Taki cel miało m.in. niespotykane w praktykach tzw. dobrej zmiany czwartkowe spotkanie premiera Mateusza Morawieckiego z kierownictwami sejmowych klubów opozycyjnych.

Ustawa została wrzucona posłom w niedzielę w nocy przez rząd z całkowitego zaskoczenia. Jednak po poniedziałkowej dyskusji i łaskawym przyjęciu przez PiS niektórych poprawek opozycji Sejm uchwalił ją rzadkim stosunkiem głosów 400:11, przy 7 posłach wstrzymujących się i 42 nieobecnych. Wynik potwierdził raczej zmęczenie ludzkiego materiału niż doskonałość ustawy. Po wejrzeniu w uchwaloną wersję wychwytuje się wiele niejasności i niedopowiedzeń. Zamieszczony poniżej głos Konfederacji Lewiatan dotyczy naprawdę tylko wierzchołka góry lodowej, głównie art. 3 — mającego obowiązywać maksymalnie przez 180 dni. Upoważnia on pracodawcę do polecenia pracownikowi, przez czas oznaczony, wykonywania jego zadań poza stałym miejscem, czyli domyślnie — w domu. Pasuje do pracy na komputerach, ale w tysiącach firm produkcyjnych czy usługowych to czyste chciejstwo. Lakoniczny art. 3 jest także niespójny z wieloma szczegółowymi zapisami Kodeksu pracy.
Trudno typować, czy Senat ugnie się i puści ustawę bez poprawek. Dużo zależy od frekwencji na nietypowym posiedzeniu, jeśli PiS-owska mniejszość akurat okaże się większością, to oczywiście poprawek nie będzie. Generalnie jednak legislacyjne zadanie Senatu sformułowane zostało w tytule. Następstwem wychwycenia błędów czy doprecyzowania niejasności byłoby pilne zwołanie po niedzieli Sejmu, a to naprawdę niewielki koszt.