Wiadomość ze Strasburga o odrzuceniu przez Parlament Europejski (PE) umowy o zwalczaniu handlu podróbkami ACTA (Anti-Counterfeiting Trade Agreement) była tylko potwierdzeniem politycznej oczywistości. Mnie zdumiał zupełnie inny wątek — otóż dłuższy czas nie mogłem wyrwać personalnych wyników elektronicznego głosowania, a gdy wreszcie je dostałem, to z uprzejmą klauzulą, iż dokument jest… nie do publikacji!
Znając od wielu lat otwartość PE pozostaję w szoku, ale dochowuję dżentelmeńskiej umowy. Zapewne chodzi o to, by internauci nie wzięli pod obcasy owych 39 odważnych, którzy śmieli wczoraj głosować za ratyfikacją ACTA. Przeciwko było 478 europosłów, wstrzymało się 165, a nie głosowało 69.
Postawę Polaków można rozgłaszać, ponieważ jak jeden mąż i jedna żona w narodowej zgodzie dobili potwora ACTA. Przeciwko ratyfikacji byli: europosłowie PO i PSL w szeregach największej Europejskiej Partii Ludowej (EPP); delegaci SLD współtworzący grupę Socjalistów i Demokratów (S&D); wszyscy wybrani z listy PiS, czyli wierni prezesowi oraz pierwsi rozłamowcy tworzący PJN, nadal zasiadający w zgodzie z macierzą w grupce Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (ECR), a także drudzy rozłamowcy, ziobryści, którzy przenieśli się na kanapę pod nazwą Europa Wolności i Demokracji (EFD). Co ważne, wspomniane ponadnarodowe grupy polityczne wewnętrznie nie były takie zgodne…
Głosowanie PE miało ogromne znaczenie dla wewnętrznych relacji unijnych władz. Traktat z Lizbony formalnie dowartościował Parlament Europejski, ale dotychczas była to wciąż instytucja do przyklepywania legislacyjnych ustaleń Komisji Europejskiej (KE) oraz Rady Unii Europejskiej (czyli ministerialnego organu, któremu przez pół roku przewodniczyła Polska).
Wczoraj europosłowie pierwszy raz wreszcie zbiorowo uderzyli pięścią. Wstrzasnęło to zwłaszcza KE, która przecież skierowała wniosek do Trybunału Sprawiedliwości UE z siedzibą w Luksemburgu o zbadanie zgodności ACTA z unijnym prawem i prosiła o odłożenie głosowania. Jednak obecny przewodniczący Martin Schulz, ostry niemiecki socjaldemokrata, nie byłby sobą, gdyby przychylił się do prośby chadeka Jose Manuela Barroso. Nareszcie miał okazję pokazać, kto tu górą! Za kadencji Jerzego Buzka taka konfrontacja była jednak niewyobrażalna…
A co do entuzjazmu polskich europosłów dla odstrzelenia ACTA, to już pisaliśmy, że jest aż… podejrzany.
W szczególności dotyczy to nadgorliwości ekipy Platformy Obywatelskiej, wykonującej dyspozycje przewodniczącego Donalda Tuska. Nagły zwrot premiera wobec ACTA, wykonany po wizerunkowej klęsce zadanej mu w styczniu przez anonimową masę internetową, na pewno przejdzie do teorii giętkości politycznego kręgosłupa, a w zasadzie jego braku.
Premier najpierw polecił złożenie polskiego podpisu pod ACTA 26 stycznia w Tokio, a zaraz potem musiał wymyślać nieistniejącą prawnie kategorię tzw. zawieszenia ratyfikacji. Jego mentorka, kanclerz Angela Merkel okazała się bardziej przebiegła, po prostu wstrzymała podpis i miała o jeden problem mniej…