KE postawiła Polskę pod ścianą w sprawie dopłat dla rolników. Na całość dotacji musimy poczekać aż do 2013 r.
Komisja Europejska przedstawiła propozycję w sprawie dopłat dla rolników oraz limitów produkcji dla państw kandydackich. Strategia zaproponowana przez KE znacznie odbiega od oczekiwań Polski i zakłada m.in. dziesięcioletni okres przejściowy w dochodzeniu do pełnych dopłat bezpośrednich. W 2004 r. — liczonym jako pierwszy rok członkostwa w UE — polscy rolnicy otrzymaliby jedynie 25 proc. tego, co obecni członkowie, w 2005 r. — 30 proc., a w 2006 r. — 35 proc. Na pełne dopłaty mogliby liczyć w 2013 r. W uzasadnieniu KE podaje, że większe dopłaty zahamowałyby procesy restrukturyzacyjne na wsi, zachowując skostniałe struktury.
Ta propozycja to — zdaniem Guentera Verheugena, komisarza ds. rozszerzenia — znak solidarności z krajami, które staną się członkami Unii. Jak tłumaczy, gdyby UE zdecydowała się na pełne dopłaty dla polskich rolników, zniszczyłoby to całą strukturę polskiej wsi.
— Wszyscy zaczęlibynagle przenosić się z miasta na wieś, bo takie duże byłyby różnice w zarobkach. Pełne dopłaty bezpośrednie nie są możliwe. Jeżeli kandydaci do Unii nie chcą rozwiązania zaproponowanego przez komisję, mogą poczekać — tylko że do roku 2015 — uważa komisarz.
Według niego, nie można jednak mówić o członkostwie „drugiej kategorii”. Jak tłumaczy, należy przyjrzeć się całej pomocy, jaką Unia oferuje kandydatom, bo Bruksela zdecydowała się dać nawet proporcjonalnie więcej niż otrzymują obecni członkowie Unii na rozwój terenów wiejskich i na rozwój ubogich polskich regionów.
Według Franza Fischlera — komisarza, który odpowiada w KE za politykę rolną, polscy rolnicy nie powinni uważać, że propozycja komisji to katastrofa.
— Trzeba patrzeć na cały pakiet, na przykład na to, że wprowadzimy na początku uproszczony system dopłat i rolnicy z Polski nie będą musieli ograniczać produkcji poprzez odłogowanie. Bruksela nie daje dopłat, ale za to daje pieniądze na rozwój terenów wiejskich, a także specjalne środki dla rolników, którzy jednocześnie dorabiają poza rolnictwem — mówi Franz Fischler.
Komisarz przyznaje, że zdaniem niektórych państw należących do Unii ta propozycja jest „za dobra”, bo Bruksela przyznała kandydatom za dużo pieniędzy. Dlatego, jak podkreśla, Polska nie może liczyć na to, że wynegocjuje coś więcej.
— Na tę propozycję należy patrzeć nie tylko jak na punkt wyjścia, ale też jak na finał — rozwiewa wątpliwości polskich negocjatorów komisarz Fischler.
Jak dodaje, „możliwe są małe poprawki, ale nie fundamentalne zmiany”. Nie ma też mowy o zachowaniu części ceł.
Polscy negocjatorzy zastanawiali się nad zaproponowaniem Unii zachowania ceł na niektóre produkty rolne, które nie będą objęte pełnym systemem dopłat. Franz Fischler odrzuca kategorycznie podobne pomysły.
— Rozszerzenie to udział we wspólnym rynku, jeżeli zachowa się cła, nie można w nim uczestniczyć. To naprawdę byłoby działanie wymierzone w samo serce wspólnoty — wyjaśnia.
Przypomina, że najlepsze rozwiązanie to prowadzone obecnie negocjacje, w wyniku których „piętnastka” i Polska stopniowo znoszą taryfy celne.
— Te negocjacje obniżają stawki asymetrycznie, dając więcej możliwości Polsce niż państwom UE — twierdzi.