HANDLOWCY NIE BOJĄ SIĘ SŁABEGO EURO
Na razie większość kontraktów jest zawierana w dolarach, ale to się zmienia
Na międzynarodowych rynkach wartość nowej waluty europejskiej — euro — gwałtownie spada, zarówno w relacji do dolara jak i do jena. Zdaniem ekspertów, może mieć to niekorzystny wpływ na polską gospodarkę, ponieważ kraje Eurolandu odbierają prawie 60 proc. naszego eksportu. Jednak krajowi eksporterzy są optymistami.
Wspólna waluta europejska ma za sobą bardzo ciężki rok. Po udanym debiucie, gdy za euro płacono 1,18 USD, kurs przez wiele miesięcy spadał. Było to spowodowane wieloma czynnikami, z których na pierwszy plan wybijały się zawirowania polityczne oraz kłopoty gospodarcze Eurolandu.
Pesymiści twierdzą, że może nawet dojść do rozpadu Unii Monetarnej, ponieważ ze względu na różnice w dynamice wzrostu gospodarczego krajów członkowskich, nowy organizm nie udźwignie ciężaru pomocy słabszym państwom. Większość ekspertów wierzy jednak, że Euroland zacznie się dynamicznie rozwijać, co musi mieć przełożenie także na wzrost siły euro.
Nie ma co panikować
Na razie jednak wspólna waluta spadła do poziomu niemal równego dolarowi. Czy jest się czym martwić?
— Ze względu na dewaluację złotego w stosunku do koszyka walut składającego się w 55 proc. z euro i 45 proc. z dolara, spadek wartości euro w relacji do dolara wpłynie na działalność eksporterów. Nie przeceniałbym jednak na razie tego zjawiska, ponieważ obecnie obserwujemy znaczny spadek wartości złotego zarówno do euro, jak i do dolara — uważa Krzysztof Błędowski, naczelny strateg w Wood & Company.
Eksporterom, którzy tradycyjnie postawili na dolara zawierając długoterminowe umowy w tej walucie, wzrost wartości USD przynosi sporo korzyści.
— W ciągu roku deprecjacja euro wyniosła 20 proc. To pozytywnie wpłynie na zyski spółki, ponieważ nasze umowy w większości mają charakter długoterminowy i są zawierane w dolarach — tłumaczy Jerzy Pietraszek, rzecznik prasowy KGHM.
— Gros naszych kontraktów jest denominowanych w dolarach, dlatego nie boimy się słabego euro — mówi Robert Bałabanow, dyrektor finansowy Ciechu.
Przyszłość jest niepewna
Część firm prowadzących wymianę handlową z zagranicą patrzy jednak z niepokojem na osłabianie się euro. Powód: w tej walucie zamierza zawierać większość nowych umów.
— Na razie większość naszego eksportu znajduje odbiorców w strefie dolarowej. Jednak w przyszłości więcej kontraktów będziemy zawierać w euro i jeśli osłabienie tej waluty potrwa dłużej, będzie to miało niekorzystny wpływ na naszą działalność — mówi Ryszard Kardasz, prezes Huty Stalowa Wola.
— Obecnie niespełna 2 proc. naszego eksportu jest denominowane w euro. Liczymy się jednak z tym, że przy stałym wzroście liczby eurokontraktów możemy odczuć niekorzystne skutki spadku wartości tej waluty — przyznaje Jarosław Zwoliński, rzecznik prasowy Huty Katowice.
Przezorność popłaca
Ze względu na znaczne wahania kursu złotego i walut obcych, stosowanie zabezpieczeń przez firmy handlowe powinno stać się koniecznością. Jednak mało kto zwraca na to uwagę.
— Polkomtel ma długi denominowane w walutach obcych. Jednak firma zabezpiecza się przed ryzykiem kursowym rozkładając w czasie ich spłatę i odnosząc to do koszyka walut, według którego jest obliczany kurs złotego. Jednocześnie stosujemy zabezpieczenia przed spadkiem wartości naszej waluty. Mamy świadomość, że w Polsce niewiele firm korzysta z takich zabezpieczeń i ryzykuje poważnymi stratami — mówi Marek Rudziński, dyrektor biura finansowego Polkomtelu.