Konno do Arabii Saudyjskiej

Małgorzata GrzegorczykMałgorzata Grzegorczyk
opublikowano: 2015-09-24 22:00

KULISY: W Europie jest wiele stadnin arabskich arystokratów, ale tylko jedna w Polsce. Aby zrozumieć, jak to się stało, trzeba się cofnąć najpierw o 20, a potem o 200 lat.

Gdzie zobaczyć konie arabskie? Jeśli do głowy przychodzi ci tylko Janów Podlaski, to musisz nadrobić zaległości. Bo konie z całego świata można od dwóch lat obejrzeć w Nowych Wrońskach pod Płońskiem. Na Europejskim Festiwalu Koni Arabskich Al Khalediah. To również nazwa stadniny pod Rijadem, która europejską filię ma właśnie w Polsce. W tym roku o laur najpiękniejszego araba czystej krwi walczyło w Polsce w sześciu kategoriach 105 koni z całego świata. Dużo. Więcej niż na wielu renomowanych europejskich imprezach. Hodowców skusiły nagrody: sześć mercedesów i ponad 90 tys. USD w gotówce. W Europie takich wygranych nie ma, na Bliskim Wschodzie to standard. — Dostaliśmy telefon od organizatorów podobnej imprezy z Wielkiej Brytanii. Odbywała się krótko przed naszą. Liczba koni spadła im z ponad 100 do 40 — podkreśla Hubert Kulesza, dyrektor generalny festiwalu.

Polski Rijad

Nagrody to zasługa organizatora, spółki Polska AKF, należącej do Wrońska Holdings Limited. Prezesem Polska AKF jest Ayed Al-Jeaid, prezes kilku saudyjskich firm, były generał saudyjskich sił powietrznych. To bliski współpracownik Khaleda bin Sultana bin Abdulaziza Al Sauda, księcia z Arabii Saudyjskiej, bratanka króla i właściciela stadniny w Nowych Wrońskach. Dziś jest w niej 70 koni. Pierwszy przyjechał tu w styczniu 2007 r. Mieszkają w stajni, która z zewnątrz wygląda jak podmiejski domek — duża parterowa bryła ze stromym dachem pokrytym dachówką, ściany otynkowane na żółto, wokół okien białe obramówki. W sierpniu 2014 r. na pobliskim terenie odbył się pierwszy w Polsce międzynarodowy festiwal koni arabskich. W sierpniu tego roku — drugi. — W przyszłych latach będziemy myśleć nad wcześniejszym terminem. Janów był tydzień przed nami. Co prawda dla zagranicznych gości dwie imprezy w bliskim terminie to lepsze rozwiązanie, bo przylatują do Polski raz i zostają przez dwa weekendy. Nie chcemy jednak wycinać się wzajemnie, tylko wspólnie reklamować Polskę. Tymczasem już w ubiegłym roku mieliśmy frekwencję wyższą niż w Janowie — mówi Hubert Kulesza. Frekwencja to w tym przypadku nie liczba widzów, tylko koni. Czworonogi, które zwyciężyły w Nowych Wrońskach w ubiegłym roku, odniosły także sukcesy w Paryżu na ubiegłorocznym Czempionacie Świata. W tym roku impreza zdobyła akredytację ECAHO (European Conference of Arab Horse Organizations) i podwyższyła klasę z C do B. Ambicją organizatorów jest osiągnięcie poziomu Title Show, czyli pokazów tytularnych. Takich wydarzeń na świecie odbywa się rocznie kilka, jednym z nich jest festiwal Al Khalediah w Arabii Saudyjskiej. Nasz chce dojść do tego etapu w trzy lata. Podobno już rok temu uczestnicy twierdzili, że pokaz w Nowych Wrońskach był na poziomie Title Show.

