Wystarczy chęć zwycięstwa w regatach Vendée Globe, nazywanych Everestem światowego żeglarstwa. Po raz pierwszy wystartował w nich Polak, Zbigniew „Gutek” Gutkowski. Dzięki Enerdze.
W roli Rambo, twardziela nad twardzielami, wystąpił w 1992 r. francuski żeglarz Bertrand de Broc. Walczył ze sztormem na środku Atlantyku i znienacka dostał fałem grota prosto w twarz. W szoku przegryzł sobie język. Nie stracił rezonu, sięgnął po apteczkę i podczas sztormu, instruowany zdalnie przez lekarza — który tysiące kilometrów dalej stał przed lustrem i imitował ruchy żeglarza — sam zszył sobie język.
Finisz dla nielicznych
Stalowe nerwy czy szalona determinacja? Raczej to drugie. Przecież De Broc płynął wówczas w Vendée Globe, najtrudniejszych na świecie samotniczych regatach wokółziemskich. Najtrudniejszych, bo żeglarz jest w nich naprawdę sam — nie może zawinąć po drodze do żadnego portu, nie może przyjąć pomocy z zewnątrz. Pod groźbą dyskwalifikacji. Dlatego do mety we francuskim porcie Les Sables d’Olonne dopływa średnio tylko 40 proc. startujących.
Dlatego regaty odbywają się w cyklu olimpijskim — co cztery lata. I dlatego świat żeglarski nazywa Vendée Globe „Everestem mórz”, a zwycięzcę — najlepszym żeglarzem świata. Magia Everestu uzależnia. Bertrand de Broc z blizną na języku wciąż startuje w Vendée Globe. Magia Everestu również przyciąga. Wśród nowych zapaleńców na starcie stanął w tym roku pierwszy w historii regat Polak — Zbigniew „Gutek” Gutkowski. Niestety, nie ukończył ich — po kilkunastu dniach wycofałnsię z wyścigu z powodu kłopotów z elektroniką na jachcie.
Polak spróbował sił
— Odwaga nie polega jedynie na tym, by walczyć, ale też na tym, by wiedzieć, kiedy przestać. Wiem, że zrobiłem wszystko, co można, pracując nad problemami z elektroniką. Ale tak się dalej nie da. Bez autopilota nie można się ścigać, a jeżeli nie można, trzeba się wycofać. To trudna decyzja, jedna z najtrudniejszych w moim życiu. Ale to są regaty Vendée Globe, to jest potęga oceanu, z którą nie można walczyć — wyjaśniał emocjonalnie Gutek swoją decyzję. Zbigniew Gutkowski to jeden z najbardziej utytułowanych polskich żeglarzy, a świat opłynął już dwukrotnie. W zeszłym roku zajął drugie miejsce w regatach Velux 5 Ocean — naokoło świata, samotnych, ale podzielonych na etapy. Do stawki uczestników Vendée Globe dołączył w ostatniej chwili jako dwudziesty. Tyle czasu zajęło mu poszukiwanie sponsorów. Znalazł — gdańską Energę.
Następczyni „Babci”
— Kontaktowałem się w tej sprawie z setkami firm, praktycznie ze wszystkich sektorów. Żeglarstwo to tak czysty sport, że pasuje do każdej branży. Jednak rozmowy nie były łatwe. Czuć kryzys. Wystarczy spojrzeć na listę startową Vendée Globe — mamy tylko dwudziestkę żeglarzy, podczas gdy w poprzedniej edycji było prawie trzydziestu — zauważa Zbigniew Gutkowski.
Jego rozmowy z gdańską Energą ruszyły na początku roku, a umowę podpisano ledwie trzy miesiące temu. Energetyczna firma, lider, jeśli chodzi o odnawialne źródła energii w Polsce, była sponsorem tytularnym żeglarza. Dała m.in. nazwę jego jachtowi klasy IMOCA Open 60, wyprodukowanemu w 2007 r. Zresztą dzięki wsparciu finansowemu Energi Gutek w ogóle zdobył ten jacht, też w ostatniej chwili. Jeszcze trzy miesiące temu zamierzał płynąć na wiekowej „Babci”, na której brał udział w Velux 5 Oceans.
