Konstytucji nie da się sprywatyzować

Jacek Zalewski
opublikowano: 2009-11-23 00:00

Przez dwa dni w zaaranżowanych konferencyjnie salach Kancelarii Prezesa Rady Ministrów "samochwała w kącie stała i wciąż tak opowiadała…". Dziewiętnaście paneli dyskusyjnych przybrało formułę rocznicowej beatyfikacji gabinetu Donalda Tuska. Ale wszystko przebił sam gospodarz, ogłaszając na zakończenie plan prywatyzacji Konstytucji RP. Zapewne dla zachowania równowagi, albowiem w panelu gospodarczym temat zaniechanej prywatyzacji został wstydliwie schowany.

Kompetencje władz miałyby zostać sprywatyzowane zgodnie z psychicznymi potrzebami przewodniczącego PO (Donald Tusk wypowiadał się w takim charakterze), bynajmniej nie przez giełdę, lecz Sejm i Senat. W tym planie szokuje zabranie Polakom po dwudziestu latach prawa bezpośredniego wyboru głowy państwa. A przecież właśnie spersonalizowane wybory prezydenta są jedynymi zrozumiałymi, cieszą się największą frekwencją i stanowią jeden z nielicznych i wątłych filarów społeczeństwa obywatelskiego.

Ogłoszony w sobotę przez Donalda Tuska projekt sprywatyzowania władzy wykonawczej trafi do kosza, tak jak wiele równie pustych planów jego rządu. Wystarczy zestawić długość procedury zmiany Konstytucji RP — nawet drobnej, a cóż dopiero ustrojowej — z kalendarzem wyborów prezydenckich w 2010 r. Przecież marszałek Sejmu musi je rozpisać i ogłosić ich termin — w grę wchodzą cztery jesienne niedziele — najpóźniej 22 czerwca! Jeszcze ważniejsza jest arytmetyka — Sejm uchwala nowelizację większością dwóch trzecich (czyli teoretycznie 307 głosami przy obecnych 460 posłach), a potem Senat zatwierdza ją bez poprawek. Z drugą izbą nie byłoby problemu, wszak przy ustawie hazardowej dowiodła, że świetnie się czuje w roli marionetki. Ale w izbie poselskiej nigdy, przenigdy nie znajdzie się większość degradująca prezydenta RP! Bracia z założenia odrzucają czytelnie kierowaną do Lecha Kaczyńskiego ofertę pozostawienia go na kolejne pięć lat w roli przypinacza orderów, z oddaniem pełni władzy kanclerzowi Tuskowi. Obecny prezydent zawalczy o bezpośrednią reelekcję, choćby po to, by z honorem lec.

Przewodniczący PO wspomniał o możliwym referendum zatwierdzającym jego konstytucyjne plany. Chyba czegoś nie doczytał, albowiem takie szczególne referendum, bez progu frekwencyjnego, dotyczy tylko trzech rozdziałów: I (Rzeczpospolita), II (Wolności, prawa i obowiązki człowieka i obywatela) oraz proceduralnego XII (Zmiana konstytucji). Kompetencje władz zapisane są w innych rozdziałach, niereferendalnych. To znaczy — teoretycznie możnaby wobec nich zastosować ogólne przepisy referendum ogólnokrajowego, z 50-proc. progiem frekwencyjnym, ale w głosowaniu dotyczącym wyrywania sobie władzy na szczytach państwa byłby on nieosiągalny…