Przy okazji każdej zmiany ekipy rządowej mamy do czynienia z radykalną zmianą koncepcji, mamy nieżyciowe, utrudniające inwestycje prawo, rosnące ceny materiałów i robocizny. Cud, że przy tych wszystkich przeciwnościach ktoś ma jeszcze jakąkolwiek nadzieję na wybudowanie choćby kilometra drogi. A tu jeszcze pojawiły się wilki, które stają na przeszkodzie kolejnej inwestycji drogowej.
Przymiarki do stworzenia w Polsce w miarę użytecznej sieci drogowej 
trwają od wielu lat. Mogłoby się więc wydawać, że przez ten czas inwestycje 
zostaną dobrze przygotowane, przynajmniej od strony administracyjnej. Można się 
było spodziewać, że drogowi decydenci wyciągną wnioski z niezakończonego wszak 
jeszcze sporu o budowę obwodnicy Augustowa przez bagna Rospudy, ale też z 
dziesiątek (jeśli nie setek) innych protestów ekologów. Przez te lata było 
wystarczająco dużo czasu, by każdego ekologa z osobna wysłuchać. Ekolodzy to 
wprawdzie zmora drogowców, ale nie wydaje się, że była to przeszkoda nie do 
pokonania. Są kraje, w których pokojowo koegzystują drogi i wilki. Polska jest 
najwyraźniej krajem, w którym jest to niemożliwe. 
Trudno jednoznacznie wskazać winnych stanu polskiej sieci drogowej. To 
wielki zbiorowy wysiłek całej klasy politycznej i urzędniczej — już niedługo 
będzie można powiedzieć, że na przestrzeni pokoleń. Trudno obwiniać obecnego 
ministra infrastruktury Cezarego Grabarczyka o to, że Polacy mogą poznawać 
autostrady w dawkach jedynie homeopatycznych. Trudno jednak dostrzec, by miał 
pomysł na radykalną terapię. Wpisuje się on w coraz dłuższy poczet ministrów, 
którzy rozpoczynają urzędowanie od śmiałych zapowiedzi postawienia na głowie 
koncepcji poprzedników, następnym etapem jest wyszukiwanie błędów poprzedniej 
ekipy, aż wreszcie przychodzi czas, by stanąć oko w oko z rzeczywistością. 
Cezary Grabarczyk ma tylko pecha, że stanął oko w oko z wilkami. A z wilkami nie 
ma żartów. 
Przy okazji dyskusji o spodziewanej rekonstrukcji rządu Cezary Grabarczyk 
zawsze mieści się w czołówce kandydatów do dymisji. Marna pociecha. Jak dotąd, 
żadna dymisja ministra infrastruktury nie przyspieszyła budowy dróg. Bo minister 
odchodzi, a wilki zostają. A poza tym, co obiecywaliby politycy w kolejnych 
kampaniach wyborczych, gdyby komuś jakimś cudem (cud jest tu słowem 
nieprzypadkowym) udało się te autostrady wybudować. Póki nie ma autostrad, z pół 
tuzina partii ma gotowy program wyborczy. A i wilki mają większą swobodę.