Czym się różni Czech od Polaka? Wyglądem wcale, językiem trochę, upodobaniami i gustem — bardzo.
Glazurę wybiera pani, a armaturę pani mąż
Czym się różni Czech od Polaka? Wyglądem wcale, językiem trochę, upodobaniami i gustem — bardzo.
— Polak nie kupi do łazienki czerwonych płytek ceramicznych ani innych jaskrawych. Czesi po takie właśnie przyjeżdżają do naszego salonu w Nysie — wyjaśnia Barbara Puchalska, prezes i współwłaścicielka Bareksu.
Wraz z mężem Leszkiem założyła siedem lat temu firmę sprzedającą w hurcie i po cenach detalicznych listwy do glazury i przypodłogowe oraz ceramikę z Tubądzina. Wkrótce oferta wzbogaciła się o płytki z Paradyża, ceramikę z Cerkoloru i armaturę łazienkową.
— Dziś zaopatrujemy kilkadziesiąt sklepów, głównie w Polsce południowo-zachodniej. Jednak nadal mile są widziani klienci indywidualni — i Polacy, i Czesi — mówi pani prezes.
Prawdziwym wyzwaniem są zamówienia dużych inwestorów. Z myślą o ich zaopatrywaniu firma kupiła niedawno ciężarówkę z przyczepą. Wraz z dziesięcioma samochodami dostawczymi tworzy tabor Bareksu.
— Dotąd korzystaliśmy z usług firmy spedycyjnej, ale gdy podliczyliśmy koszty, okazało się, że bardziej się nam opłaca utrzymywanie własnego transportu — tłumaczy Barbara Puchalska.
Zaufani pracownicy
Region nyski do niedawna cechowało wysokie bezrobocie. Na papierze istnieje do dzisiaj, ale w rzeczywistości brakuje rąk do pracy.
— Mam szczęście, bo trzon naszej załogi stanowią moi byli uczniowie. Chyba gdy byłam jeszcze nauczycielką, nie dopiekłam im za bardzo, bo poszli za mną — uśmiecha się pani prezes.
Chwali sobie współpracę z miejscowym urzędem pracy, który wyznaczył konkretną osobę odpowiedzialną za kontakty m.in. z Bareksem.
— Choć zdarza się, że przychodzą osoby, które z góry zapowiadają, że chcą tylko przeczekać do wyjazdu za granicę. Takim od razu dziękujemy, bo od pracownika oczekujemy identyfikacji z firmą — wyjaśnia Puchalska.
W zeszłym roku firma uruchomiła swój punkt w odległym o 30 km Niemodlinie. Cieszy się sporym powodzeniem, lecz na razie nie będą powstawać kolejne filie.
— Chcieliśmy pójść w tym kierunku, ale brak chętnych do pracy hamuje nasz zapał — przyznaje pani prezes.
No, tak, w końcu ilu byłych uczniów może mieszkać w Gierałcicach?
Od fugi do wanny
Obiecująco wygląda eksport ceramiki i listew przypodłogowych. Polskie wyroby znajdują uznanie u naszych południowych sąsiadów oraz w Estonii.
— Z Estończykami spotkaliśmy się kiedyś w Tubądzinie i od tej pory zawiązała się między nami przyjaźń. Każde spotkanie biznesowe przeradza się w zjazd koleżeński. A ponoć interes i przyjaźń stoją ze sobą w sprzeczności — rozkłada ręce Barbara Puchalska.
Wchodzi na murek fontanny stojącej niedaleko wyjścia z salonu. Ceramiczna mozaika układa się w nazwę firmy. Ponad nią wisi dyplom Gazeli Biznesu.
— Promujemy się także w gazetach lokalnych oraz ogólnopolskiej prasie branżowej. Coraz więcej klientów korzysta z naszej strony internetowej. Zapoznają się wstępnie z naszą ofertą, by w rozmowach bezpośrednich zamawiać konkretne wyroby — mówi pani Barbara.
Na miejscu pracownicy pomagają zaprojektować wnętrze, wyliczają też ilość potrzebnych materiałów, proponują rozwiązania kolorystyczne.
— Boom budowlany trwa. Liczymy teraz na większe zyski — kalkuluje prezes.
Zauważyła, że dla coraz większej liczby klientów cena nie jest już priorytetem, ważny staje się wzór, odcień, klimat pomieszczenia, jaki stworzy kupiona glazura.
— Najczęściej przychodzą małżeństwa — mężczyźni dają wolną rękę żonom i to one głównie wybierają, choć zdarzają się kłótnie. Panom pozostaje wtedy armatura i rozmowę zaczynają na ogół od pytania: czy to aby nie chińskie? — opowiada Barbara Puchalska.
Od tego roku Bareks oferuje także drzwi, panele podłogowe i meble łazienkowe.
— Klienci chcą mieć wszystko w jednym sklepie, od fugi po wannę — mówi prezes.
Wanny chcieli mieć także Rosjanie. Odebrali kilka partii, sumiennie zapłacili, ale wkrótce sami zaczęli je produkować.
— Rynki wschodnie wciąż są ryzykowne, bardzo ostrożnie podchodzimy do tych transakcji — zastrzega Barbara Puchalska.
Pamięta kilka nieudanych kontraktów. Mimo wyroków sądowych pieniądze są praktycznie nie do odzyskania.
— Takich naciągaczy jest już coraz mniej i znacznie łatwiej eliminować ich w Polsce niż w Rosji — wyjaśnia pani prezes.
Miłośnicy kwiatów
Schodzi z murku przy fontannie, uwagę zwracają kwiaty, których w salonie jest sporo.
— To nasze hobby, rosnące przy domu kilka tysięcy krzewów docenił trzy lata temu wojewoda opolski, wręczając nam tytuł najpiękniejszej posesji w regionie — do rozmowy włącza się Leszek Puchalski, współwłaściciel Bareksu, mąż pani Barbary.
Właśnie umawiają się na rowerową przejażdżkę. Czterdzieści kilometrów po górzystym terenie to norma. Niezależnie od pogody.
— Żona nadal jest świetnym nauczycielem. Uczy nie tylko, jak dobrze sprzedawać ceramikę, ale także, jak zrzucić 13 kilogramów — zdradza Leszek Puchalski.
Obejmują się i odchodzą. A ja wsiadam do samochodu. Jaki kolor mają kafelki w mojej łazience? Na pewno nie czerwony.
© ℗Podpis: Adrian Chimiak