Arystokracja i konie

W tym roku książę Khaled z rodziną przyjechał do Polski na pokaz i został przez kilkanaście dni. Każda jego wizyta to okazja dla kolejnych Saudyjczyków do przyjrzenia się naszemu krajowi. — Książę jest magnesem. W Arabii Saudyjskiej, gdy ktoś ważny jedzie za granicę, towarzyszy mu cały wianuszek ludzi, którzy chcą się ogrzać w jego blasku. Gdy król Arabii Saudyjskiej wyjechał w tym roku na wakacje do Francji, pojechało z nim tysiąc osób, w tym przedstawiciele rządu, lobbyści itd. Tak samo jest z księciem i festiwalem w Polsce — mówi Antoni Mielniczuk, prezes Polsko-Saudyjskiej Izby Gospodarczej. W tym roku po śmierci monarchy styczniową imprezę w Arabii Saudyjskiej odwołano. Chodzi o króla Abdullaha Allaha ibn Abd al-Aziza as-Sauda, który w 2007 r. złożył w Polsce wizytę na zaproszenie prezydenta Lecha Kaczyńskiego. To ten król w 2005 r. sfinansował operację rozdzielenia bliźniaczek syjamskich z Janikowa. Władca zmarł na początku tego roku. Polska edycja nie była zagrożona, bo księciu bardzo się w ubiegłym roku w naszym kraju podobało i to przeważyło. Książę Khaled ma w Arabii Saudyjskiej 800 koni, drugie tyle na świecie. Do stadniny w Nowych Wrońskach pierwsze zwierzęta przyjechały z Arabii Saudyjskiej. W jednym z transportów do samolotu wprowadzono ich 10, ale podczas międzylądowania w Brukseli przyszedł na świat jeden i do Polski przyjechało już 11. W Nowych Wrońskach mieszkał do ubiegłego roku ogier Galba, światowy czempion, kupiony ze stadniny Charliego Wattsa, perkusisty The Rolling Stones. Jest tu także koń ze stadniny amerykańskiego reżysera Mike’a Nicholsa.

— Nie wystawiamy naszych koni, żeby nie odbierać innym nagród. Ciężko by było rywalizować koniom, z których większość jest z Polski. Taka jest wola pryncypała — mówi Hubert Kulesza.

Historyczna dyplomacja

W Europie jest wiele stadnin arabskich książąt i szejków. Ale tylko jedna w Polsce. Aby się dowiedzieć, jak do tego doszło, trzeba się cofnąć prawie o 20 lat.

— Arabia Saudyjska była ostatnim krajem arabskim, z którym Polska nawiązała stosunki dyplomatyczne po 50 latach przerwy. Nastąpiło to w 1995 r., a cztery lata później zaczęliśmy tworzyć placówkę w Rijadzie, na którą wyjechałem jako ambasador w 2000 r. Stanęliśmy przed zadaniem zbudowania od podstaw stosunków polsko-saudyjskich. Postanowiliśmy wykorzystać kompleksowo wszystkie możliwości, w tym swego rodzaju politykę historyczną — wspomina Krzysztof Płomiński, pierwszy ambasador RP w Arabii Saudyjskiej. Dyplomaci nawiązali do sięgających przełomu XVIII i XIX w. kontaktów polsko-arabskich, gdy polscy arystokraci kupowali konie na Półwyspie Arabskim.

— Wśród wielu nazwisk najbardziej prominentny jest hrabia Wacław Rzewuski, znany też jako emir Tadż El-Fahr. Pochodził z bogatej rodziny magnackiej. Dzięki inspiracji wuja Jana Potockiego w młodości nauczył się arabskiego i zainteresował kulturą orientalną. W latach 1818-20 podróżował po Pustyni Arabskiej, w tym po terenach Nedżdu, obecnie prowincji Arabii Saudyjskiej, w której znajduje się stolica królestwa — Rijad. Miał tam nabyć konie najwyższej próby dla siostry cara Aleksandra I Katarzyny Pawłowny, królowej Wirtembergii, której zamarzyły się słynne konie z pustyni. Hrabia Rzewuski przebywał na Bliskim Wschodzie przez dwa lata, choć miał ochotę na dłuższy pobyt. Z niemałym trudem i wielkim kosztem ściągnął z pustyni 137 doskonałych koni czystej krwi. Część zgodnie z umową przekazał królowej Wirtembergii, pozostałe pozostawił u siebie — opowiada Łukasz Łuniewski, prezes Arabian Horse Culture International Institute (AHCII). Można powiedzieć, że to hrabia Rzewuski rozpoczął modę na konie arabskie w Polsce.

