Polscy przedsiębiorcy handlujący z Ukrainą pod koniec lutego znaleźli się w bardzo trudnej sytuacji. Nagle musieli zacząć mierzyć się z brakiem dostaw, odcięciem od rynków zbytu i odpływem pracowników.
Odwrót faktorów
Jednak problemy ich nie przerosły, co potwierdzają dane dotyczące wymiany handlowej.
– W pierwszym kwartale eksport z Polski do Ukrainy wyniósł 1,54 mld dolarów, czyli zaledwie o 3,5 proc. mniej niż rok wcześniej. Natomiast import był na poziomie 1,39 mld dolarów, aż o 46 proc. wyższym niż rok temu – mówi Sławomir Szymusiak, dyrektor Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej.

Eksporterzy wciąż działają, choć mają pod górkę. Sporym problemem dla tych, którzy wciąż chcą handlować z Ukrainą, jest przede wszystkim uzyskanie finansowania albo zabezpieczenia transakcji.
– W obecnych czasach finansowanie eksportu na Wschód to bardziej skomplikowany i droższy proces – przyznaje Marek Kołtun, prezes firmy Plusfactor.
Dodaje, że dotychczas polscy eksporterzy mogli korzystać z ubezpieczenia należności w ramach faktoringu pełnego. Mogli też ubezpieczyć należności samodzielnie i poprzez cesję polisy dyskontować należności u faktora.
– W obydwu przypadkach kluczowe dla transakcji faktoringowej było ubezpieczenie. Dostępne były rozwiązania umożliwiające finansowanie faktur nawet z terminem 120 czy 180 dni. Obecnie, z powodu zmiany polityki ubezpieczeniowej odbiorców w Ukrainie, Rosji i Białorusi, nie ma możliwości skorzystania z dotychczasowych produktów. Nadal dostępne jest finansowanie w formie faktoringu niepełnego, ale i tutaj wymogi dotyczące transakcji zostały znacząco podniesione – tłumaczy Marek Kołtun.
Faktorzy też dostosowują swoją działalność do obecnych realiów, a wojna w Ukrainie to dla nich spore ryzyko. Jeśli są zainteresowani rynkami na Wschodzie, to kooperują tylko z byłymi republikami Związku Radzieckiego, takimi jak Azerbejdżan i Kazachstan.
– Wyłączają jednak ze współpracy Ukrainę, Rosję i Białoruś, ponieważ w działalność faktoringową wkalkulowane jest ryzyko handlowe. Trudno natomiast oszacować to, które wywołane jest wojną czy innymi kataklizmami. Wycofanie się ubezpieczycieli z przyznawania limitów na rynkach rosyjskim, ukraińskim i białoruskim potwierdza niepewne czasy dla faktoringu na Wschodzie. Do czasu, gdy nie będzie systemowego wsparcia na tym polu, trudno oczekiwać przełomu w kwestii ożywienia finansowania odbiorców ze wschodniej Europy – uważa Marek Kołtun.
Bez polisy i kredytu
Z ubezpieczania eksportu do Ukrainy wycofała się Korporacja Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych (KUKE) i to już od momentu wprowadzenia na początku wojny przez bank centralny tego kraju moratorium na zagraniczne płatności.
– Z kolei ubezpieczenia na rynek rosyjski nie są dostępne za sprawą sankcji, a w przypadku Białorusi pozostają znacznie ograniczone. W tym ostatnim wypadku liczba podmiotów czy grup towarów objętych sankcjami jest wyraźnie mniejsza niż w przypadku Rosji, ale też nie przyznajemy nowych limitów – mówi Katarzyna Kowalska, wiceprezes KUKE.
Podobną politykę stosują inne agencje kredytów eksportowych z Europy.
Być może wkrótce będzie możliwość ubezpieczenia dostaw do Ukrainy grup towarów, które zostały wyłączone z moratorium.
