To nie będzie rok przełomowy, ale stabilny — uważają sadownicy. To właśnie stabilności brakowało im w ostatnich miesiącach. — O tej porze w zeszłym roku trwał już ostry zjazd cenowy jabłek [rosyjskie embargo obowiązuje od sierpnia 2014 r. — red.]. Obecnie ich ceny są porównywalne do tych sprzed dwóch lat — mówi Mirosław Maliszewski, prezes Związku Sadowników RP.

— Nie spodziewamy się też problemów ze zbytem — dodaje Zbigniew Chołyk, szef Stowarzyszenia Producentów Owoców Stryjno-Sad (SPOSS).
Mądry plan
Zdaniem Stanisława Mączewskiego z Apple Farmu, najważniejsze będzie mądre rozplanowanie dostaw jabłek na rynek.
— Ostatnie miesiące poprzedniego sezonu przyniosły duży wzrost cen, więc branża zobaczyła, że trzymanie jabłek do czerwca się opłaca. Jeśli podejmie błędne decyzje i nie rozłoży sprzedaży na cały sezon, będzie mało jabłek w październiku i listopadzie, co rozchwieje ceny, a to nie służy nikomu — twierdzi Stanisław Mączewski. Na to samo zwraca uwagę Zbigniew Chołyk.
— Jako grupa producencka zarządzamy całoroczną sprzedażą — zastanawiamy się, planujemy i wykonujemy. Jest jednak wielu sadowników indywidualnych, którzy mogą poczekać na koniec sezonu, licząc, że cena ponownie wystrzeli — przestrzega Zbigniew Chołyk.
Mirosław Maliszewski przyznaje, że choć spodziewa się lepszego roku pod względem cen, to jednak gorszego pod względem zbiorów. Wiadomo już, że prognozy GUS z początku sierpnia się nie sprawdzą — urząd podawał 1,8-procentowy wzrost — do 3,25 mln ton.
— Obecnie mówimy o zbiorach mniejszych o około 10 proc. Wszystko zależy od opadów. Wiele sadów nie jest w Polsce nawadnianych. Są to zazwyczaj stare, niedoinwestowane sady, które produkują jabłka gorszej jakości, więc kierują je do przetwórstwa — mówi Mirosław Maliszewski.
Zbigniew Chołyk przyznaje, że jego region, lubelski, ucierpiał szczególnie mocno. — Producenci mówią nawet o 20 proc. gorszych zbiorach. Z powodu braku nawodnienia jabłka są bowiem mniejsze — tłumaczy szef SPOSS.
Eksportowy hit
Zbiory owoców przemysłowych i deserowych to mniej więcej pół na pół. W tym roku, według prognoz ekspertów, przeważą te do bezpośredniej konsumpcji, więc spadnie też produkcja koncentratu z jabłek, który był hitem ubiegłego sezonu — sadownicy w obawie o zbyt jabłek deserowych przeznaczali te nieco gorsze właśnie do przetwórstwa. Dzięki dużejpodaży surowca i produkcji ceny zagęszczonego soku spadły na tyle mocno, że trafiliśmy szerzej na rynek USA i... do Rosji. Embargo dotyczyło bowiem jabłek, a nie soku zagęszczonego.
— Pytanie brzmi: jak dużo handel wchłonie owoców deserowych, które przez suszę są mniejsze, gorzej wybarwione itp.? Być może one właśnie uzupełnią mniejsze zbiory jabłek zaplanowanych do przetwórstwa — uważa Zbigniew Chołyk. Do wykorzystania sadownicy będą mieli jeszcze pulę z funduszy unijnych przeznaczoną na ściągnięcie jabłek z rynku. Bruksela ma zapłacić za 300 tys. ton owoców.
— Takie działania dodatkowo uspokajają rynek. Nie znaczy to jednak, że rezygnujemy z walki o kolejne kraje eksportowe. Walczymy m.in. o Chiny — mówi Mirosław Maliszewski. W zeszłym roku Polska znacznie zwiększyła dostawy jabłek, m.in. na Białoruś, do Algierii, Egiptu, Kazachstanu i Serbii. © Ⓟ