Większa stawka. Na Europejski Festiwal Koni Arabskich Al Khalediah w Nowych Wrońskach pod Płońskiem przyjechało około stu koni. Tak duża frekwencja to rezultat niezwykłych w Europie nagród — sześciu mercedesów i ponad 90 tys. USD w gotówce.

Wyniki Al Khalediah. Spośród 105 zgłoszonych koni w pokazie wzięły udział 92. Konie z miejsc 1-5 otrzymywały nagrody po 4 tys. zł. Zwycięzcy klas walczyli o nagrody główne — samochody. Drugie miejsce pozwalało walczyć o kolejne nagrody pieniężne — po 8 tys. zł dla srebrnych i po 6 tys. zł dla brązowych medalistów. Złoto i samochody dla właścicieli wygrały: Bambina, Al Jazeera, Palanga, Aj Azzam, Genetrix i Mahder. Najlepszy koń pokazu to Palanga.

— Jadąc do Arabii Saudyjskiej, wiozłem m.in. wykonany w Bibliotece Narodowej mikrofilm manuskryptu hrabiego Rzewuskiego, wówczas zupełnie zapomnianego. Drugim elementem tej polityki historycznej było odwołanie się do wizyty, którą w 1932 r. złożył w Warszawie książę Faisal bin Abdulaziz Al Saudu, późniejszy król Arabii Saudyjskiej. Interesował się również polskimi końmi i dokonał pewnych zakupów — opowiada Krzysztof Płomiński. Element kulturalny okazał się bardzo nośny i informacje, że Polska ma długie tradycje hodowli konia arabskiego, dotarły do wielu osób. O ile jeszcze pod koniec lat 90. ubiegłego wieku Saudyjskie Królewskie Towarzystwo Jeździeckie wydało piękny dwutomowy album na temat historii konia bez najmniejszej wzmianki o Polsce, o tyle w 2001 r. w „Saudi Aramco World Magazine”, ekskluzywnym czasopiśmie dystrybuowanym na całym świecie, pojawił się obszerny i dobrze udokumentowany artykuł Petera Harrigana „The Polish Quest for Arabian Horses”, zawierający także zarys historii Polski. Tekst spotkał się z dużym zainteresowaniem w środowiskach hodowców na całym świecie. Przeczytał go również książę Khaled bin Sultan bin Abdulaziz Al Saud, wówczas wiceminister obrony saudyjskiej i — jak wiemy — zapalony hodowca koni. — Jako ambasador wielokrotnie spotykałem się z ojcem księcia, wicepremierem i ministrem obrony Arabii Saudyjskiej, księciem Sultanem bin Abdulazizem, którego w 2003 r. minister obrony narodowej RP Jerzy Szmajdziński zaprosił podczas wizyty w tym kraju do Polski. Rozmawialiśmy też z księciem Khaledem i padło wówczas zdanie: „Dlaczego, mając piękne konie, nie zainteresuje się książę ich polską ostoją? Niektórzy potomkowie koni arabskich, które kiedyś wyemigrowały z terenów dzisiejszej Arabii Saudyjskiej do Polski, powinny wrócić do starej ojczyzny”. Było to powiedziane pół żartem, pół serio, ale spotkało się z żywym rezonansem. Temat powrócił w 2004 r. podczas wizyty prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, w której brałem udział jako dyrektor departamentu regionalnego w MSZ. Przy podejmowaniu przez księcia Khaleda decyzji o zaangażowaniu w naszym kraju znaczenie miały także przygotowania Polski do wejścia do UE i sygnały o jej nowej geopolitycznej i gospodarczej pozycji w Europie, o stabilizacji, uporządkowaniu przepisów, dzięki czemu potencjalni inwestorzy poważniej brali Polskę pod uwagę jako teren potencjalnych projektów. Mój następca, Adam Kułach, kontynuował ten kierunek działania. Zaowocowało to trwającymi kilka lat przygotowaniami do realizacji projektu stadniny w Polsce i ostatecznym jej uruchomieniem w styczniu 2007 r. To wtedy książę Khaled Bin Sultan złożył wizytę w Polsce poświęconą umacnianiu współpracy wojskowej, ale przy okazji zobaczył stadninę — kończy Krzysztof Płomiński.

