W swoim najnowszym spocie STOART deklaruje się jako „przyjaciel artystów”. Ta zażyłość i kręcenie profesjonalnych filmików z Urszulą Dudziak i Arturem Rojkiem mają głębszy sens — za węgłem czai się bowiem nieprzyjaciel.

To ZPAV, z którym STOART zaciekle rywalizuje o miano głównego inkasenta opłat od sklepikarzy, właścicieli klubów czy fryzjerów należnych za odtwarzanie muzyki. Rocznie to około 100 mln zł, utrzymujących także same, nieraz bardzo rozbudowane, instytucje. Inkasencka wojna organizacji zbiorowego zarządzania (OZZ) wkroczyła właśnie w ostatnią, przedwyborczą fazę.
Czytanie na komendzie
Do końca października odchodząca minister kultury ma podjąć odraczaną od miesięcy decyzję o tym, która organizacja będzie zbierać opłaty i inkasować dodatkową marżę na utrzymanie biura. Jednak to — wobec wcześniejszych opóźnień — nic pewnego. Do czasu ostatecznej decyzji w wojnie STOART — ZPAV wszystkie chwyty są dozwolone. Szef ZPAV właśnie ogłosił, że jego były pracownik wykradał mejle ze służbowych skrzynek swoich dawnych podwładnych. W jakim celu?
— Zdobyta drogą przestępstwa korespondencja została następnie wykorzystana przez STOART w celu podjęcia próby wpłynięcia na przebieg prowadzonego przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego (MKiDN) postępowania — mówi Bogusław Pluta, dyrektor ZPAV. Dochodzenie w sprawie kradzieży mejli wszczęła właśnie komenda rejonowa warszawskiej policji.
Trefny towar
STOART kopię elektronicznych wiadomości dołączył do akt związanych z walką o inkaso. ZPAV dowiedział się o tym w chwili, gdy z ministerstwa kultury napłynęła porcja pytań związanych z treścią e-listów.
— W mejlach nie było nic, co by nas dyskwalifikowało. To, co mną wstrząsnęło to fakt, że nie tylko STOART, ale też ministerstwo kultury — zakładam, że nieświadomie — wykorzystało w korespondencji z nami informacje wykradzione, zdobyte drogą przestępstwa, za które grożą nawet 2 lata więzienia — twierdzi Bogusław Pluta.
I dorzuca kolejne smaczki: w ostatnim czasie fałszywy donos do ministerstwa na działania ZPAV złożyła osoba biznesowo-towarzysko powiązana ze STOART. Tu też ministerstwo poprosiło ZPAV o wyjaśnienia.
List na haku
Co na to druga strona? Nie ma sobie nic do zarzucenia i ostrze kieruje w stronę konkurencji, która — zdaniem STOART — nie dba o interesy artystów i producentów.
— Treść mejla, kierowana w imieniu dyrektora ZPAV do pracowników, jest w naszej opinii bulwersująca. Wynika z niej, że dyrektor poleca swoim pracownikom, aby zajęli się zdobywaniem „haków” na STOART poprzez namawianie użytkowników (potencjalnych klientów STOART i ZPAV) do pisania skarg na naszą organizację. Najbardziej niepokojące jest to, że zdobywanie takich oświadczeń — według instrukcji dyrektora ZPAV — ma priorytet nad zawieraniem umów — podkreśla Agnieszka Parzuchowska-Janczarska ze STOART.
Jak twierdzi, do przekazania mejla od anonimowej osoby doszło, bo „polityka ZPAV w tym zakresie destabilizuje i kompromituje rolę, jaką wobec użytkowników jak i wobec samych uprawnionych podmiotów winny spełniać organizacje zbiorowego zarządzania”.
Klasyk z granatem
Z MKiDN nie dostaliśmy odpowiedzi. Widzieliśmy natomiast inkryminowanego mejla. Jedna z pracownic cytuje tam Bogusława Plutę proszącego, aby jego pracownicy zbierali dokumenty poświadczające nieuprawnione praktyki STOART (takie jak przekonywanie, że klienci nie muszą płacić na rzecz ZPAV, bo od jesieni i tak wszystko zbierać będzie STOART).
Bogusław Pluta w mejlu zabraniał też swoim podwładnym stosowania tego typu praktyk. Z treści wiadomości wynika, że w czasach wojny OZZ nie ma miejsca na siedzenie w okopach: zbieranie oświadczeń o praktykach rywala miało być ważniejsze niż zdobywanie umów. Proszący o anonimowość pracownik ministerstwa kultury, pytany o obecnego faworyta w oczach resortu, twierdzi, że nie ma pewniaka.
— Stąd tak bezpardonowe chwyty. W końcu, jak mawiał klasyk, wojna jest tylko kontynuacją polityki innymi środkami — stwierdził urzędnik.
Artyści biznesu
Trwająca kampania wojenna to kolejny etap zażartego starcia obu OZZ. Wiosną tego roku pisaliśmy o informacjach uderzających bezpośrednio w STOART. Chodziło o raport po audycie sporządzonym jeszcze za poprzedniego ministra kultury, w którym wytknięto STOART liczne nieprawidłowości. MKiDN odkryło m.in., że łącznie w latach 2008-11 r. w struktury organizacji wsiąkło ponad 16 mln zł. Kontrolerzy wskazali też, że przez niecałe 4 lata prezydium zarządu spotkało się około 600-krotnie, diety wypłacone z tego tytułu (wraz z pieniędzmi dla członków innych komisji) przekroczyły 2,3 mln zł. Urzędnicy przypomnieli, że zarządzający swoje funkcje powinni pełnić społecznie, ale... nie nakazali zwrotu pobranych diet.