„Mamy to! Budżet Polski przyjęty przez rząd przeznacza na mieszkalnictwo 4,3 mld zł. To ponad 50 proc. więcej niż w tym roku! Dobra wiadomość: w budżecie jest okrągłe 0 zł na kredyt 0 proc.” — napisała na platformie X Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, szefowa resortu funduszy i polityki regionalnej.
Entuzjazm ministry niespełna dwie godziny później ostudził Andrzej Domański, minister finansów, który zwrócił uwagę, że decyzje w sprawie przyszłości nowego programu wsparcia dla mieszkalnictwa będą podejmowane podczas najbliższego Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów (KERM), który zbiera się 29 sierpnia. Podkreślił jednocześnie, że w przyszłorocznym budżecie na mieszkalnictwo jest w rezerwie 1,6 mld zł. Niewykluczone, że część tej kwoty zostanie przeznaczona właśnie na tani kredyt. Jak powiedział Andrzej Domański, partnerzy koalicyjni mają prawo do prezentowania swojego stanowiska, jednak to KERM będzie decydował, jak spożytkować kwotę z rezerwy.
Eksperci rynku nieruchomości już kilka dni temu spodziewali się bliskiego rozstrzygnięcia przyszłości Kredytu na start. Zdaniem części z nich nawet jeśli program nie wejdzie w życie, ceny mieszkań nie spadną.
— Programy dopłat do nieruchomości nie mają najlepszej prasy, bo są oskarżane o to, że wywindowały ceny mieszkań. Prawda jest jednak taka, że za ten wzrost jest odpowiedzialny przede wszystkim szalony popyt na nieruchomości w Polsce. Gdyby nie gigantyczne zapotrzebowanie, nie byłby tak duży — mówi Mirosław Król, ekspert rynku nieruchomości.
Tomasz Stoga, prezes firmy Profit Development i wiceprezes Polskiego Związku Firm Deweloperskich, zwraca natomiast uwagę, że rządowe programy pomocowe dla kredytobiorców pojawiają się co jakiś czas, zmieniając tylko nazwy, podstawowe założenia i warunki, które muszą spełnić beneficjenci.
— W teorii mają być realnym wsparciem dla planujących zakup mieszkania, zwłaszcza osób o niższych możliwościach finansowych, i przyczyniać się do zwiększania popytu. W praktyce jednak oprócz tego, że chwilowo zwiększają liczbę transakcji i części nabywców faktycznie umożliwiają zakup własnego M, w dłuższej perspektywie naruszają stabilność rynku — uważa Tomasz Stoga.
Wyjaśnia, że start nowego programu oznacza zwykle boom na mieszkania, co automatycznie skutkuje znacznym wzrostem cen, a do tego oferta nieruchomości nagle szybko się kurczy, więc popyt nie odpowiada podaży.
— Z kolei gdy program wygasa, na rynku pojawia się stagnacja. Przykładem jest Bezpieczny kredyt 2 proc., w wyniku którego ceny mieszkań poszybowały, a program musiał zostać wygaszony szybciej, niż planowano, z powodu wyczerpania funduszy. Na dłuższą metę tego typu programy nie rozwiązują problemów rynku, a wręcz mogą je pogłębiać. Prawdziwym remedium byłyby przemyślane rozwiązania równoważące popyt i podaż — podkreśla Tomasz Stoga.