Kolej na szybką kolej

Katarzyna Żelazek, Ula Zalewska
opublikowano: 2005-03-11 00:00

Strajk kolejarzy przeciw kolejarzom? To może się zdarzyć na Pomorzu, gdzie PKP Przewozy Regionalne poczuły się zagrożone przez Szybką Kolej Miejską, również własność PKP.

Żądamy położenia kresu ekspansji SKM — ogłosili zaniepokojeni związkowcy z Międzywojewódzkiego Komitetu Protestacyjno-Strajkowego MKPS, zrzeszającego 7 związków kolejarskich z Pomorza oraz Mazur. I zagrozili strajkiem!

A wszystko zaczęło się od rewolucyjnego wniosku, że na przewożeniu ludzi można w Polsce — per saldo — zarabiać pieniądze...

Życie w pigułce

W Gdańsku, Sopocie czy Gdyni nie znajdzie się człowiek, który choć raz w życiu nie jechał SKM. To mikrokosmos. Ludzie nie tylko jeżdżą kolejką do pracy, szkoły czy teściowej, ale i zakochują się, tracą głowę, a nawet życie.

Bywało, że SKM stawała się kartą przetargową, jak choćby wtedy, gdy zdesperowani stoczniowcy wychodzili na tory i — paląc opony — paraliżowali życie Trójmiasta.

W gazetach z lat 70. pisano, że szybka kolej połączyła Gdańsk, Sopot i Gdynię tak trwale, że w przyszłości będzie to jedno miasto.

Pani Helena 6 dni w tygodniu o tej samej porze odjeżdżała z przystanku Gdańsk Wrzeszcz, by dojechać do pracy do Sopotu. Ponad rok wpatrywał się w nią zza gazety przystojny blondyn. Gdzieś przed Wielkanocą zebrał się na śmiałość i — nim pociąg przyjechał na peron — zapytał Helenę, czy zechce przyjąć zaproszenie na kawę. Dziś są 22 lata po ślubie, dorobili się dwójki dzieci i auta. Kolejką już nie jeżdżą.

We wrześniu 2004 roku 64-letni gdyński radny Ludwik K., z rządzącego w Gdyni Klubu Samorządność, obnażył się podczas jazdy nocnym kursem SKM. Po zatrzymaniu przez policjantów okazało się, że we krwi miał 1,34 promila alkoholu. Radny złożył mandat.

Irek Regliński marzył, że będzie lekarzem, studiował na II roku gdańskiej Akademii Medycznej. W lutym 1996 roku, młodociani bandyci wypchnęli go z pędzącej SKM na wysokości przystanku Gdańsk Przymorze. Zginął na miejscu.

Uniesienia, skandale i dramaty. Życie w kolejce.

Pod patronatem świętej

I tak latami jeździli sobie PKP, aż w latach 90. ruszyła restrukturyzacja tej instytucji. Pod koniec roku 1999 powstał — podległy bezpośrednio zarządowi PKP — Zakład Szybkiej Kolei Miejskiej w Trójmieście (z siedzibą w Gdyni). Przejął zadania i mienie kilku dotychczas oddzielnie działających w ramach „wielkiej kolei” zakładów. Obszar działalności SKM wyznaczono na trzydziestokilometrowym odcinku od stacji Gdańsk Główny do stacji Rumia, dodając do tego siedmiokilometrową trasę od stacji Gdańsk Główny po Gdańsk Nowy Port i odcinek ponad dwunastokilometrowy — od stacji Rumia do stacji Wejherowo.

Zakład SKM działał wprawdzie w ramach PKP, ale przygotowano go do wyodrębnienia z państwowego molocha i przekształcenia w spółkę prawa handlowego. 1 stycznia 2001 roku — wraz z przekształceniem PKP w spółkę akcyjną, ze skarbem państwa jako jedynym akcjonariuszem — rozpoczęto prace nad powołaniem spółki SKM. 1 lipca 2001 roku zaczęła działalność PKP Szybka Kolej Miejska w Trójmieście sp. z o.o., przejmując pracowników likwidowanego PKP SA Zakładu SKM w Trójmieście.

