Koronny sypie w sprawie WI

Dawid TokarzDawid Tokarz
opublikowano: 2019-05-20 22:00

M.K. odegrał jedną z kluczowych ról w aferze funduszy W Investments. Dziś jako kluczowy świadek obciąża byłych wspólników w interesach

Z tego artykułu dowiesz się

  • Dlaczego CBA nie zatrzymało M.K., akcjonariusza i prezesa, a potem szefa rady nadzorczej MFM, które zarządzało funduszami W Investments
  • Jakie więc było uzasadnienie formalne i merytoryczne dla ustanowienia M.K. świadkiem koronnym
  • Czym zajmuje się obecnie dawny prezes MFM

W marcu w ręce Centralnego Biura Antykorupcyjnego i Prokuratury Regionalnej w Łodzi wpadło 11 osób związanych ze spółkami zarządzającymi funduszami W Investments (WI): Domem Maklerskim WI i Meridian Fund Management (MFM). Wśród zatrzymanych z zarzutami udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, która w latach 2012-17 oszukała ponad 2 tys. inwestorów na 600 mln zł, zabrakło M.K., akcjonariusza i prezesa, a potem szefa rady nadzorczej MFM. Okazuje się, że nie bez powodu. Ponad trzy miesiące wcześniej M.K. uzyskał bowiem w tej sprawie status świadka koronnego. I to jego zeznania obciążające byłych kolegów doprowadziły do marcowej akcji CBA i prokuratury.

DIAMETRALNIE RÓŻNE PERSPEKTYWY:
DIAMETRALNIE RÓŻNE PERSPEKTYWY:
M.K. (po lewej) przekazał nam, że „nie widzi potrzeby” rozmowy z „PB” o sprawie funduszy W Investments. Bardziej rozmowny był w kontaktach z prokuraturą, a dzięki uzyskaniu statusu świadka koronnego cieszy się wolnością i może liczyć na bezkarność. W przeciwieństwie do Piotra W., kiedyś jednego z najbogatszych Polaków, który razem z sześcioma współpracownikami od marca przebywa w areszcie
Fot. ARC

Pomyślał do przodu

Kim jest M.K.? To radca prawny, który w latach 2004-12 jako partner zarządzający prowadził sporą kancelarię prawną K. i Wspólnicy, w okresie rozkwitu zatrudniającą około 30 prawników. Kancelaria specjalizowała się w obsłudze firm krajowych i zagranicznych, m.in. w doradztwie transakcyjnym czy optymalizacji opodatkowania, w tym opartej na wehikułach cypryjskich. M.K. zrezygnował z jej prowadzenia, bo jak tłumaczył — się „wypalił”.

Kolejnych kilka lat nie pracował, by w 2016 r. wrócić do biznesu, ale już w innej roli — wspólnika i inwestora MFM. Wtedy mocno przydało mu się doświadczenie prawnicze w zakresie zakładania i korzystania ze spółek cypryjskich. A kilka lat później, już przy podejmowaniu decyzji o pójściu na współpracę z prokuraturą i zostaniu świadkiem koronnym, także hasło kancelarii K. i Wspólnicy, czyli „thinking ahead”. W wolnym tłumaczeniu „myśląc do przodu”...

Kasa idzie na Cypr

Cztery fundusze zamknięte aktywów niepublicznych (Inwestycje Rolne, Lasy Polskie, Inwestycje Selektywne i Vivante) giełdowa grupa WI, kontrolowana przez znanego biznesmena Piotra W., powołała do życia w latach 2012-15. W tym czasie aktywa funduszy, napędzane sprzedażą prowadzoną głównie przez Alior Bank, stale rosły. I, przynajmniej na papierze, wykazywały systematyczne zyski.

