Imigrant niegroźny, ale nie pożądany

Bartek GodusławskiBartek Godusławski
opublikowano: 2015-10-07 22:00

Polacy nie chcą obcej siły roboczej na rynku pracy, ale jeśli już cudzoziemcy przyjadą, to nie ma się czego bać — wynika z sondażu przeprowadzonego przez IQS dla „Pulsu Biznesu”

Słowa uchodźca, imigrant są w ostatnich tygodniach odmieniane przez wszystkie przypadki w całej Europie. Konflikt w Syrii wywołał nową wędrówkę ludów. Rząd zadeklarował, że w pierwszym etapie jesteśmy gotowi przyjąć pod dach blisko 7 tys. uciekinierów.

Freedom House/Flickr

Polacy są podzieleni niemal po równo na zwolenników i przeciwników goszczenia uchodźców nad Wisłą. Nie mają jednak wątpliwości, że nie potrzeba nam imigrantów ekonomicznych. Taki wniosek płynie z badania IQS na zlecenie „Pulsu Biznesu”. Tylko 22 proc. osób uważa, że potrzebujemy importu pracowników zza granicy, a aż dwie trzecie mówi zdecydowane „nie”.

— Wyniki badania są nieco zaskakujące — pokazują zupełnie inną perspektywę przedsiębiorcy i pracownika. Polskie firmy od pewnego czasu raportują problem ze znalezieniem rąk do pracy i mówią o gotowości zatrudnienia ponad 400 tys. Ukraińców — mówi Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole.

Z badania przeprowadzonego na zlecenie firmy doradczej Grant Thornton wynika, że 32 proc. przedsiębiorstw nie może znaleźć pracowników z odpowiednimi kwalifikacjami. To najwięcej od wybuchu kryzysu. W tym właśnie eksperci upatrują szansy na zmianę opinii rodaków o potrzebie zasilenia rynku pracy przez imigrantów.

— Coraz mocniej będzie się utrwalał problem firm ze znalezieniem pracowników, co prawdopodobnie przełoży się na odsetek popierających siłę roboczą zza granicy — podkreśla ekonomista Credit Agricole.

Bez strachu

Na razie najbardziej proimigracyjni są mieszkańcy dużych miast z dyplomem. Im niższe wykształcenie, tym niższy odsetek osób, które widzą potrzebę szukania rąk do pracy poza Polską. Co ciekawe, mimo że Kowalski nie chce nad Wisłą pracowników z obcym paszportem, nie traktuje ich jako konkurencji. — Polacy nie obawiają się o miejsca pracy, bo nie odczuwają presji ze strony imigrantów. Mamy ich w kraju raptem kilkaset tysięcy i wykonują prace, których Polacy nie chcą — przypomina Jakub Borowski. W naszym sondażu do obaw o utratę pracy związanych z napływem imigrantów przyznaje się 17 proc. badanych. Blisko dwóm trzecim nie spędza to snu z powiek, a co piąty ankietowany nie ma na ten temat zdania. — Ciekawe jest też, że Polacy nie łączą potrzeby przyciągania imigrantów z wyjazdami z kraju, a emigracja to poważny ubytek, który trzeba kimś uzupełnić, przynajmniej z punktu widzenia ekonomii — podkreśla Jakub Borowski.

Najpierw emigranci…

Ze statystyk GUS wynika, że ponad 2,3 mln osób wyjechało z Polski, z czego ponad połowa od czasu wejścia do Unii Europejskiej. Czterech na pięciu emigrantów przebywa na obczyźnie już ponad rok. Część ekspertów właśnie w tej grupie, a nie w obcokrajowcach, upatruje siły roboczej, którą trzeba zasilić Polskę. Demografia jest bezlitosna — do 2050 r. liczba Polaków skurczy się o blisko 5 mln i coraz większy będzie odsetek emerytów.

— Dlatego najpierw powinniśmy się zastanowić, jak stworzyć w Polsce przyjazny dla pracowników system gospodarczy i co zrobić, żeby jak najwięcej emigrantów wróciło do kraju — uważa Marcin Mrowiec, główny ekonomista Banku Pekao. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Poszukiwanie ziemi obiecanej to nie skutek bezrobocia, lecz apetytu na wyższe zarobki.

Z sondażu przeprowadzonego przez Work Service i CEED Institute wynika, że chociaż spada liczba myślących o wyjeździe, migrację zarobkową wciąż rozważa blisko 15 proc. aktywnych zawodowo, a dla 84 proc. z nich motywacją są wyższe płace. Resort pracy uspokaja, że to tylko słowa.

— W deklaracjach jesteśmy znacznie odważniejsi niż przy podejmowaniu decyzji — uważa Władysław Kosiniak-Kamysz, minister pracy. Podkreśla, że szansa na powroty pojawi się dopiero wtedy, gdy będziemy konkurowali z Zachodem płacami. Podobnego zdania jest Jakub Borowski.

— Ściągnięcie emigrantów nad Wisłę nie będzie łatwe. W rozmowach z naszymi klientami korporacyjnymi słyszę, że pracownika o relatywnie wysokich kwalifikacjach skusiłaby pensja ok. 5 tys. zł netto — mówi ekonomista. Dzisiaj średnia płaca brutto w sektorze przedsiębiorstw to nieco ponad 4 tys. zł. Brutto.

…później reszta

Zdaniem Marcina Mrowca, Polska nie jest w takiej potrzebie jak Niemcy, nie potrzebuje rąk do pracy „na wczoraj”. Bezrobocie jest już wprawdzie jednocyfrowe, ale zatrudnienia nie ma wciąż ok. 1,5 mln osób, z czego blisko dwie trzecie od ponad roku.

— Stopa bezrobocia BAEL w Niemczech jest bliska 5 proc., a jedną z głównych barier rozwoju dla przedsiębiorstw są problemy ze znalezieniem odpowiednich pracowników. Dlatego tak uchodźcy są tam mile widziani — przyznaje ekonomista. U nas bezrobocie liczone według tej metodologii to ponad 7 proc.

— Sytuacja demograficzna nie będzie nam sprzyjała w nadchodzących latach, ale dopiero w dalszej kolejności powinniśmy szukać chętnych do pracy w takich krajach, jak Ukraina, Białoruś, Rosja czy wśród polskich repatriantów — podkreśla Marcin Mrowiec.

Z raportu autorstwa międzynarodowej firmy doradczej The Boston Consulting Group wynika, że w 2020 r. będzie nam brakować ok. 1 proc. osób w wieku produkcyjnym, ale już za 15 lat firmy będą miały problem z obsadzeniem co czwartego stanowiska. Zdaniem części ekspertów, trudno jednak oczekiwać, żeby ten problem rozwiązali uchodźcy.

— Twierdzenie, że wykwalifikowani imigranci z wyższym wykształceniem będą nam poprawiali sytuację na rynku pracy, jest zupełnie nietrafione. Tacy ludzie będą szukali pracy w bogatszych krajach. Natomiast osoby o najniższych kwalifikacjach z czasem staną się obciążeniem dla naszego systemu pomocy społecznej — uważa ekonomista Banku Pekao.