W odbiorze społecznym była do 2015 r. nieco odległym od prozy życia zbiorem norm, interesującym głównie klasę polityczną. Po rozpoczęciu się tzw. dobrej zmiany radykalnie zmieniła funkcję, stając się symbolem społecznej samoobrony. Stopniowo ugruntował się dualizm — opozycja broni Konstytucji RP hasłowo, często w ogóle nie znając treści, natomiast władcy kraju zapisy znają, ale ich nie szanują i bezkarnie obchodzą.

Przez 23 lata konstytucyjny tekst został tknięty zaledwie trzy razy. Najpierw w 2001 r. obwieszczeniem premiera poprawiono dwie literówki: z „by” na „być” oraz z „organizacyjne” na „organizacyjnie”. W 2006 r. PiS, PO, PSL i Samoobrona osiągnęły zgodę — ale SLD i LPR były przeciwko — w sprawie ekstradycji obywatela polskiego, jako że po wejściu do UE musieliśmy wdrożyć europejski nakaz aresztowania. W 2009 r. zaś stał się polityczny cud — bez głosu sprzeciwu (już nie było Samoobrony…) uchwalono zakaz wybierania do Sejmu i Senatu skazanych z oskarżenia publicznego na więzienie za przestępstwo umyślne. Od tamtego cudu jakikolwiek kompromis nawet w kwestiach bardzo ważnych dla społeczeństwa stał się już niewyobrażalny.
Ojcowie ustawy zasadniczej z 1997 r. przewidzieli trzy stany nadzwyczajne — wojenny, wyjątkowy oraz klęski żywiołowej. Ten ostatni element stanowi ogromny postęp w stosunku do historycznych wzorów. Obie konstytucje II RP, czyli marcowa z 1921 r. i kwietniowa z 1935 r., uwzględniały jedynie stan wojenny i wyjątkowy. Konstytucja PRL doktrynalnie dopuszczała tylko stan wojny lub wojenny, zniknął wyjątkowy. Z tego wynika, że od odzyskania przez Polskę niepodległości przez 80 lat ponadustrojową cechą władzy było nieuwzględnianie w konstytucjach np. wielkich powodzi. Światły zapis z 1997 r. niestety się spóźnił, albowiem konstytucja z 2 kwietnia miała długie vacatio legis, weszła w życie 17 października, tymczasem pamiętna powódź rozlała się w lipcu… Owa tragedia oczywiście uzasadniłaby ogłoszenie stanu klęski żywiołowej.
Koronawirus obnażył gorzką prawdę, jak bardzo brakuje czwartego stanu nadzwyczajnego — epidemii. Przepisy tak twarde, jak najnowsze z rozporządzenia Rady Ministrów z 31 marca, wydawane są z upoważnienia jedynie ustawowego. A przecież nie ulega już dla nikogo wątpliwości, że w Polsce obowiązuje nienazwany formalnie stan rangi konstytucyjnej. Ostre przepisy są zasadne, ale paraliżują funkcjonowanie instytucji, przedsiębiorstw i całego społeczeństwa bardziej od wprowadzonych… dekretem o stanie wojennym w 1981 r. Nieumocowanie epidemii na poziomie konstytucyjnym jest powodem zasupłania się wyborów prezydenta. A przecież SARS- -CoV-2 nadciągał do Polski niespiesznie, pewnikiem był już od połowy lutego, oficjalnie potwierdzony został 4 marca. Najkrótsza procedura dopisania „lub stan epidemii” do art. 228 Konstytucji RP, po zgodnym sprężeniu się obu izb parlamentu, zminimalizowanym vacatio legis, niezwłocznym podpisaniu i ogłoszeniu, zajęłaby miesiąc i kilka dni. Zatem gdyby takie kompromisowe — to warunek — uzupełnienie zostało zainicjowane np. na posiedzeniu prezydenckiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego w lutym, to obecnie trzecia nowelizacja Konstytucji RP wchodziłaby w życie. Na konkretne przepisy antywirusowe nie miałoby to wpływu, ale przynajmniej supeł wyborczy zostałby przecięty.