Na czele nowej firmy stanął Mikołaj Segeń, kolejarz z urodzenia (przyszedł na świat w dniu patronki kolejarzy św. Katarzyny), który niegdyś — z racji zbyt wysokiego wykształcenia — nie mógł zostać maszynistą. O tym absolwencie Politechniki Gdańskiej i podyplomowych studiów menedżerskich z marketingu i zarządzania współpracownicy mówią, że jest niby Japończyk, dla którego w pracy nie starcza doby. Znaczy: firma to dla niego wszystko. Fajny chłop — i to specjalista z autorytetem.

Tak powstała w pełni samorządna minikolej. Sama inwestuje w modernizację i sama korzysta z osiąganych w ten sposób oszczędności.

— Chciałem prowadzić dochodową firmę, przyjazną klientom i załodze — tak prezes Segeń wspomina marzenia sprzed lat.

Idealizm? A nie — co dziwne — praktyka.

Dla klienta

„Dajemy ludziom swobodę przemieszczania się” — głosi slogan reklamowy SKM. Jeszcze niedawno SKM jeździła jedynie na trasie Gdańsk-Wejherowo i Gdańsk- -Brzeźno. Dziś obsługuje ponad trzystukilometrową trasę: od Smętowa, przez Tczew, Gdańsk, do Wejherowa i Lęborka oraz od Malborka po Lębork. Przed kilkoma tygodniami uruchomiła połączenie przez Malbork do Elbląga i Iławy, po raz pierwszy przekraczając granice województwa. Zmodyfikowano rozkład jazdy, dostosowując go do innych środków komunikacji miejskiej, godzin pracy dużych zakładów, wreszcie — potrzeb klientów. Kiedy na przykład okazało się, że w letnie weekendy nocne SKM jeździ przepełniona, składów po prostu przybyło. Jak to możliwe, że kiedyś SKM nocą w ogóle nie jeździła? Ano trudno zrozumieć...

— W dwie godziny możemy podstawić pociąg i — na przykład — rozwieźć kibiców po meczu — mówi Paweł Wróblewski, od 16 lat pracujący na kolei, dziś w SKM audytor wewnętrzny i rzecznik prasowy, a poza tym konstruktor modeli kolejowych.

Sprinter

Niewykluczone, że wagony SKM już niedługo ruszą na martwe dziś trasy — z Trójmiasta do Kartuz i Kościerzyny oraz z Kościerzyny do Słupska. Prezes Segeń podejmuje bowiem ryzyko obsługiwania tras, które wcześniej PKP Przewozy Regionalne spisały na straty. Może i dlatego na jego biurku piętrzą się listy od wójtów, burmistrzów…

„W związku z zawieszeniem wielu kursów pociągów… proszę o rozważenie możliwości uruchomienia lub przedłużenia już funkcjonującej linii komunikacyjnych uzupełniających lukę przewozową”, podpisane… członek zarządu województwa warmińsko-mazurskiego. SKM otwiera zatem nowe połączenia, przedłuża trasy — no i jakoś nie traci...

Mimo wydłużenia linii, SKM — chyba jako jedyny przewoźnik w Polsce — od 1999 r. nie zmieniała cen biletów. Wciąż z Gdańska do Wejherowa można dojechać za 6,20 zł. Pociąg SKM zwany „Sprinter”, kursujący na trasie Lębork-Gdańsk, jest trzykrotnie tańszy, niż jeżdżący na tej samej trasie ekspres „normalnego” PKP. I co ciekawe: jedzie tylko pięć minut dłużej.

Po reformach Segenia zyski wzrosły o 60 proc., zamykając się prawie milionem złotych. W 2004 roku przychody z biletów przyniosły 55,9 mln zł, czyli około 15 proc. więcej niż rok wcześniej. Wartość księgowa spółki wynosi około 28 mln zł. SKM daje zatrudnienie 800 osobom.

Nasz prezes

Z końcem stycznia gruchnęła wiadomość o nagłym odwołaniu prezesa Szybkiej Kolei Miejskiej Mikołaja Segenia. Jednocześnie przedstawiono nowego szefa — Janusza Dettlaffa, niedawnego szefa spółki PKP Przewozy Regionalne, dobrego menedżera zresztą, który zasłużył się zmniejszeniem straty, jakie co roku przynosiła ta spółka. Człowiek z teczki — mówiono jednak w SKM. Oficjalnie powodem odwołania doskonale ocenianego prezesa Segenia było powierzenie mu nowych zadań. Miał zająć się współpracą PKP z samorządami w całym kraju.

