Nic nie sprzedaje dzieła sztuki lepiej niż znane nazwisko autora i rozpoznawalna twarz na portrecie, a w tych kategoriach konkurencją dla Andy’ego Warhola byłby chyba tylko Leonardo da Vinci, bo dla Marilyn Monroe konkurencji nie byłoby w ogóle. Zestaw oryginalnych grafik, sygnowanych przez ojca pop- -artu, na których twarz aktorki śmieje się w różnych neonowych kolorach, dostępny będzie na 10-dniowej internetowej aukcji w Christie’s, która ruszyła 3 maja. Stwierdzenie, że plansze będą dostępne, trzeba jednak poszerzyć, bo niektóre z nich mają estymację nawet do 250 tys. USD (968 tys. zł).

Zysk przez sito
Zgodnie z regułą, że na rynku sztuki malarstwo olejne jest cenniejsze od akwarelowego, a już na pewno jest bardziej wartościowe od powielanych grafik, wydruki z twarzą hollywoodzkiej gwiazdy nie miałyby szans jako inwestycyjne dobra. Takie porównania mają rzeczywiście znaczenie, ale głównie na rynkach prac artystów, którzy tworzyli w wielu mediach — dlatego na przykład grafika Jerzego Nowosielskiego to wydatek kilku tysięcy złotych, rysunek może kilkunastu, a olejny obraz nawet kilkuset tysięcy złotych.
Chcąc jednak zainwestować w przykładowy portret Witkacego — którego potencjał wzrostu wartości jest bardzo wysoki — trudno właściwie rozważać pastel jako gorszą kategorię, bo na rynku tego autora dosyć trudno znaleźć co innego. Chociaż zestawienie wydaje się przypadkowe, podobnie jest właśnie z twarzami Marilyn Monroe Andy’ego Warhola, bo autor słynący z bogactwa nocnego życia nie szkicował pozującej aktorki najpierw na kartce ani też nie przesiadywał godzinami przed sztalugą, malując jej kolorowe wersje olejną farbą. Jego główną techniką była tzw. serigrafia, czyli sitodruk, w środowisku sitodrukarzy nazywany nawet sitem.
Fabryka pieniędzy
Powszechne stwierdzenie, że twórca pop-artu wyłącznie imprezował i w ogóle nie malował, jest przy tym dosyć niestosowne, bo fakt, że w obiegu przeważają dzieła wydrukowane, nie oznacza, że artysta nie posługiwał się też farbą. Akrylowe prace zdarzają się na aukcjach, ale w przypadku Warholanie obniża to inwestycyjnego potencjału znacznie częstszych grafik, szczególnie gdy serie są wystarczająco wąskie, sygnowane i przedstawiają motywy najbardziej popularne.
Rynek zbytu na wystawione twarze Marilyn Monroe jest zdecydowanie międzynarodowy, mimo że pochodzą z Factory Additions, czyli firmy, którą Warhol założył w połowie lat 60., żeby oddzielić jakoś swoje malarstwo od wzorów reprodukowanych maszynowo. Chociaż dostępne na aukcji grafiki wywodzą się właśnie z tej fabryki, Marilyn na miętowym tle wyceniana jest do 150 tys. USD (581 tys. zł), taka z pomarańczową karnacją do 80 tys. USD (310 tys. zł), a złotowłosa albo całkowicie szarawa — do 250 tys. USD (968 tys. zł).
— W przypadku Andy’ego Warhola sytuacja jest o tyle oczywista, że był artystą pop-artowym, a więc powielane grafiki były jego prawidłowym medium pracy. O tym, czy kosztują 1 tys. zł, czy 1 mln zł, decyduje natomiast fakt, czy artysta zaakceptował je jako swoje dzieła i podpisał, czy dodrukowane zostały później, już nie za jego życia — komentuje Adam Chełstowski, ekspert firmy doradczej Ad-Arte.
Żeby więc wytłumaczyć do końca, dlaczego serigrafia jest właściwa dla pop-artu, trzeba tylko dodać, na czym polegał sam pop-art, czyli nurt kojarzony przede wszystkim z płaskimi plamami jaskrawych kolorów, które układają się albo w twarze znanych osób, albo w puszki z pomidorową zupą. Podstawowym założeniem była ogólna dostępność — jak w supermarkecie — dlatego sztuka musiała być w pewnym sensie produktem masowym, jak gazetowe wizerunki gwiazd — i jak wspomniana zupa. Drugi filar to natomiast aktualność i społeczne zaangażowanie, które wyrażały się w tym, że roześmiana twarz Marilyn powielona została tuż po jej śmierci, a twarz płaczącej Jackie — tuż po śmierci Kennedy’ego.
Składając to ze sobą, można zapytać, co w tym właściwie takiego wartościowego— i nie byłoby to dowodem ignorancji, bo odpowiedź zahacza o znacznie trudniejsze tematy tzw. abstrakcyjnego ekspresjonizmu i minimalizmu. Żeby nie zagłębiać się w ich zawiłe podstawy, wystarczy wiedzieć, że tak naprawdę trafiały prawie wyłącznie do wtajemniczonych pasjonatów.
Galerie zapełniały płótna z nieczytelnymi rozbryzgami, a te, na których były tylko prostokąty, miały obrazować uchwytne w najwyższym skupieniu, wewnętrzne napięcia. Sztuka miała wyraźnie wyższe cele niż reagowanie na odejście Kennedy’ego — a Warhol postanowił z tym skończyć, co — jak widać — może być warte setki tysięcy dolarów.