Kreatywny księgowy wymaże dwa zera

Weronika KosmalaWeronika Kosmala
opublikowano: 2016-05-09 22:00

Jan Tarasin nazywał się buchalterem zapisującym wszystkie możliwe sytuacje. To jedyny taki księgowy, na którego pracę wystarczy 1 tys. zł

Sporych rozmiarów komplikacje — jak nazywał je sam autor — mogą na rynku kosztować powyżej 200 tys. zł, o ile zostały namalowane farbą olejną. Jeśli nie, po stronie kosztów można spokojnie skreślić dwa zera, bo znacznie częstsze w obiegu grafiki kosztują zwykle niewiele więcej niż 2 tys. zł. Jak przystało na skrupulatnego księgowego, Jan Tarasin raczej nie zmieniał formuły swoich zapisów, więc właściwie niezależnie od tego, z jakiego okresu pochodzi praca, z dużym prawdopodobieństwem odnajdziemy na niej jakiś „układ przedmiotów”. Aukcyjny obrót takimi układami wzrósł w ubiegłym roku 78 proc., a w poprzednim nawet 102 proc., wynika z danych Artprice, chociaż średnia cena od kilku lat utrzymuje się na poziomie bliskim 70 tys. zł. Przeciętna stawka, na którą wpływają również niskie ceny grafik, przemawia jednak trochę słabiej niż fakt, że od 2001 r. prace Tarasina podrożały ponad 480 proc. — głównie dlatego, że kolekcjonerom najwyraźniej nie przyszło do głowy, że kilka nierównych kropek farbą prawie każdy mógłby odtworzyć przy znacznie mniejszym zaangażowaniu kapitału.

Kółko i krzyżyk

Poza pytaniem, dlaczego pozornie nieskomplikowane malarstwo Tarasina jest tak drogie, na rynku zdarzają się też wątpliwości, dlaczego jest tak tanie — bo autorbez wątpienia zaliczany jest to najbardziej uznanych klasyków polskiej sztuki współczesnej, a w porównaniu z rynkiem obrazów Jerzego Nowosielskiego, Stefana Gierowskiego czy Wojciecha Fangora, jego malarstwo jest trochę bardziej przystępne cenowo. Śledząc ruch na lokalnym rynku nawet dosyć pobieżnie, można się jednak zorientować, że jeszcze jakiś czas temu jedne nazwiska wydawały się zupełnie niepopularne, ale potem sygnowanych nimi prac zaczęło przybywać na aukcjach, a ceny rosły do momentu, aż podaż obiektów z najlepszego okresu musiała się wyczerpać. Przez taki mechanizm przechodzi właściwie większość wysoko wycenianych dorobków, więc przypuszczenie, że twórczość Tarasina też w jakimś momencie gwałtownie zdrożeje, nie jest bezpodstawne, szczególnie w świetle oceny jego formuły przez znawców. Mówienie o jakiejkolwiek formule w przypadku kilku rzędów kółek i krzyżyków może co prawda wyglądać na jedną z naciąganych kuratorskich historii, ale w tym przypadku już sam autor próbował uspokoić inwestorów, osobiście wyjaśniając, o co w tych „komplikacjach” chodzi. Jak twierdził, interesował go „pewien typ przedmiotowości doprowadzonej do abstrakcji” — co da się przetworzyć na informację prostą jak z emisyjnego prospektu, ale zwykle wymaga to momentu koncentracji.

Mistrz Formuły

Konsekwencja, z jaką autor skupiał się na „doprowadzaniu przedmiotowości do abstrakcji”, stanowi jeden z ważniejszych wyróżników jego twórczości, bo nawet jeśli koncepcja okaże się dość prosta, można ją potraktować jako dzieło życia, trochę jak w przypadku Romana Opałki, znanego z obrazów z liczbami. Pomysł, na jaki w połowie lat 50. wpadł Jan Tarasin, sprowadzał się przede wszystkim do upraszczania otaczających go przedmiotów, a autor — jak widać — potraktował to zadanie na tyle poważnie, że malowane przez niego rzeczy stawały się z czasem tak słabo rozpoznawalne, że bez większego trudu można określić je abstrakcją. Przy trochę większym trudzie trzeba jednak zaznaczyć, że abstrakcyjne malarstwo przecież już z definicji niczego nie przedstawia, więc wspomniane układy przedmiotów nie są ani tradycyjną sztuką przedstawieniową, ani nowoczesną abstrakcją. Wygląda w związku z tym na to, że w czasie, kiedy wszystkie najświeższe nurty dopiero się na świecie rozwijały, w kraju, do którego słabo docierał zachodni postęp, znalazł się autor, pozwalający sobie na przemyślaną grę z najnowszymi tendencjami. Systematycznie i przez wiele lat sprowadzał przedmioty do znaków, a następnie zbierał je w jakieś układy, które miały odpowiadać sytuacjom — w zależności od okresu, zdarzenia rozgrywały się w głębszej przestrzeni, w płaskich szeregach, w czerni i bieli albo w jaskrawych kolorach. Grafiki, które licytowane będą 12 maja w Desie Unicum, mają ceny wywoławcze od 600 zł do 2,5 tys. zł, ale „doprowadzanie przedmiotowości do abstrakcji” widoczne jest właściwie na każdej. Technicznie, wykonanie podobnych może nie być trudne, ale odtworzenie inwestycyjnego potencjału, jaki nadał im Tarasin, nie będzie już żadną grą z tendencjami, tylko abstrakcją, i to w dodatku w najczystszym wydaniu.

ŹRÓDŁO DOCHODU: „Wylęgarnia przedmiotów” Jana Tarasina pochodzi z 2004 r. — grafika nie jest więc wczesna, ale z serii 15 egzemplarzy, dlatego jej estymacja to 3-5 tys. zł. [FOT. DESA]