Potrzeba kultury

Do ubiegłego roku i pierwszej edycji Al Khalediah Polska nie miała międzynarodowych pokazów. Na początku wieku w Poznaniu podjęto próbę, ale z powodów finansowych pokazy nie były kontynuowane. Najsłynniejsza polska stadnina — Janów Podlaski z historią sięgającą 1817 r. — organizuje od ponad 30 lat polski czempionat narodowy, imprezę otwartą tylko dla koni z polskich stadnin. Przed rokiem 1989 konie arabskie w Polsce były traktowane głównie jako źródło dewiz. — Ale hodowla koni arabskich to coś znacznie więcej niż tylko wartość finansowa. To wspaniała spuścizna historyczna wywodząca się z dorobku polskiej arystokracji

XIX i początku XX w. Element naszej narodowej tradycji i żywy dowód, że gdy tylko nam na tym zależy, potrafimy coś zrobić na światowym poziomie. Trudno sobie w ogóle wyobrazić odbudowę wspaniałych współczesnych hodowli w krajach arabskich bez koni sprowadzonych z Polski w ostatnich dekadach — opowiada Łukasz Łuniewski. Ta rasa jest według większości znawców najstarsza na świecie. Od XIX w. araby były hodowane w Polsce. Hodowle zostały mocno przetrzebione w czasie wojen światowych. Po wybuchu II wojny część zagrabili Rosjanie, a to, co pozostało, wywieźli Niemcy. — Zabrali część polskich koni do Niemiec, skąd po wojnie udało się je ściągnąć z powrotem. Szczegółowo opowiadał mi o tym nieżyjący już dr Tadeusz Andrzejewski, podpułkownik kawalerii, w tamtym czasie młody oficer 15. Pułku i weterynarz, który opiekował się tymi końmi i uczestniczył w ich „repatriacji” do Polski. Na tej bazie odbudowano polską hodowlę koni arabskich w stadninach państwowych. Arabowie zaś powrócili na wielką skalę do tradycji hodowli koni arabskich w XX w. gdy trysnęła ropa i pojawiły się fundusze — wyjaśnia Łukasz Łuniewski. Kierowany przez niego instytut pracuje nad wydaniem książek o koniach arabskich oraz nad produkcją filmu o hrabim Wacławie Rzewuskim. — Chcemy pokazać tę bogatą historię, dziś niedostępną i nieopisaną. Film dokumentalny już jest gotowy do produkcji, teraz powstaje część fabularna. Będzie to film telewizyjny, w kilku wersjach językowych, który chcemy zaprezentować polskiej i zagranicznej widowni — zapowiada Łukasz Łuniewski. Polski wkład w tradycję hodowli koni arabskich dotyczy także wyścigów. Już w 1927 r. odbyły się w Polsce pierwsze profesjonalnie zorganizowane wyścigi tych wierzchowców. Dziś jest to wspaniały międzynarodowy sport. Wkrótce na Służewcu odbędzie się dzień wyścigowy pod patronatem szejka Mansura ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, który organizuje takie wydarzenia w kilkunastu krajach. Rozwijają się też w Polsce rajdy, czyli dyscyplina eksponująca wytrzymałość koni arabskich.

— Mamy wspaniałą hodowlę, mamy rozwijający się sport, brakowało mi w tym wszystkim silnej, prężnej kultury. Dlatego zajęliśmy się jej tworzeniem i po trzech latach intensywnej pracy możemy mówić o bardzo poważnym postępie w tej dziedzinie — sumuje Łukasz Łuniewski. &© Ⓟ

Ojciec sukcesu. Książę Khaled bin Sultan bin Abdulaziz Al Saud (trzeci od lewej) — to dzięki niemu od roku w Polsce odbywają się międzynarodowe pokazy koni arabskich.