Za sukces uważał wtedy samą perspektywę wzięcia udziału w Vendée Globe. Na nowej łódce miał szansę na o wiele większe osiągnięcia. Ale nie udało się. Gutek przyznaje, że kwestie finansowe były arcytrudnym elementem przygotowań do Vendée Globe, ale otrzymanego budżetu nie ujawnia. Dyskretna jest również Energa. — Budżet był adekwatny do potrzeb — ucina pytania Mirosław Bieliński, prezes Energi.
Na szczęście organizatorzy Vendée Globe chętnie szacują, ile trzeba mieć, by dostać szansę na opłynięcie świata pod ich szyldem. Ich zdaniem to 2,2-2,5 mln euro. W tej kwocie mieści się zakup łódki — za 0,7-1 mln euro, przy czym po regatach można ją odsprzedać i odzyskać część pieniędzy. Czarterowanie łodzi uważa się za nieatrakcyjne finansowo, gdyż kosztuje 0,6-0,8 mln euro. Pieniądze niemałe, ale to przecież inwestycja.
— Liczymy, że wspierając Gutka, zwiększymy rozpoznawalność marki Energa — mówi Mirosław Bieliński.
Czy wycofanie się żeglarza z regat pokrzyżowało te plany? Raczej nie.
— Doświadczony marketingowiec rzadko opiera strategię projektu na czymś tak zmiennym i nieprzewidywalnym, jak przyszły wynik sportowy osiągnięty przez sponsorowanego zawodnika. Komunikację opiera się raczej na wyjątkowości danego przedsięwzięcia, emocjach i wartościach przekazywanych za jego pomocą — tłumaczy Grzegorz Kita, prezes Sport Management.
Korzyści do policzenia
Prezes Bieliński nie kryje, że o pomoc finansową Energi codziennie zabiega wiele osób na różne cele. Wszystkie świetne. Ale żeglarstwo wyjątkowo dobrze wpisało się w profil energetycznej firmy.
— Siedzibę mamy nad morzem, wspieraliśmy też w przeszłości mniejsze inicjatywy żeglarskie. Poza tym samotny żeglarz opływający świat, czerpiący moc z wiatru i pokonujący własne słabości to połączenie humanizmu i natury. Te wartości chcemy promować — podkreśla Mirosław Bieliński.
Zachęciły też liczby. Poprzednia edycja Vendée Globe przyciągnęła 1,7 mln kibiców, w tym 300 tys. na linii startu. Regatom poświęcono 18 tys. artykułów, 500 godz. emisji telewizyjnej, 300 godz. emisji radiowej, a stronę internetową odwiedziło 59 mln osób (234 tys. odwiedzin dziennie). Po raz pierwszy transmisję z regat zaplanowała też polska telewizja publiczna.
— Nasze logo było i na żaglu, i na kadłubie. To daje niesłychanie atrakcyjny ekwiwalent reklamowy — zauważa Mirosław Bieliński.
Dało także impuls do uruchomienia długofalowego programu Energa Sailing. Ruszył w październiku i ma promować żeglarstwo wśród dzieci i młodzieży. Ma też oferować stypendia, które umożliwią najbardziej utalentowanym zawodnikom rozwój w swojej klasie żeglarskiej lub zmianę na wyższą. Ambasadorem i patronem programu będzie, też długofalowo, Zbigniew Gutkowski.
— Bo kto lepiej wychowuje niż morze? — pyta retorycznie Gutek.
Vendée Globe
To największe wyzwanie, z jakim może się zmierzyć żeglarz. Uczestnicy muszą pokonać około 30 tys. mil morskich bez zawijania do portów i bez wsparcia ekip pozostających na lądzie. Siódma edycja regat Vendée Globe wystartowała 10 listopada — 20 żeglarzy z całego świata, w tym jedna kobieta, wyruszyło w trasę dookoła trzech przylądków, by po około 100 dniach, okrążywszy kulę ziemską, powrócić do francuskiego portu Les Sables d’Olonne (na zdjęciu obok).