Stosunkowo korzystna ocena polskiej wizyty szefa rosyjskiej dyplomacji Siergieja Ławrowa świadczy o tym, jak źle układały się stosunki Polski z Rosją. Powodem do zadowolenia są nie rezultaty dwustronnych rozmów, ale to, że do nich w ogóle doszło. Jedynym skutkiem wizyty, jaki udało się wyłowić spośród gładkich słów na konferencjach prasowych, był "postęp w sprawie żeglugi na Zalewie Wiślanym". Chyba jednak nie tak wielki, jak odblokowanie Cieśniny Pilawskiej, bo chyba minister Radosław Sikorski i jego rosyjski kolega nie omieszkaliby się tym pochwalić.
Przyjeżdżając do Polski, szef rosyjskiej dyplomacji dał sygnał, że koncepcja ignorowania na Kremlu głosu Polski może się zmienić. To stanowiłoby sukces kilku lat polskiej dyplomacji, mały, ale wymierny. I to była marchewka, którą Siergiej Ławrow zamachał polskim władzom przed nosem. Niewielka, bo traktowanie naszego kraju po partnersku (o przyjaźni wszak nie mówimy) nie jest szczególnie wielkim ustępstwem Rosji. W stosunku do ostatniej dekady byłby to postęp. Był też kij — cierpkie słowa Ławrowa na temat tarczy antyrakietowej i konfliktu w Gruzji. Trudno uznać słowa, że żaden kraj nie będzie karany za poparcie Gruzji, za szczególną łaskawość. Na drugiej szachownicy polsko-rosyjskiej partii — na Forum w Krynicy — było podobnie. Liczniejsza niż zwykle delegacja rosyjska była marchewką, a brak zgody wokół EuRoPolGazu kijem.
Rosji ta wizyta była potrzebna, by potwierdzić, że nie jest izolowana po agresji na Gruzję. Ponadto chciała pokazać, że jest otwarta na dialog z Polską i nie chce pogorszenia stosunków z naszym krajem. Jest to kontynuacja uprawianej zręcznie polityki wygrywania podziałów między krajami UE, ale ostatnio również różnic w spojrzeniu na politykę zagraniczną między ośrodkami władzy w Polsce. Ale też Polska na wizycie nie straciła — bo udowadnia, że przypisywana jej w niektórych krajach Unii łatka kraju rusofobicznego jest niesprawiedliwa, bo nie unikamy rozmów, co może z kolei prowadzić do wniosku, że krytyka Rosji ma racjonalne przesłanki. Ponadto to, że Rosja być może zacznie nas "zauważać", może wzmocnić naszą pozycję także na forum UE, co niekoniecznie musi się okazać korzystne dla Rosji. Poza tym lepiej przedstawiać swoje stanowisko w bezpośrednich kontaktach, niż za pośrednictwem mediów.
Przełomu nie było, trudno nawet mówić o ociepleniu, ale po wydarzeniach na Kaukazie o takie ocieplenie byłoby trudno. Dzięki tej wizycie Polska i Rosja zrealizowały swoje dyplomatyczne programy minimum, nie siląc się na więcej — podtrzymano wzajemne kontakty w oczekiwaniu na rozwój wydarzeń — np. na Ukrainie. Nawiązanie dobrosąsiedzkich stosunków z Rosją byłoby dla Polski cenne, jednak nie należy zapominać, że do tanga trzeba dwojga, a poza tym — niezależnie od wszystkiego — głównym partnerem politycznym i gospodarczym jest dla Polski UE. I właśnie za pośrednictwem Unii zmiana klimatu w stosunkach polsko-rosyjskich jest możliwa. Bezpośrednie rozmowy są potrzebne, ale nie decydujące.