Od połowy listopada sklepy internetowe przeżywają oblężenie, a kurierzy i listonosze mają znacznie więcej pracy niż zazwyczaj, bo rozkręca się przedświąteczny szał zakupowy. Paczek z e-sklepów przybywa również w innych miesiącach roku. Arkadiusz Kawa, dyrektor Instytutu Logistyki i Magazynowania, działającego w ramach Sieci Badawczej Łukasiewicz, szacuje, że w całym 2019 r. polscy kurierzy i listonosze dostarczą około 290 mln przesyłek z zamówień internetowych, podczas gdy rok temu było to 230 mln. Znaczna ich część trafia do paczkomatów InPostu, których liczba w tym roku wyraźnie się zwiększyła.

— Gdy schodziliśmy z giełdy, mieliśmy w Polsce 2,4 tys. paczkomatów. Na koniec ubiegłego roku było ich 4,3 tys. Teraz przebiliśmy barierę 6 tys. W pierwszym półroczu przygotowywaliśmy się do szybkiej ekspansji, a teraz, w okresie przedświątecznym, stawiamy 100 paczkomatów tygodniowo — mówi Rafał Brzoska, prezes InPostu.
Koniec porządków
Zgodnie ze sprawozdaniem finansowym InPost miał 496,2 mln zł przychodów, o 40 proc. więcej niż rok wcześniej, notując przy tym 20,6 mln zł zysku netto. Z usług kurierskich, czyli dostarczania paczek pod drzwi klienta, miał 280 mln zł (o 30 proc. więcej), a z paczkomatów — 209 mln zł (o 66 proc. więcej).
— Nie mogę mówić o konkretnych wynikach w tym roku, ale paczkomaty przynoszą już większe przychody niż usługi kurierskie. O ile ubiegły rok był jeszcze okresem porządkowania biznesu, o tyle w tym nastawiamy się już na duże inwestycje i ekspansję. W 2019 r. przychody z paczkomatów rosną w tempie przekraczającym 40 proc., dwa razy szybciej niż kurierska konkurencja. Wraz z funduszem Advent, który jest głównym akcjonariuszem, przekształcamy InPost z firmy typowo logistycznej w firmę technologiczną, która dostarcza usługę paczkomatową, m.in. dlatego w ramach strategii Go Mobile! rozbudowaliśmy funkcjonalność aplikacji, która od niedawna umożliwia odbieranie przesyłek bez używania terminala na paczkomacie — mówi Rafał Brzoska.
Oprócz stawiania nowych maszyn InPost powiększa też te, które postawił wcześniej.
— 2 tys. paczkomatów zostało poszerzonych o dodatkowe moduły. W niektórych przypadkach zwiększyło to ich pojemność o ponad 100 proc. Jeśli chodzi o koszt inwestycji, to takie powiększenie jest równoznaczne z postawieniem nowego paczkomatu — mówi Rafał Brzoska.
Kosztowna konkurencja
W początkowym okresie ekspansji paczkomatów maszyny stawiane były przede wszystkim w dużych miastach. Teraz to się zmienia.
— Oceniam, że polski rynek na pewno ma potencjał na kilka tysięcy paczkomatów więcej. Z jednej strony dogęszczamy sieć w dużych miastach, a z drugiej wchodzimy do mniejszych miejscowości, nawet do wsi. Tam błyskawicznie rośnie skala zakupów internetowych, a kurierzy nie są w stanie tego obsłużyć tak efektywnie, jak w miastach — na przesyłki czeka się dłużej, a koszty ostatniej mili są wyraźnie większe — mówi Rafał Brzoska.
Koszty usług kurierskich rosną też m.in. w związku z podniesieniem płacy minimalnej. Tymczasem ceny w takim tempie nie rosną.
— Rynek w Polsce jest bardzo konkurencyjny. Mamy na nim dużo graczy międzynarodowych,którzy utrzymywali niskie ceny przesyłek krajowych, odbijając to sobie na bardzo dochodowej obsłudze przesyłek międzynarodowych. Teraz jednak również w tym segmencie wzrosła konkurencja, więc wymusza to podwyżkę cen na rynku krajowym. Nie mam wątpliwości, że ceny usług kurierskich są dziś w Polsce zbyt niskie i muszą pójść w górę — mówi prezes InPostu.
Paczkomatowe wzloty i upadki
Pierwsze paczkomaty z logo InPostu pojawiły się w Polsce dekadę temu. Rafał Brzoska kierował wtedy notowanym na GPW od 2007 r. Integerem.pl, którego głównym biznesem było podgryzanie Poczty Polskiej na rynku tradycyjnej korespondencji. Paczkomaty dostały finansowy dopalacz w 2012 r., gdy dzięki wsparciu inwestorów finansowych ruszył projekt easyPack, w ramach którego Integer miał zbudować paneuropejską sieć maszyn do odbioru przesyłek. Zgodnie z publikowanymi na GPW sprawozdaniami finansowymi na koniec 2016 r. spółka miała 5,8 tys. paczkomatów w kilkunastu krajach, przede wszystkim w Polsce (2,1 tys.), Wielkiej Brytanii (1,2 tys.) oraz Francji i Włoszech. Grupa przeżywała jednak wtedy spore problemy, wywołane m.in. wygaśnięciem dużej umowy na obsługę korespondencji sądów i prokuratur oraz niepodpisaniem przez rząd umowy na obsługę ministerstw. Wraz z eskalacją kłopotów firmy paczkomaty były wycofywane z „najmniej perspektywicznych krajów”, skąd trafiały przede wszystkim do Polski.
