Kowalski nie chce pomagać frankowcom

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2015-03-17 00:00

Ponad połowa Polaków jest przeciwna rządowej pomocy dla zadłużonych we franku. To zła informacja dla banków, które liczą na to wsparcie

Po tygodniach aktywności w mediach, ulicznych protestach, dość zresztą rachitycznych, zaangażowania nadzoru i polityków frankowcom nie udało się poruszyć serca społeczeństwa, nie mówiąc o portfelach. Polacy nie mają też wcale przekonania, że kredytobiorcy zostali nabici we franka. Możliwe, że mały odsetek samarytańskich postaw wynika z faktu, że frankowców, mimo dużego nagłośnienia problemu, w społeczeństwie jest niewielu.

Niech państwo pomoże…

Na zlecenie „PB” firma IQS zapytała 500 Polaków o postawę wobec zadłużonych. Na pytanie, czy państwo powinno pomóc frankowcom, w pierwszym odruchu solidaryzmu społecznego 31 proc. respondentów odparło, że tak, 52 proc. było przeciw, a 17 proc. nie ma zdania. Wchodząc głębiej w wyniki, można zaobserwować ciekawe zjawisko. Otóż największy odsetek samarytan jest wśród mieszkańców wsi — 34 proc. osób jest za pomocą, 48 proc. przeciw — gdzie przecież kredyt frankowy występował rzadko, chyba że w drugim pokoleniu, które wyjechało do miasta.

Także wśród „słoików” hasło „ratujmy frankowców”nie znajduje posłuchu. Idea Polski solidarnej cieszy się najmniejszym poparciem — 16 proc. — w aglomeracjach powyżej 0,5 mln mieszkańców, gdzie stoją setki tysięcy mieszkań zbudowanych za frankowe kredyty. Przeciw wydawaniu publicznego grosza na kredytobiorców jest aż 67 proc. ich mieszkańców. Najbardziej zdecydowaną postawę na „nie” reprezentują osoby z wyższym wykształceniem — 65 proc., za jest tylko 21 proc.

Dla porównania: wśród absolwentów szkół średnich i podyplomowych oraz szkół podstawowych za wsparciem opowiada się 36 i 32 proc. osób, przeciwnych jest 49 i 48 proc. Patrząc na przekrój wiekowy, najmniej chętne do pomocy jest pokolenie X, czyli osoby w wieku 24-39 lat, wśród których spory odsetek stanowią przecież frankowcy.

Za jest tylko 29 proc. ankietowanych, przeciw 57 proc. Najbardziej gołębie serca mają 55-70-latkowie. Tu zarówno sprzeciw jest najmniejszy — 49 proc., jak i najwyższe poparcie dla pomocy państwa — 33 proc. W pokoleniu 55-70-latków najwięcej jest też zwolenników tezy o odpowiedzialności banków za to, że Polacy zaciągali kredyty frankowe. Tak było drugie nasze pytanie. W tej grupie respondentów aż 47 proc. winą obarcza banki, a przeciwnego zdania jest 37 proc. Generalnie jednak wśród ankietowanych przeważa pogląd, że bankowcy nie są winni rozpętania frankowego szaleństwa. Tak uważa 45 proc., a 38 proc. wskazuje na banki jako odpowiedzialnych za kredytową bańkę. Najwięcej osób obwiniających bankowców za franka mieszka w miastach od 50 do 500 tys. — 43 proc.

…ale nie z moich podatków

Z odpowiedziami na pytanie o pomoc państwa dla frankowców ciekawie korespondują reakcje na pytanie: „Czy zgodził(a)by się Pan(i), żeby wpływy z Pana(i) podatków zostały przeznaczone na pomoc dla kredytobiorców frankowych?”. Tylko 12 proc. sięgnęłoby do portfela. Aż 81 proc. badanych od razu łapie się za kieszeń. W przypadku tego pytania najmniejszy w całym badaniu jest też odsetek wahających się z odpowiedzią — 7 proc.

Tu znowu najbardziej przeciwni jakimkolwiek subsydiom są osoby z wykształceniem wyższym (84 proc.). Duży odsetek twardych liberałów stanowią mieszkańcy miast powyżej 200 tys. mieszkańców. Największą skłonność do poświęcenia swojego PIT-a znowu występuje w grupie 55-70-latków, a także w pokoleniu późnego Gomułki i Gierka (40-54 lata) — 14 proc. Najmniej chętni są ponownie generacja X i Y — 8 proc.

Zdecydowane postawy przeciwko pomocy dla frankowców występujące wśród osób z wykształceniem wyższym mogą dziwić, biorąc pod uwagę wysoki wśród nich odsetek frankowców — 10 proc. ankietowanych ma kredyt frankowy. W całej grupie badanych z frankiem żyje tylko 4 proc. Taki kredyt ma zaledwie 2 proc. 55-70-latków, najbardziejskłonnych do pomocy. Najwięcej franków występuje w grupie wiekowej 40-54 lata — 6 proc.

Pomoc banków za publiczne pieniądze

Wyniki ankiety powinny dać do myślenia bankowcom, którzy 11 marca przestawili projekt rozwiązania kredytów frankowych, oparty na dwóch filarach: funduszu restrukturyzacji hipotek, których właściciele mają problem z regulowaniem rat, i funduszu stabilizacyjnym pomyślanym jako mechanizm dopłat do rat, gdy kurs franka przebija „stresowy” poziom. Na pierwszy fundusz bankowcy gotowi są wpłacić ponad połowę pieniędzy, resztę dorzuciłoby państwo. Na drugi daliby jedną trzecią, jedna trzecia ma pochodzić z pomniejszonej składki na BFG, a jedna trzecia z NBP.

Komisja Nadzoru Finansowego nie zostawiła suchej nitki na tej propozycji, co prezentujemy na wykresach. Jeśli chodzi o fundusz restrukturyzacji, to nadzór wylicza koszty dopłat do raty przez 12 miesięcy po stronie banku (50-procentowy udział) na 9 tys. zł. Gdyby kredyt trzeba było windykować, to z 331 tys. zł odzyskałby on najwyżej połowę wartości — 160 tys. musiałby spisać w straty. W przypadku funduszu stabilizacyjnego bank zacząłby tracić, gdyby wartość dopłat do raty przekroczyła w ciągu 6 lat 30 proc. wartości kredytu. Gdy subsydia są niższe, składkę do funduszu z nawiązką pokrywają przychody z odsetek pobieranych w okresie kredytowania. © Ⓟ