Problemy zaczęły się w kwietniu 2016 r., kiedy ze struktur domu maklerskiego WI Piotr W. wydzielił spółkę zarządzającą czterema funduszami, czyli WI Fund Management. A miesiąc później przejęli ją inwestorzy skupieni wokół M.K. — poza nim był to Michał M., wcześniej wiceprezes domu maklerskiego WI, Beniamin F. oraz Artur Jabłoński. Cenę transakcji przejęcia spółki zarządzającej funduszami WI (która szybko zmieniła nazwę na MFM) ustalono na aż 80 mln zł i rozłożono na raty. Kupujący zapłacili sprzedającym niewiele ponad połowę, a następnie ostro się pokłócili i zaczęli wojnę na noże. Obie grupy, Piotra W. i M.K., zaczęły obarczać się odpowiedzialnością za nieprawidłowości w funduszach i wyprowadzanie z nich pieniędzy, a także składać na siebie zawiadomienia do prokuratury.

Pod lupą śledczych znalazło się wiele podejrzanych inwestycji funduszy, których beneficjentami były podmioty z Cypru powiązane ze spółkami zarządzającymi. Jedną z nich była właśnie nierozliczona do końca sprzedaż MFM, która — jak się okazało, została pośrednio sfinansowana z… ulokowanych w funduszach pieniędzy inwestorów.

Kto był hersztem?

W tych wszystkich działaniach aktywnie uczestniczył M.K. — jako akcjonariusz, prezes, a potem szef rady nadzorczej MFM. W imieniu tej spółki wypowiadał się na zgromadzeniach inwestorów funduszy, zrzucając winę za brak pieniędzy na wykup certyfikatów na Piotra W. Ten kiedyś jeden z najbogatszych Polaków nie pozostawał dłużny i złożył zawiadomienie do prokuratury, w którym oskarżał M.K. o kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą.

Prokuratura uznała jednak, że to właśnie Piotr W. był szefem gangu powstałego wokół funduszy WI i odpowiedzialnego za malwersacje idące w setki milionów złotych. A M.K.? Usłyszał „jedynie” zarzuty udziału w tymże gangu, wyłudzeń na szkodę uczestników funduszy, działania na szkodę spółek portfelowych funduszy oraz prania brudnych pieniędzy. Taka, a nie inna decyzja śledczych co do kierującego gangiem była kluczowa dla sprawy. Prawo wyłącza bowiem możliwość skorzystania z „korony”, a tym samym niekaralności przez osoby, kierujące zorganizowaną grupą lub związkiem przestępczym. Jakie więc było uzasadnienie formalne i merytoryczne dla ustanowienia M.K. świadkiem koronnym?

— Biorąc pod uwagę interes prowadzonego postępowania, przepisy, a także tajemnicę śledztwa, możemy jedynie powiedzieć, że dopuszczenie dowodu z zeznań świadka koronnego M.K. było możliwe w związku ze spełnieniem wszystkich obligatoryjnych przesłanek określonych w przepisach ustawy o świadku koronnym — ucina Krzysztof Bukowiecki, rzecznik prasowy Prokuratury Regionalnej w Łodzi.

Koronny biznesmen

To oznacza m.in., że M.K. musiał ujawnić cały swój, a także znany mu majątek pozostałych współsprawców przestępstw. Prokuratura nie odpowiedziała nam jednak, czy i jaki majątek w związku z tym zabezpieczyła u podejrzanych na pokrycie szkód poniesionych przez oszukanych inwestorów funduszy. Nie wiadomo również, czy decyzja o przyznaniu statusu świadka koronnego M.K. uzależniona została od zobowiązania go do zwrotu korzyści majątkowych odniesionych z przestępstw.

