Katarzyna Niezgoda przegrała z Pekao

Dawid TokarzDawid Tokarz
opublikowano: 2012-02-23 00:00

Bank miał prawo dyscyplinarnie zwolnić byłą wiceprezes. Partnerka Kammela zapowiada apelację

Są nowe informacje w sprawie jednego z najgłośniejszych wydarzeń w polskiej bankowości, o którym jako pierwszy w kwietniu 2009 r. napisał „PB”, a które inne media ochrzciły potem nazwą „Kammelgate”.

Warszawski sąd pracy po ponad 2,5 latach zakończył proces, w którym Katarzyna Niezgoda podważała prawidłowość wypowiedzenia jej pracy przez bank Pekao w trybie dyscyplinarnym. Sprawa, która na wniosek byłej wiceprezes banku toczyła się za zamkniętymi drzwiami, zakończyła się oddaleniem powództwa.

— Wydane przez sąd orzeczenie nie jest prawomocne. Nie zgadzam się z nim. Cieszę się, że w zakresie konfliktu interesów sąd nie podziela zdania banku, co zostało podane w ustnym uzasadnieniu orzeczenia. Czekam teraz na uzasadnienie pisemne. Po zapoznaniu się z nim będę składać apelację do sądu wyższej instancji — komentuje wyrok Katarzyna Niezgoda, dziś prezes DCG, spółki zależnej giełdowej Vistula Group, zarządzającej siecią sklepów odzieżowych Deni Cler.

Orzeczenia nie chcieli oceniać przedstawiciele Pekao. Są jednak zadowoleni, także dlatego, że jego ewentualne uprawomocnienie uniemożliwi Niezgodzie prowadzenie drugiego, na razie zawieszonego, procesu przeciwko bankowi — o odszkodowanie za zwolnienie z pracy.

Niefortunne związki

Do tego zaskakującego zwolnienia doszło w kwietniu 2009 r., kiedy „PB” ujawnił, że Katarzyna Niezgoda jako wiceprezes Banku BPH, a potem Pekao, odpowiedzialna za piony zasobów ludzkich, przez kilka lat zlecała usługi szkoleniowe warte miliony złotych spółce Sparrow, związanej z jej życiowym partnerem — znanym telewizyjnym prezenterem Tomaszem Kammelem. Po przesłaniu przez nas pytań dotyczących tej sprawy do Pekao Niezgoda została odwołana ze stanowiska wiceprezesa banku.

Potem walne zgromadzenie akcjonariuszy Pekao nie udzieliło jej absolutorium, a Jan Krzysztof Bielecki, ówczesny prezes banku, tłumaczył, że obie decyzje były efektem „konfliktu interesów” i „nienależytego wykonywania obowiązków” przez Niezgodę.

Z kolei Józef Wancer, prezes Banku BPH, przyznał w rozmowie z „PB”, że Katarzyna Niezgoda nie poinformowała zarządu banku, iż zlecała usługi szkoleniowe spółce Sparrow, a powinna to zrobić. W sprawie prywatno-biznesowych relacji, ujawnionych przez „PB”, wszczęto nawet śledztwo, ale zgodnie z naszymi przypuszczeniami stołeczna prokuratura umorzyła je, uznając, że „ewentualne nieprawidłowości w zakresie nadzoru nad działalnością szkoleniową pionu zasobów ludzkich powinny być oceniane z punktu widzenia innych dziedzin prawa”.

Wróbel znów mały

Oceny dokonał właśnie sąd pracy. Na ukończeniu jest też proces, w którym Sparrow domaga się od Pekao ponad 1,25 mln zł z tytułu rzekomo nierozliczonych kosztów (bank stoi na stanowisku, że zapłacił za wszystkie szkolenia, które zostały zrealizowane). Niezależnie od wyroku Sparrow (z angielskiego: „wróbel”) nie ma co narzekać na współpracę z bankami.

Założona w 2001 r. m.in. przez Kammela firma przez cztery pierwsze lata działalności miała roczne przychody rzędu 1-2 mln zł.

W 2005 r. głównym odbiorcą jej usług był Bank BPH i przychody wzrosły skokowo: do 5,5 mln zł, a dwa lata później do 9,2 mln zł. W 2008 r. głównym klientem Sparrow był już Pekao (z Niezgodą w zarządzie), a spółka z „wróbla” zmieniła się w „orła” — jej przychody sięgnęły 18,3 mln zł. Następny rok był przełomowy nie tylko dla zwolnionej z Pekao Niezgody, ale również dla Sparrow.

Przychody spółki spadły do 6,3 mln zł, a w 2010 r. do 1,3 mln zł, co stanowiło zaledwie… 7 proc. rekordowego 2008 r. O ocenę tak radykalnych skoków przychodów zapytaliśmy Ewę Wróbel — prezes i głównego udziałowca Sparrow. Nie odpowiedziała.

OKIEM EKSPERTA

Trudna apelacja

LIDIA SZCZESNA

ekspert prawa pracy, wspólnik kancelarii LSJ

Wypowiedzenie dyscyplinarne, szczególnie w przypadku menedżerów wysokiego szczebla, jest stosowane wyjątkowo rzadko w sytuacji, kiedy doszło do rażącego naruszenia obowiązków pracowniczych. Pracodawcy znacznie chętniej korzystają z normalnego trybu wypowiedzenia, wpisując do niego jako powód „utratę zaufania”. W każdym wypadku wypowiedzenia dyscyplinarnego sąd najpierw bada względy formalne (choćby to, czy dotrzymano terminu jednego miesiąca od dowiedzenia się o naruszeniu obowiązków pracowniczych), a potem merytoryczne. Przy czym powody wypowiedzenia wymienione w „dyscyplinarkach” sąd bada wyjątkowo skrupulatnie, a ciężar ich udowodnienia spoczywa na pracodawcy. W przypadku nieprawomocnego wyroku należy pamiętać o możliwości apelacji, a potem również kasacji. Z praktyki orzeczniczej wynika jednak, że by zmienić wyrok pierwszej instancji, trzeba wykazać się dużą ekwilibrystyką prawniczą albo znaleźć w tym orzeczeniu wyraźne i jednoznaczne błędy.