– Do tego momentu wspieramy naszych klientów, żeby mogli kontynuować współpracę z firmami ukraińskimi na zasadzie przedpłaty, tak, żeby obrót mógł być prowadzony pomimo przeterminowań i zwiększonego ryzyka wypłaty odszkodowań – mówi Katarzyna Kowalska.
KUKE obniżyła także stawki w ramach Polisy bez granic, która zapewnia ochronę w 160 krajach. W ten sposób ubezpieczyciel chce zachęcić przedsiębiorców do poszukiwania nowych rynków zbytu. Póki co nie wiadomo, kiedy mógłby ponownie otworzyć się na ubezpieczanie eksportu do krajów objętych konfliktem.
– Dostosowujemy wewnętrzne procedury do obecnej sytuacji, żeby klienci mogli jak najszybciej otrzymać odszkodowania. Rozumiemy, że dla części z nich przychody z Ukrainy, Rosji czy Białorusi stanowiły istotną część sprzedaży, dlatego brak płatności może powodować problemy z bieżącą płynnością. Z naszych obserwacji wynika, że silne uzależnienie od rynków wschodnich na szczęście dotyczy niewielu polskich przedsiębiorców. Mamy jednak świadomość, że w związku z trwającymi działaniami zbrojnymi eksporterzy mogą mieć trudności z zebraniem pełnej standardowej dokumentacji poświadczającej straty poniesione w Ukrainie – mówi Katarzyna Kowalska.
Również Bank Gospodarstwa Krajowego (BGK) nie finansuje ani nie zabezpiecza projektów eksportowych na rynki rosyjski i białoruski. Jego limity dla banków są zamknięte, nie finansuje żadnych nowych transakcji, w których występują podmioty z tych krajów.
– Jeżeli chodzi o Ukrainę, pracujemy nad rozwiązaniami umożliwiającymi wsparcie polskiego eksportu z wykorzystaniem akredytyw dokumentowych. Można będzie je zastosować sprzedając produkty, które podlegają wyłączeniu z moratorium płatniczego ogłoszonego przez Narodowy Bank Ukrainy. Wdrożone rozwiązania pozwoliłyby polskim eksporterom sprzedawać niektóre towary przedsiębiorcom ukraińskim, a importerom korzystać z taniego finansowania nawet przez dwa lata – mówi Joanna Wierzbowska, ekspertka z departamentu ekspansji zagranicznej w BGK.
Na własną rękę
KUKE obserwuje, że ukraińscy odbiorcy deklarują spłacenie długów, gdy sytuacja się ustabilizuje, a biznes będzie mógł normalnie funkcjonować.
– Część naszych klientów wydłuża więc terminy płatności i na razie nie domaga się przelewów za faktury – mówi Katarzyna Kowalska.
Dodaje, że póki co nie wysypu roszczeń z powodu braku płatności ze Wschodu. Do ubezpieczyciela spływa co prawda więcej wniosków o pomoc w odzyskaniu należności od zagranicznych kontrahentów, ale nie jest to znaczny wzrost. Większej fali wypłat KUKE spodziewa się w lipcu.
– W przypadku Rosji część odbiorców wykorzystuje fakt nałożenia sankcji przez Zachód do odmowy zapłaty za przysłane towary, tłumacząc się rządowymi obostrzeniami czy wyłączeniem ich banków z systemu SWIFT. Jednak zdarza się, że kontrahenci otrzymują przelewy od nich. Natomiast Białoruscy importerzy generalnie starają się podtrzymać relacje z polskimi partnerami, ale - czy to z powodu restrykcji czy też zachwiania ich sytuacji finansowej - regulują zobowiązania znacznie gorzej niż przed wojną – mówi wiceprezes KUKE.
Generalnie firmy, które chcą dalej handlować ze Wschodem, są zdane na siebie. Radzą sobie, wysyłając towary na przedpłaty. Zdarza się, że na własne ryzyko oferują kredyt kupiecki, ale tylko na krótkie terminy i wyłącznie wobec odbiorców, których dobrze znają i z którymi chcą podtrzymać dobre relacje.
