Karmienie Azji będzie kosztowne

Michalina SzczepańskaMichalina Szczepańska
opublikowano: 2014-11-18 00:00

Ministerstwo Gospodarki podpowiada eksporterom żywności, gdzie szukać szans po utracie rynku rosyjskiego. Firmy zwracają uwagę na bariery

Najlepsze perspektywy rozwoju eksportu mają wyroby mleczarskie — wynika z analiz resortu gospodarki, który przyjrzał się 26 krajom — potencjalnym nabywcom żywności objętej rosyjskim embargiem. Na znaczący wzrost eksportu mogą także liczyć producenci warzyw i owoców mrożonych.

Eksperci ministerstwa dostrzegają też duży potencjał zagranicznej sprzedaży mięsa, zwiększenie eksportu wymaga jednak zazwyczaj dopuszczenia towaru do sprzedaży na obcym rynku lub uboju rytualnego. Gdzie lada moment zostanie wpuszczona polska żywność? Do Indonezji i Malezji trafią produkty mleczne. W Arabii Saudyjskiej i Mongolii trwa jeszcze ustalanie szczegółów dotyczących świadectw zdrowia.

— Każdy nowy rynek ma dla nas znaczenie, ale trzeba pamiętać o kosztach wejścia. Jeśli polskie produkty nie są gdzieś znane, potrzebują dużej promocji. Sporo będzie zależało od tego, jak rząd podejdzie do tej kwestii — uważa Andrzej Grabowski, współwłaściciel Grupy Polmlek.

Ministerstwo Gospodarki zapowiedziało już wartą 50 mln zł promocję polskich eksporterów na 11 rynkach (w Azerbejdżanie, Indiach, Indonezji, Mongolii, Wietnamie, Malezji, Turkmenistanie, Chorwacji, Serbii, Bośni i Hercegowinie oraz Macedonii).

To nie to samo

Andrzej Grabowski podkreśla jednak, że rosyjskiego popytu nie da się w ten sposób zastąpić.

— Do Rosji wysyłaliśmy towar, który miał 40 dni przydatności do spożycia. Azja potrzebuje co najmniej pół roku. Jesteśmy więc w stanie sprzedawać więcej, ale tylko niektórych produktów, a nie tego, co kupowali od nas Rosjanie — tłumaczy współwłaściciel Polmleku.

Na dopuszczenie na perspektywiczne rynki, m.in. Chin, Indii, Indonezji, USA czy Brazylii, czekają polskie jabłka. Zdaniem Artura Dąbkowskiego, kierownika Wydziału Promocji Handlu i Inwestycji Ambasady RP w Kuala Lumpur, mają szansę, ale pod kilkoma warunkami. Muszą trafiać w tamtejszy gust, a więc być bardzo słodkie, i do tego świetnie wyglądać. Odmiany, które sprzedawaliśmy do Rosji, niekoniecznie będą smakować Azjatom.

— Muszą też być trwałe, aby wytrzymać tutejsze warunki klimatyczne, a dostawy powinny być zapewnione przez cały rok. Nasi eksporterzy będą również musieli przekonać importerów do zmiany wieloletnich źródeł zaopatrzenia i zwalczyć konkurencję, pochodzącą m.in. z innych krajów dotkniętych sankcjami — mówi Artur Dąbkowski.

Rynkowa roszada

Zdaniem naszego rozmówcy, jeżeli będziemy prowadzili intensywną promocję, za dwa lata mamy szansę zaistnieć na azjatyckim rynku.

— Intensywna promocja nie oznacza jednak wysyłania ofert i czekania na odpowiedź. Australia, która sprzedaje 400 ton jabłek rocznie do Malezji, dwa-trzy razy w roku organizuje pokazy jabłek i degustacje w Kuala Lumpur i na Penangu oraz liczne „tygodnie australijskich jabłek” w tamtejszych supermarketach. Choć australijscy dostawcy mają już dystrybutorów, nadal budują zainteresowanie klientów — podkreśla Artur Dąbkowski.

Polski drób zbliża się do Afryki. RPA lada moment powinna zatwierdzić produkty polskich zakładów.

— Będziemy tam musieli konkurować m.in. z Brazylią, która ma znacznie niższe koszty produkcji ze względu na inne niż w UE normy hodowli. Zdobycie odbiorców nie będzie więc łatwe. Szansą jest to, że Brazylia może eksportować do Rosji — skupi wysiłki na tamtejszym rynku, zajmując nasze miejsce, i być może trochę odpuści w Afryce — mówi chcący zachować anonimowość menedżer dużej firmy drobiarskiej. Kanada i Nigeria, również wymieniane jako perspektywiczne, to — jego zdaniem — chybione kierunki.

— Kanada sąsiaduje z USA, które tak jak Brazylia mają znacznie niższe koszty produkcji niż Europa, a do tego są znacznie bliżej. Nie jesteśmy w stanie z nimi wygrać. Nigeria jest wprawdzie jednym z bogatszych afrykańskich krajów, ale jeszcze nikomu spoza kontynentu nie udało się tam dostać. W drób zaopatruje ich sąsiedni Benin, który jest czołowym importerem mięsa z Europy, i nie wydaje się, żebyśmy mogli to zmienić — dodaje nasz rozmówca.