Wiadomo natomiast, że negocjacje z prokuraturą co do swojej roli w sprawie M.K. musiał podjąć wiele miesięcy przed marcową akcją CBA. Zgodnie z procedurą do ustanowienia świadka koronnego potrzebna jest zgoda dwóch instytucji: Prokuratora Generalnego oraz sądu okręgowego, właściwego dla miejsca prowadzenia śledztwa. Z naszych ustaleń wynika, że ta pierwsza została wydana przez Zbigniewa Ziobrę już w październiku 2018 r., a ta druga przez Sąd Okręgowy w Łodzi w listopadzie 2018 r. Niewiele wcześniej, bo 30 września 2018 r., M.K. jako radca prawny uzyskał pełnomocnictwo od Michała M., prezesa MFM, a jednocześnie jednej z osób, którą obciążył swymi zeznaniami. To pełnomocnictwo w kolejnych miesiącach posłużyło mu do przeprowadzenia przejęcia MFM przez inną spółkę: Vestral Fund Management. Pod koniec lutego 2019 r. M.K. przewodniczył też walnemu zgromadzeniu tej ostatniej firmy, powołując się do jej zarządu. Wciąż więc jest aktywny w biznesie, zresztą nie tylko w tej spółce. Już jako świadek koronny.

Wyjątkowa „korona” M.K.

Ostatnio z pomocy świadków koronnych śledczy korzystają bardzo rzadko. W aferze typowo finansowej zrobili to po raz pierwszy. Instytucję świadka koronnego, umożliwiającą uniknięcie kary w zamian za wsypanie kolegów i ujawnienie przestępstw, w których uczestniczyli, wprowadziła specjalna ustawa z 1998 r. Przez ponad 20 lat sądy ustanowiły około stu dwudziestu „koronnych”, jednak ostatnimi czasy popularność tego rozwiązania drastycznie spadła. M.K. jest jedną z zaledwie kilku osób, które uzyskały status świadka koronnego na przestrzeni paru ostatnich lat. I pierwszą w historii, która została „koronnym” w aferze dotyczącej przestępstw na rynku finansowym.

Ponad 3 tys. skazanych

Najwięcej „koronnych” ustanawiano na przełomie XX i XXI wieku. Dzięki nim rozbito wiele najgroźniejszych gangów, takich jak mafia pruszkowska, łódzka ośmiornica czy grupa „Krakowiaka”. Łącznie przy udziale świadków koronnych wykryto ponad 10 tys. przestępstw, a zarzuty przedstawiono ponad 3 tys. osób. To plusy. A minusy? Część z „koronnych” już po objęciu programem ochrony zaczęła popełniać nowe przestępstwa. Powszechnie znanych jest kilkanaście takich przypadków, z których najbardziej znany jest ten dotyczący Jarosława S., pseudonim „Masa”.

Ten jeden z wysoko postawionych członków mafii pruszkowskiej został świadkiem koronnym w 2000 r., a dzięki jego zeznaniom udało się postawić przed sądem i skazać tzw. zarząd Pruszkowa: Andrzeja Z. „Słowika”, Mirosława D. „Maliznę” i Janusza P. „Parasola”.

„Masa” problemów

Jako jeden z pierwszych „koronnych” Jarosław Ł. (zmienił nazwisko z S.) zachował cały majątek pochodzący z przestępstw. Dzięki temu został biznesmenem, ale jak się okazało — nie przeszedł całkowicie na dobrą stronę Mocy. Od roku „Masa” przebywa w areszcie. Usłyszał aż 16 zarzutów dotyczących m.in. oszustw (w tym kredytowych na szkodę banków), wręczania łapówek, przywłaszczenia pieniędzy, paserstwa, wyłudzenia odszkodowań komunikacyjnych czy składania fałszywych zeznań.

To m.in. takie przypadki sprawiają, że prokuratorzy i sędziowie podchodzą z coraz większą ostrożnością do ustanawiania świadków koronnych. A jak to możliwe, że „Masa” i inni „koronni” popełniali przestępstwa pod okiem policji? To proste — wbrew obiegowej wizji funkcjonariusze nie chronią ich 24 godziny na dobę, a jedynie mają z nimi stałą łączność i reagują w sytuacjach wyjątkowego zagrożenia.