Okazuje się, że opóźnienia w wypłacie wynagrodzeń się zdarzają i dotykają
szerokie rzesze pracowników. Wczoraj tysiącosobowa pikieta robotników domagała
się wypłaty należnych pensji. Wydawałoby się, że uzbrojeni w nowe przepisy
kontrolerzy Państwowej Inspekcji Pracy (PIP) powinni spaść na właściciela takiej
firmy jak jastrząb na jagnię i przyszpilić go surowymi karami. Ale pewnie nie
spadną. Bo firmą tą jest pozostająca pod kontrolą skarbu państwa Stocznia
Gdynia.
Zarząd stoczni ma dobre wytłumaczenie — spóźniona zapłata od klienta.
Można jednak iść o zakład, że w prywatnym przedsiębiorstwie takie argumenty nie
znalazłyby uznania ani u kontrolerów PIP, ani u prezydenta. Tak jak teraz nie
znajdują zrozumienia (skądinąd słusznie) u pracowników stoczni. Teraz jednak
ekipa rządząca może wyciągnąć z powyższej historyjki dwa różne wnioski — że
państwowy właściciel nie jest lepszy od prywatnego, albo — że wszyscy pracodawcy
to straszni dranie. I aż strach pomyśleć, który wyciągną.