- W XTB na pewno będziemy chcieli wprowadzić krypto. Zespół już nad tym pracuje – taką deklarację złożył Omar Arnaout, prezes XTB, podczas debaty szefów domów maklerskich na temat szans i wyzwań stojących przed branżą, która kończyła XXV Konferencję Rynku Kapitałowego w Bukowinie Tatrzańskiej.
Według niego można udawać, że kryptowaluty nie istnieją, ale Polacy będą wtedy otwierali konta do handlu kryptowalutami w Binance, Revolucie czy Crypto.com. Według Omara Arnaout lepiej, by zakładali takie konta w XTB lub bankowych biurach maklerskich, bo są to podmioty nadzorowane przez KNF.
Samer Masri, dyrektor biura maklerskiego PKO Banku Polskiego, zadeklarował, że instytucja ta jest już technologicznie gotowa do uruchomienia handlu krytpowtalutami, a nawet przyjmowania w nich płatności. Nie pali się jednak do udostępnienie bitcoina, patrząc zarazem, co robi polska i zagraniczna konkurencja.
- Nie mówię, że będziemy ostatni, ale jest coś takiego jak benchmarkowanie się. To nie jest produkt pierwszej potrzeby. Jest bardzo lubiany przez pewną grupę inwestorów, zainteresowanie jest duże, ale nieprawda, że wszyscy już go potrzebują – przedstawił stanowisko PKO BP Samer Masri.
O tym, że przed strategiczną decyzją stoi DM Banku Ochrony Środowiska, poinformował jego prezes Radosław Olszewski. Ujawnił zarazem, że - w reakcji na pytanie KNF dotyczące otwarcia na rynek kryptoaktywów, korzystając z możliwości zawartych w unijnym rozporządzeniu MiCA - póki co odpowiedział nie.
- Jeżeli mówimy o bitconie, to wydaje mi się, że potrzebą klientów nie jest stricte posiadanie bitcoina, ale uczestnictwo we wzroście cen, który jest spektakularny. Ale tak samo spektakularne są w pewnych momentach spadki cen, o czym już rzadko się mówi – zaznaczył Jerzy Nikorowski, dyrektor biura maklerskiego BNP Paribas Bank Polska.
Polacy chcą bitocina pod nadzorem KNF
Tomasz Bilczyński z firmy konsultingowej Accenture przypomniał, że z badania, jakie przeprowadziła ona wspólnie z Uniwersytetem Warszawskim na przełomie lat 2024-25, wynika, że Polacy chcą wejść na rynek kryptowalut, ale w ramach instytucji, jakie już znają. Aż 58 proc. inwestujących i 59 proc. nieinwestujących wskazało, że od wejścia na rynek kryptowalut powstrzymuje ich brak takiej oferty w polskich bankach i biurach maklerskich.
- Czy oczekują, że gdyby coś poszło źle, to instytucja będzie gwarantowała, że strata zostanie zrekompensowana? – pytał Jerzy Nikorowski.
W podobnym tonie wypowiedział się Jacek Jastrzębski, przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego, który początkowo przysłuchiwał się dyskusji szefów domów maklerskich jako jeden z widzów na sali. W końcu jednak wziął mikrofon do ręki i przedstawił stanowisko nadzoru.
- Dlaczego ustawodawca wyposaża niektóre instytucje - jak banki, domy maklerskie, TFI - w status instytucji zaufania publicznego? Czemu to służy? Może jestem trochę dziadersem, ale moje rozumienie jest takie, że wynika to przede wszystkim z tego, że państwo dostrzega korzyść z pośrednictwa finansowego, czyli funkcjonowania na rynku profesjonalnych podmiotów, które w ten czy inny sposób konwertują oszczędności w akcję kredytową czy inwestycje. Funkcjonowanie tego mechanizmu wymaga instytucjonalnego zaufania, które państwo przyznaje tego typu podmiotom przez odpowiednie działania legislacyjne, a ostatecznie naszymi rękoma w procesie licencyjnym – wyjaśnił wpierw Jacek Jastrzębski.
Przechodząc do oczekiwań uzyskania ekspozycji na bitcoina za pośrednictwem instytucji zaufania publicznego, zasugerował, że gdy wzrost kursu zamieni się w spadek, inwestorzy zaczną zapewne podnosić szereg zastrzeżeń formalnych wobec instytucji nadzorowanych, za których pośrednictwem nabyli bitcoina.
- To wszystko kręci się wokół modelu realizacji zysków bez ponoszenia ryzyka – podkreślił Jacek Jastrzębski.
Jego zdaniem dopóki kurs bitcoina czy innych kryptowalut będzie szedł w górę, to ich nabywcy będą mówili o swoich śmiałych decyzjach inwestycyjnych. Gdy zacznie spadać, stwierdzą, że nabyli kryptoaktywa w wyniki missellingu.
Kredytów frankowych też chcieli
Szef KNF uważa też, że zainteresowanie bitcoinem wynika z wpływu mediów społecznościowych na młode pokolenie, kreujących obraz świetnych zarobków bez nauki i pracy.
- Mierzycie się z grupą klientów, którzy wchodzą na rynek i są ukształtowani tym przekazem. To też powoduje, że mam bardzo dużo sceptycyzmu, jak słyszę ze strony instytucji zaufania publicznego – banków i firm inwestycyjnych – że musimy zaoferować klientom dostęp do bitcoina, bo klienci tego chcą, a jeżeli my tego nie sprzedamy, to sprzeda im ktoś inny – mówił Jacek Jastrzębski.
Nawiązując do tzw. kredytów frankowych, przypomniał, że klienci banków też ich chcieli, ale teraz ich konsekwencją są wielkie odpisy w sektorze bankowym. Zwrócił też uwagę, że jest wiele produktów i usług, których klienci chcą, ale państwo z różnych powodów ogranicza do nich dostęp. Z tego powodu za dyskusyjne uważa wprowadzenie kryptowalut do obrotu w instytucjach nadzorowanych w wyniku oczekiwań klientów.
- Ja nie mówię, że trzeba ich zakazać, bo być może jest to przejaw wolności decydowania o swoim majątku. Być może nie należy tego w jakiś szczególny sposób ograniczać - zaznaczył Jacek Jastrzębski.
Jeszcze raz przy tym zaznaczył swój sceptycyzm wobec kryptowalut w instytucjach nadzorowanych przez KNF.
- Obawiam się, że ta ścieżka niby-ochrony nabywców tego typu instrumentów de facto wiedzie do tego, że zyskują one kanał promocji i dystrybucji o podwyższonym zaufaniu. A ten kanał jest po to, by promować konwersję oszczędności na inwestycje, a nie by promować zaspokajanie innych potrzeb. Może to trochę konserwatywne podejście, ale uważam, że logiczne – skwitował Jacek Jastrzębski.