KAN, producent i dystrybutor odzieży marki Tatuum, w tym roku nie pojawi się na giełdzie. Zdaniem analityków, spółka mógłaby pójść w ślady LPP.
O wejściu łódzkiego KAN na giełdę mówi się od co najmniej dwóch lat. Przyjęta przez zarząd firmy strategia rozwoju nie zakłada jednak w najbliższych miesiącach finansowania działalności ze źródeł zewnętrznych.
— Zapewne jednak wkrótce będziemy musieli poszukać inwestorów na giełdzie — mówi Józef Kapitańczyk, prezes i większościowy właściciel spółki.
— Nie jesteśmy jeszcze gotowi do przyjęcia tak dużych środków, jakie moglibyśmy uzyskać dzięki emisji akcji. Chcemy stworzyć zaplecze organizacyjne, żeby nasze wejście na giełdę było oparte na zdrowych podstawach — wyjaśnia Jacek Ulowski, dyrektor finansowy.
W ocenie Radosława Solana, analityka Biura Maklerskiego PKO BP, KAN doszedł do punktu, w którym musi podjąć kluczowe dla dalszego rozwoju decyzje.
— Szlaki giełdowe przetarło LPP. KAN podobnie konstruuje biznes, dlatego dla inwestorów mógłby być łakomym kąskiem — mówi analityk BM PKO BP.
Od 1997 r. sprzedaż dynamicznie rośnie. W ubiegłym roku przychody wyniosły ponad 75 mln zł, a plan na ten rok to blisko 95 mln. Zyski, choć stosunkowo niewielkie, też są, głównie dzięki obniżaniu kosztów produkcji poprzez wyprowadzanie jej do krajów Dalekiego Wschodu. W Chinach i Indiach szyte jest ponad 50 proc. kolekcji.
KAN działa w branży odzieżowej od 14 lat. W 1996 r. przestawił się z produkcji ubrań na zlecenie firm zachodnich i wylansował własną markę Tatuum. W ciągu zaledwie kilku lat stała się ona w sektorze odzieżowym jedną z najbardziej rozpoznawalnych marek. Dziś odzież z metką Tatuum można kupić w sieci 16 własnych sklepów w Polsce. Salony firmowe KAN otworzył również w Moskwie, Pradze i Budapeszcie.
— Do końca roku otworzymy dwa kolejne sklepy w Polsce — zapowiada Jacek Ulowski.
Szefowie spółki mają ambitne plany. Na lata 2004-05 KAN planuje wzrost sprzedaży średnio o 23 proc. i wzrost zysków przeciętnie o 50 proc.