Wydaje się, że apetyt poznańskiej Enei na źródła wytwarzania nie zaspokoją nowe węglowe 1000 MW, których budowa ma ruszyć jeszcze w tym roku w Elektrowni Kozienice.
— Liczymy, że oferty na blok węglowy w Kozienicach będą cenowo atrakcyjne. Jest jeden chiński oferent, który może zmotywować pozostałych do obniżenia ceny. Co więcej w przetargu biorą udział trzy konsorcja: Alstom, Hitachi i COVEC, które przegrały kontrakt w Opolu [Polska Grupa Energetyczna wybrała wartą 11,6 mld zł ofertę Rafako i Polimeksu- Mostostalu — przyp. red.], więc tym bardziej zależy im, żeby wygrać u nas. Gdy otworzymy oferty, przeliczymy, ile pieniędzy nam zostało. Z oszczędności chcielibyśmy postawić w Kozieniach drugi duży nowy blok, ale gazowy — mówi Hubert Rozpędek, wiceprezes ds. ekonomicznych w Enei. Blok ten, zdaniem wiceprezesa, mógłby ruszyć w 2018/2019 r.
— Nie jesteśmy w stanie sami finansowo udźwignąć tego projektu, a dobrym partnerem byłoby Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo — twierdzi Hubert Rozpędek. Gazowe zapały nieco studzą analitycy.
— W Polsce wciąż jeszcze nie powstał ani nawet nie jest w trakcie budowy żaden duży blok gazowy, bo biorąc pod uwagę dzisiejsze ceny tego surowca, bardzo trudne jest ekonomiczne uzasadnienie takiego projektu. Nietrudno sobie wyobrazić, że gros zysków z działalności takiego bloku spółka energetyczna musiałaby transferować do dostawcy gazu. Podstawowym problemem Enei nie jest jednak budowa nowych mocy, ale brak pierwotnych kopalin — zintegrowane grupy kapitałowe osiągają istotnie lepsze wyniki finansowe. Interesujące i jednoznacznie korzystne dla wyceny byłyby więc inwestycje właśnie w tym kierunku — mówi Paweł Puchalski, analityk Domu Maklerskiego BZ WBK.
Zdaniem Kamila Kliszcza z DI BRE Banku, sam pomysł dywersyfikacji źródeł wytwarzania jest sensowny. Jednak inwestycje w gaz należy rozpatrzyć w kontekście planów innych spółek z sektora.
— Projektów gazowych pojawia się na rynku całkiem sporo. Oczywiście wiele zależy od możliwości wydobycia gazu łupkowego. Jeśli pojawiłby się na rynku, spadłyby ceny gazu — mówi Kamil Kliszcz, analityk DI BRE Banku.
Enea chciałaby uczestniczyć również w łupkach, nawet symbolicznie.
— Poszukiwanie i wydobycie gazu łupkowego będzie realizowane przez spółki na zasadzie project finance. Jesteśmy w stanie zapewnić głównym inwestorom umowy na odbiór energii, których potrzebują właśnie do uzyskania finansowania. W zamian moglibyśmy mieć pewien udział w takim projekcie — opowiada wiceprezes ds. ekonomicznych w Enei.
W ubiegłym roku Enea wydała 1,7 mld zł na inwestycje, czyli o 89 proc. więcej niż rok wcześniej. Na 2012 r. planuje utrzymanie tego trendu. Spółkę czeka także intensywna walka o klienta.
— Oddaliśmy kiedyś część rynku obrotu i postanowiliśmy odbudować pozycję. Nasza rentowność wynosiła 5,5 proc., a konkurentów 2-2,5 proc. Dlatego chcemy teraz obniżyć marżę — zapowiada Hubert Rozpędek.
Spółka liczy się z tym, że w tym roku nie uda jej się utrzymać dynamiki przychodów, które wzrosły w 2011 r. o 23,6 proc., do 9,69 mld zł, a zysk netto osiągnął poziom 800 mln zł (wzrost o 25,2 proc.). — Ten rok przyniesie raczej spłaszczenie trendu — mówi wiceprezes ds. ekonomicznych Enei.