Decyzja o strajku zapadła krótko po prezentacji Dettlaffa. Związkowcy z SKM, mimo że rozproszeni w 6 organizacjach, murem stanęli za odwołanym prezesem, twierdząc, że tylko on zapewni firmie dalszy rozwój. I choć nie protestowali przeciw Dettlaffowi, ale by poprzeć Segenia, to nie brakowało katastroficznych scenariuszy. Obawiano się, że Dettlaff nastał po to, by włączyć SKM do Przewozów Regionalnych, zmniejszyć liczbę połączeń, a w konsekwencji — zwolnić część załogi.

Trzygodzinny strajk i całonocne negocjacje odniosły skutek. Mikołaj Segeń dzień po odwołaniu powrócił na stanowisko.

Precz z konkurencją!

Happy end? Niekoniecznie.

W połowie lutego w sprawie przyszłości SKM głośno przemówił Międzywojewódzki Komitet Protestacyjno-Strajkowy MKPS, zrzeszający 7 organizacji związkowych pracowników PKP z województw warmińsko-mazurskiego i pomorskiego. Zażądał kresu ekspansji SKM, która — zdaniem związkowców — wyraża się nie tylko „świadczeniem usług w ramach aglomeracji miejskich”, ale też rozwijaniem przewozów regionalnych, a w konsekwencji — deptaniem po piętach spółce PKP Przewozy Regionalne. Związkowcy zaproponowali też, by SKM włączyć do Przewozów Regionalnych. Zagrozili strajkiem!

I tak zaczęła się związkowa wojenka. W odpowiedzi Międzyzwiązkowy Zakładowy Komitet Strajkowy PKP SKM wydał twarde oświadczenie: „Zdecydowanie protestujemy przeciwko podejmowanym próbom decydowania o losie PKP SKM w Trójmieście z pominięciem głosu załogi naszej spółki i klientów, dla których pracujemy”.

— Zarzut konkurencji z naszej strony stawiany nam przez kolegów jest całkowicie bezzasadny. Uruchomiliśmy pociągi, których nie było w rozkładzie, bo je zlikwidowano, a potrzebowali ich podróżni. Co to za konkurencyjność? — denerwuje się Tadeusz Winiarski ze Związku Zawodowego Maszynistów Kolejowych w Polsce, kolejarz z ojca i dziada, który sam wychował syna kolejarza, maszynista instruktor.

W połowie lutego lokalne gazety doniosły, iż trójmiejską SKM chce kupić francuska firma Connex. Koncern ten — od 1998 roku obsługujący miejskie linie autobusowe — dziś działa w ośmiu polskich miastach: miał być jedyną firmą, która odpowiedziała na ogłoszoną przez PKP SA ofertę prywatyzacyjną. Oferowanej ceny (nieoficjalnie słychać jednak, że była całkiem atrakcyjna) ani wartości obiecywanych inwestycji w tabor na razie nie ujawniono.

Co się stanie, gdy nie dojdzie do sprzedaży SKM prywatnemu inwestorowi, trudno orzec. Innym wyjściem może być komunalizacja firmy, czyli przejęcie jej przez lokalne samorządy.

Jan Kozłowski, marszałek województwa pomorskiego, wystąpił w lutym do ministra infrastruktury o przekazanie samorządowi linii kolejowej SKM Gdańsk-Rumia oraz innych nieruchomości niezbędnych do zarządzania firmą. W tym samym piśmie Kozłowski poinformował, że samorząd może stać się wkrótce współwłaścicielem SKM. Doszłoby do tego przez przekazanie do SKM — w formie aportu rzeczowego — nabywanych przez samorząd autobusów szynowych.

Paweł Wróblewski wiele dobrego obiecuje sobie po zaangażowaniu władz lokalnych.

— Doświadczenie wielu krajów europejskich dowodzi, że najwięcej zależy od samorządowców —niezależnie czy to prywatna kolej — jak w Anglii czy państwowa — jak we Francji — twierdzi Wróblewski.

Prezes Segeń również nie ma wątpliwości: przyszłość SKM i przewozów regionalnych zależy od samorządu.

— Nie ma już odwrotu od lokalności. Przy dobrej organizacji transport lokalny może w pełni zadowalać klientów i przynosić zyski — przekonuje Segeń.

SKM wjeżdża na proste tory. Polskim paradoksem jest, że inni kolejarze chwytają za hamulec bezpieczeństwa i budują szlabany, zamiast skutecznie zastanowić się, jak wyszykować własny pociąg do sukcesu.