Internauci zrzucą się na szarlotkę

Michalina SzczepańskaMichalina Szczepańska
opublikowano: 2014-11-18 00:00

Polskie jabłka mają zdobyć podniebienia Chińczyków. Porwała się na to grupa spółdzielców — poprzez crowdfunding

Sieć lokali z polską szarlotką w Azji — to plan Antoniego Roszczuka z Europa Corporation. W kwietniu przyszłego roku chce otworzyć w Hongkongu centrum polskich jabłek i jabłkowych smakołyków. Na portalu Polakpotrafi. pl ruszyła właśnie społecznościowa zbiórka pieniędzy na ten cel.

SZARLOTKA TO TYLKO POCZĄTEK:
SZARLOTKA TO TYLKO POCZĄTEK:
Po niej mają zostać wypromowane w Chinach produkty z polskich malin, truskawek, gruszek, porzeczek i agrestu. „Zapraszamy Was do Chin! Wiosna będzie nasza. Niech no tylko zakwitną jabłonie” — przekonują twórcy projektu.
[FOT. POLAKPOTRAFI.PL]

— Grecy zmienili chiński gust grecką oliwą, Włosi serwują pizzę, pasty i lody, Belgowie — czekoladki, Francuzi — wino i bagietki. My mamy jabłka i niesamowite pomysły na produkty z nich — mówi Antoni Roszczuk.

Plan maksimum to zebranie 225 tys. zł. Za tę kwotę w kwietniu 2015 r. powstanie gigantyczna szarlotka, którą będą częstowani wszyscy przechodzący przez jeden z placów w Hongkongu (nazywany w ten dzień Placem Polskiej Szarlotki). Otwarty zostanie też lokal z polskimi jabłkami i produktami na bazie jabłek. Potem mają powstawać kolejne w systemie franczyzy.

Plan minimum to 49 tys. zł, które mają wystarczyć na samą szarlotkę dla spacerowiczów, ale też dzięki wywołaniu zainteresowania w mediach zachęcić potencjalnych inwestorów do współpracy. Ofiarodawcy od 55 zł w górę mają stać się członkami „szarlotkowej” spółdzielni z prawem do udziału w jej zyskach.

— Starbucks też zaczynał kiedyś od jednego lokalu. Zdajemy sobie sprawę, że to lata ciężkiej pracy, ale musimy w końcu zacząć promować w tym rejonie polskie produkty. Sprzedaż samych jabłek jest trudna, bo niskie marże zniechęcają importerów. Jednak marże na produkty przetworzone, np. ciasta, są nawet 10-krotnie wyższe — twierdzi Antoni Roszczuk.

Powołując się na dane Euromonitora i Invest HK, podaje, że prognoza na 2015 r. sprzedaży ciast luzem w Chinach to 17,6 mln ton, a w samym Hongkongu 289 tys. ton, co oznacza ponad 20-procentowy wzrost rok do roku. Antoni Roszczuk twierdzi, że dzięki 32-letniej aktywności biznesowej w Chinach i Hongkongu wie, do kogo i jak dotrzeć. Dlaczego więc firma, którą reprezentuje,nie zdecydowała się sama przeprowadzić tego projektu?

— Crowdfunding to bardzo popularne i przyciągające uwagę narzędzie, również w Chinach. Zebranie 2 tys. spółdzielców będzie równoznaczne z ogromnym marketingiem szeptanym, ale też pozyskaniem uwagi lokalnych mediów. Na tradycyjną reklamę na taką skalę nie stać ani nas, ani żadnego polskiego producenta — tłumaczy Antoni Roszczuk.

Bartosz Ziółek, prezes Amber Foods International, firmy, która wprowadza polską żywność na rynek chiński, chwali ten pomysł. — Polska kuchnia jest tu na tyle nieznana, że wszystkie pomysły można tak „sprzedać”, że bez większych problemów zyskają zainteresowanie dziennikarzy — komentuje Bartosz Ziółek. Pojawia się pytanie o postrzeganie i skalę takiego przedsięwzięcia.

— Polska produkuje ponad 3 mln ton jabłek rocznie, a Chiny 40 mln ton, a więc niekoniecznie muszą nas uznawać za specjalistów w tej dziedzinie. Tym ważniejsza będzie więc promocja. W trakcie realizacji jest kampania promująca europejskie jabłka. Jej budżet to około 4 mln EUR. To nie są wielkie pieniądze, jak na Chiny. Dlatego warto zgromadzić wszystkie jabłkowe pomysły i uzyskać większą skalę — uważa prezes Amber Foods International.

Antoni Roszczuk zapewnia, że jeśli nie uda mu się zebrać odpowiedniej kwoty, zrealizuje ten projekt z własnych pieniędzy. Zdaniem Karola Króla, wiceprezesa Centrum Gospodarki Społecznościowej (CGS), ponad połowa projektów crowdfundingowych w Polsce nie kończy się sukcesem. Jest to wynik podobny do innych krajów.

— W większości porażka jest wynikiem małego zaangażowania pomysłodawcy w promocję. Crowdfunding jest jednak świetną formą przetestowania pomysłów i zdobycia cennej informacji zwrotnej od potencjalnych darczyńców o tym, co jest nie tak — twierdzi Karol Król.