrębnym życiem.

WYNATURZENIU uległy pojęcia: prywatna firma i właściciel firmy. Właścicielem przedsiębiorstwa jest bowiem ktoś, kto z niego żyje i ma z nim materialny związek. Właścicielem firmy jest rzemieślnik, rolnik, adwokat, przedsiębiorca budowlany. Chwilowego właściciela akcji firmy notowanej na giełdzie nic z nią nie łączy, najczęściej nawet nie wie, czym ona się zajmuje. Przedsiębiorstwa giełdowe nie są więc firmami prywatnymi w rzetelnym tego słowa rozumieniu — twierdzi coraz więcej ekonomistów. Są Nie Wiadomo Czym.

SPÓJRZMY NA tak modny ostatnio Elektrim. Kto jest jego prywatnym właścicielem? Tysiące, a może dziesiątki tysięcy chwilowych właścicieli akcji? Te mrówki bez przerwy zmieniające swój portfel papierów wartościowych, które dziś są właścicielami Elektrimu, jutro będą właścicielami Handlowego, a pojutrze Dębicy? Czy może zagraniczne instytucje, które według tej samej zasady też są Nie Wiadomo Czym?

GIEŁDY papierów wartościowych wysysają pieniądze z gospodarki — uważa coraz więcej niezależnych ekspertów. Te pieniądze zamiast służyć wzrostowi potencjału banków, rozwojowi produkcji, handlu, badań naukowych, rzucane są do gry, w której kapitał żywi się kapitałem.

I WRESZCIE najcięższy zarzut — giełdy kreują obraz sytuacji gospodarczej, który nijak nie przystaje do prawdziwej gospodarki. Krzysztof Dzierżawski każe nam zastanowić się nad najprostszą informacją: że akcje spółki dzisiaj wzrosły o 6,5 proc. Czy to znaczy, że wartość fabryki wzrosła przez noc o 6,5 proc.?

PODAJMY inny przykład — w czasie ostatnich paru miesięcy WIG spadł prawie o 50 proc. Czy to znaczy, że z polskiej gospodarki została tylko połowa? Giełdy swym nie przystającym do rzeczywistości gospodarczej zachowaniem wywołują euforię bądź panikę na rynkach walutowych i wpływają na nieracjonalne zmiany kursów walut. A to już bije wprost w światową gospodarkę. Komu zatem potrzebne są giełdy, tym kilku, którzy kosztem tysięcy mnożą swój kapitał?