Hindus z Ursynowa

Stanisław Majcherczyk
opublikowano: 2015-06-26 00:00

Warszawa to Sahara, jeśli chodzi o hinduskie restauracje. Te, które są, nie zawsze grają w pierwszej lidze. Dlatego, gdy tylko doszły nas słuchy o pojawieniu się godnego zauważenia „Hindusa” na Ursynowie, ruszyliśmy, co koń wskoczy.

Bardzo lubimy kuchnię indyjską, czy — jak kto woli — hinduską. Ale tylko w dobrym wydaniu. Zdecydowanie najlepsze w Europie indyjskie restauracje są w Wielkiej Brytanii. Anglicy twierdzą nawet, że u nich są lepsze niż w Indiach. Jeżeli chodzi o jakość surowców i higienę przyrządzania, trudno się z tym nie zgodzić. Gdy tylko wpadamy do Londynu, obowiązkowo idziemy do „Hindusa”. Czym się kierować? Warto wcześniej podpytać, skąd pochodzi kucharz. Jeżeli jest z Nepalu, rozczarowań być nie powinno.

PROSTO Z PIECA

MrIndia na warszawskim Ursynowie to schludny klimatyzowany lokal. Wystrój z lekka stylizowany na indyjski. Oszłomiła nas obfitość dań w menu i to w przystępnych cenach. Od razu było też widać (i czuć), że ich specjalizacją są potrawy z pieca tandoor. Na przystawkę wybraliśmy kurczaka w kilku odsłonach. Wszystkie oczywiście z pieca tandoor. Był klasycznie marynowany w indyjskich przyprawach tikka (bez kości) i pachnący świeżymi ziołami hariyali tikka w filuternym zielonym żakieciku. Był też czosnkowy kolega garlic tikka. Szczególnie przypadł nam do gustu chicken 65 (bogato przyprawione, panierowane i smażone kawałki kurczaka w pomidorowym sosie). Koniecznie spróbować!

PIWNE INSPIRACJE

Gadu, gadu, a tu trzeba coś wypić. Zaczęliśmy się nerwowo rozglądać za stosownym napojem. Z winami jest tam bardziej niż skromnie: jedno białe i jedno czerwone (szczegóły ich pochodzenia dyskretnie utajniono). Dla porządku zamówiliśmy po kieliszku (można). Tak mały wybór win w hinduskiej restauracji wcale nas nieprzyjemnie nie zaskoczył. Przeciwnie, świadczył wręcz o znawstwie restauratora Aruna Barota w tym temacie. Hinduska kuchnia za winami nie przepada, a z czerwonymi to się nawet publicznie gryzie. Wyraźną niechęć do podawanych w Mr India win wykazały wszystkie przystawki. Sytuacja zmieniła się radykalnie, gdy przyniesiono piwa. Zarówno hinduski Kingfisher, jak i polski Żywiec miło pogadywały z przystawkami. Ale tylko, gdy piwa były jeszcze wyraźnie chłodne. Potem zaczynały się schody.

SŁODKI OKŁAD Z MANGO

Z dań głównych sympatycznie nam się zaprezentowały krewetki w sosie cebulowo-kokosowym. Także klasyczny kurczak tikka masala. Ponownie podsunęliśmy pod spragnione pyszczki dostępne w Mr India wina. Niestety żadnych sukcesów nie odnotowaliśmy. Były za to mało przyjazne pomruki. A podniebienie coraz bardziej domagało się neutralizacji ognia w ustach. Zwłaszcza że ostrość potraw odbierają receptory bólowe. Oba wcześniej podane (chłodne) piwa ponownie stanęły na wysokości zadania. Na deser zaproponowano puchar z intensywnie żółtym płynem — mango lassi. Wszyscy zauważyli, że mango było świetnym, łagodnym okładem po ostrych smakowanych ekstrawagancjach. Konkluzja? Mr India to chyba najlepsza z warszawskich hinduskich restauracji. Może dlatego, że kucharz pochodzi z Nepalu. &

Restauracja Mr India

Warszawa Ursynów, Al. KEN 47

Ogólne wrażenie 5,0

Piwa do potraw 4,5

Potrawy 5,5

Wystrój wnętrza 4,0

Profesjonalność obsługi 4,5

Na biznes lunch 4,0

Na obiad z rodziną 3,5