InPost i Integer zostały natomiast wycofane z giełdy przez fundusz Advent. Potem wsparcia grupie udzielił też fundusz KKR, który zagwarantował 125 mln EUR finansowania w ciągu blisko sześciu lat na paczkomatową ekspansję. Przy okazji wycofywania Integera i InPostu z giełdy duże kontrowersje wywołała sprawa ponad tysiąca pracowników spółki zależnej Bezpieczny List, która została w kryzysowym momencie sprzedana zewnętrznemu inwestorowi — a ten z kolei nie wypłacił wynagrodzeń. Rafał Brzoska podkreślał, że po wyprowadzeniu grupy na prostą spłacił zobowiązania i wypłacił rekompensaty wszystkim byłym pracownikom.
Zagraniczny apetyt
Poza Polską InPost ma jeszcze własne paczkomaty w dwóch innych krajach — w Wielkiej Brytanii i we Włoszech. Z pozostałych rynków zagranicznych się wycofał, przenosząc maszyny do Polski.
— W Wielkiej Brytanii mamy około tysiąca maszyn, a we Włoszech 400, czyli tyle, co kilka lat temu. W tym roku zaczęliśmy się tam jednak znowu rozwijać,w Wielkiej Brytanii koncentrując się na trzech największych metropoliach. Działamy tam w innym modelu niż w Polsce, udostępniając maszyny operatorom logistycznym. Rynki są bardziej konkurencyjne, duża rolę odgrywają na nich punkty odbioru osobistego dużych sieci handlowych, ale z drugiej strony, zwłaszcza w przypadku Wielkiej Brytanii, są też dużo większe niż Polska, więc chcemy być tam obecni — mówi Rafał Brzoska.
W innych krajach InPost nie chce już stawiać własnych paczkomatów. Jego spółka matka, Integer.pl, szuka jednak chętnych na kupno maszyn.
— W tym roku wygraliśmy duży przetarg na dostawę tysiąca paczkomatów do Salzburga. Prowadzimy już rozmowy w sprawie kolejnych kontraktów, w 2020 r. też chcemy sprzedać za granicę minimum tysiąc maszyn — mówi Rafał Brzoska.
1,7 tys. Tyle nowych paczkomatów rozstawił w tym roku w Polsce InPost.
Przyspieszona ewolucja kurierów
Nazwa „paczkomat" została zastrzeżona przez InPost, ale producentów podobnych maszyn jest znacznie więcej — Rafał Brzoska podaje, że znaczących graczy na tym rynku jest globalnie około 30. W większości sprzedają maszyny firmom logistycznym lub udostępniają je im w modelu B2B. Jedynym większym konkurentem InPostu, który próbuje sił na polskim rynku, jest duński SwipBox, który rozstawia automaty m.in. przy sklepach Biedronki, współpracując z Pocztą Polską czy DHL. Poczta ze swojej strony myśli o rozwoju własnej sieci — jak pisaliśmy niedawno w „PB", rozważa przejęcie niewielkiego białostockiego producenta maszyn Pakomatic. Równolegle firmy kurierskie inwestują w rozwój punktów odbioru osobistego, lokalizowanych głównie w sklepach spożywczych. DHL i Poczta współpracują m.in. z Żabką, a w tym tygodniu ogłoszono, że Eurocash, operator największej sieci franczyzowej na polskim rynku, czyli liczącego ponad 8 tys. placówek abc, we współpracy m.in. z DHL i integratorem kurierskim Pointpack umożliwi odbiór przesyłek w tych sklepach.
OKIEM KONKURENTA
Jest miejsce na tysiące maszyn
MICHAŁ CZECHOWSKI, prezes SwipBox Polska
Na ten moment mamy w Polsce około 300 urządzeń do odbioru przesyłek i do końca roku rozstawimy jeszcze kilkadziesiąt. Potencjał rynku oceniamy na co najmniej kilkanaście tysięcy urządzeń — ale można też mówić o znacznie większych liczbach. W Danii rozpoczęliśmy już testy nowego modelu biznesowego, w ramach którego rozstawiamy bardzo gęstą sieć małych urządzeń — tak, by klient miał pewność, że w drodze ze sklepu czy pracy do domu będzie miał urządzenie w promieniu maksymalnie 300-400 metrów. Na razie przetestowaliśmy to rozwiązanie z dużym sukcesem w dwóch duńskich miastach, do kwietnia w kilku kolejnych zamierzamy rozstawić 2 tys. urządzeń, a potencjał całej Danii szacujemy na 20 tys. Gdyby przełożyć to na warunki polskie, musielibyśmy mówić o kilkukrotnie większej skali — i biorąc pod uwagę wolumen przesyłek na polskim rynku nie byłoby problemu z wypełnieniem maszyn.
