Karty zbliżeniowe jak czarna wołga

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2014-04-03 09:05

Chyba tylko czarna wołga krążąca po Polsce w latach 60 minionego stulecia, porywająca dzieci wywołała większą histerię od zbliżeniowych kart płatniczych. Strach pomyśleć, ale podobno w IKO Plus mikropłatności też nie będą wymagały PIN-u.

Od 1 kwietnia jeśli klient nie chce to bank nie wciśnie mu karty zbliżeniowej. Doprawdy wielki sukces obrońców praw konsumenta, w którego ochronę zaangażowały się media, NBP, ZBP. Dobrze, że nie powstała specjalna komisja śledcza.
Przyznam, że od początku nie rozumiałem histerii jaka w ubiegłym roku wybuchła w związku z zagrożeniem jakie niosą karty zbliżeniowe. Te wszystkie filmiki na youtubie ze specami krojącymi karty zbliżeniowe skalpelami, żeby wydobyć mityczną, złowróżbną „antenkę” i wyłączyć funkcję zbliżeniową, opowieści ekspertów różnej maści emitowane w głównych wydaniach wiadomości o możliwości zeskanowania karty w autobusie i przechwycenia danych tak zagęściły atmosferę, że karta zbliżeniowa, wcześniej synonim nowoczesności, zaczęła być postrzegana jak diabelski wynalazek bankowców.


Oczywiście żal mi ludzi, którym złodzieje poczyścili konta, dokonując wielu zbliżeniowych płatności do 50 zł, bo karta zbliżeniowa, co jest jej zaletą i zarazem wadą, nie wymaga autoryzacji PIN-em przy niskich kwotach. Pytanie tylko jaka jest skala tego zjawiska? Według danych NBP na koniec I półrocza 2013 r. na 27,7 tys. oszukańczych transakcji z użyciem kart podrobionych, skradzionych, internetowych, przechwyconych (niedostarczonych) 19 proc. złodzieje dokonali kartami skradzionymi. Zatem 5 235 razy zapłacili (lub wypłacili, bo w tej liczbie są też wypłaty z bankomatów, a więc nie zbliżeniowe) pieniądze ukradzioną kartą. Na ponad 1 mld wszystkich transakcji kartowych, gotówkowych i bezgotówkowych, dokonanych w tym czasie w Polsce.

 

Zapraszam do czytania bloga Obiektywnieofinansach.com oraz do wejścia na fejsbukowy profil bloga facebook/twarogofinansach

 

Pod względem wartości udział kart kradzionych w przestępczych transakcjach był znacznie mniejszy i wynosił 7,2 proc. Jeśli za pomocą kart złodzieje, w różny sposób wyprowadzili z bankowych kont w I półroczu 2013 r. 12,6 mln zł, to na skradziony plastik wypada 907 tys. zł. W przeliczeniu na jednego poszkodowanego 173 zł straconych pieniędzy. Oczywiście nie jest to mała kwota, ale stosunkowo niska wobec pieniędzy ukradzionych wyniku oszukańczych transakcji kartowych w Internecie. Tu średnia wartość wyniosła aż 458 zł. A trzeba dodać, że transakcja kartami MOTO mają największy udział w złodziejskim procederze i wykazuje sporą dynamikę. Na koniec I kwartału 2013 r. ich udział pod względem liczby wnosił 43 proc. wobec 37,7 proc. rok wcześniej. Wartościowo złodzieje ściągnęli z kont poszkodowanych 5,4 mln zł, co stanowi 43,3 proc. wszystkich skradzionych przy pomocy kart pieniędzy.


Mimo to jakoś nie słychać bicia w dzwony, że przez Internet uciekają pieniądze klientów banków, NBP nie organizuje specjalnych sesji na ten temat, a ZBP nie wydaje rekomendacji bankom jak edukować klientów z używania kart w sieci, choć akurat to mogłoby być znacznie bardziej pożyteczne niż rzucanie się na karty zbliżeniowe.


Być może opcja wyłączania funkcji zbliżeniowej powinna być dla banków obligatoryjna i jeśli klient nie chce zbliżeniówki pewnie powinien mieć wybór. Jeśli chodzi o mnie to wolałbym opcję włączania funkcji zbliżeniowej, bo mam w portfelu dwie karty nie zbliżeniowe i bardziej mnie one denerwują niż dziesięć zbliżeniowych. Ja po prostu lubię karty zbliżeniowe, bo są wygodne w użyciu, bo skracają maksymalnie czas transakcji i kolejki przed kasami. Karty zbliżeniowe lubią też sprzedawcy, którzy coraz częściej pytają „zbliżeniowo?”. To już naprawdę coś, że w małym osiedlowym sklepiku handlowiec pyta o kartę!
Niemniej rozumiem, że ktoś tak bardzo może obawiać się zbliżeniówek, że woli klasyczną kartę. Rozumiem, że ktoś chce wyłączyć funkcję zbliżeniową. Ale pomysł żeby nakładać na banki pełną odpowiedzialność za transakcje zbliżeniowe zakwestionowane przez użytkownika jest co najmniej dziwny. Równie dobrze można by wymagać od NBP, wydawcy instrumentu płatniczego jakim jest gotówka pokrycia wszystkich strat poniesionych w wyniku kradzieży portfela z pieniędzmi. Bo trzeba podkreślić, że używanie „żywego” pieniądza, czy elektronicznego, w formie karty, czeku itp. zawsze wiąże się z jakimś ryzykiem, które na szczęście można ograniczać po prostu zachowując elementarne zasady bezpieczeństwa.


Szkoda, że banki, ZBP, NBP,  nie poszukały innych rozwiązań, zwiększających bezpieczeństwo klienta, tylko od razu poddały się histerii. Przykłady można znaleźć na świecie. Np. w Hong Kongu szalenie popularna jest Octopus Card (druga na świecie karta zbliżeniowa), początkowo pełniąca funkcję karty miejskiej. Od kilku lat można nią również płacić praktycznie wszędzie. Standardowo przy małych kwotach nie trzeba używać PIN-u. Żeby zwiększyć ochronę pieniędzy użytkownika może on korzystając z aplikacji mobilnej do rachunku głównego utworzyć rachunek przedpłacony do płatności zbliżeniowych i sam określa ile pieniędzy na nim będzie przechowywać. Kiedy pieniądze się wyczerpią łatwo może ponownie zasilić konto przy użyciu aplikacji.


Bardzo rozsądnie do sprawy podszedł PKO BP, który użytkownikom IKO zostawił do ich własnego wyboru ustanowienie progu, od którego transakcja wymaga autoryzacji PIN-em. Jak słychać w IKO Plus, budowanym przez Polski Standard Płatności, mikropłatności w ogóle nie trzeba będzie potwierdzać PIN-em. I to jest słuszna droga, którą warto iść nie zważając na histeryków.