Przejdźmy ad rem. Uważam, że olbrzymim i niedocenianym osiągnięciem rządu jest rozwiązanie sporu z Eureko. Koszty poniesione przez PZU (częściowo również przez budżet, który dostanie mniej pieniędzy) są niczym wobec tego, co czekałoby Polskę za parę lat, kiedy Eureko zakończyłoby już cały cykl procesowy. Istotne jest również to, że rząd dał sobie radę z emeryturami pomostowymi. To nie jest olbrzymi sukces, ale wiele poprzednich rządów bało się go rozwiązać.
Popatrzmy teraz jak rząd dał sobie radę z kryzysem. Stare powiedzenie mówi, że zwycięzców się nie sądzi, więc trzeba powiedzieć, że udało się przeprowadzić Polskę przez pierwszą fazę kryzysu prawie suchą nogą. Pierwszą fazę, bo nadal twierdzę, że zobaczymy drugą - pewnie gdzieś w drugiej połowie 2010 będą już widziane jej początki. Możemy gratulować rządowi, że gospodarce udało się wejść jedynie w stagnację, a nie w recesję. Pamiętać jednak trzeba o dwóch sprawach. Po pierwsze zejście z prawie siedmiu procent wzrostu PKB do jednego procenta to nie jest doskonałe osiągnięcie. Po drugie pozytywny wpływ działań rządu nie był duży. Nie można wykluczyć, a właściwie prawdopodobieństwo tego scenariusza graniczy z pewnością, że bardziej agresywne działania doprowadziłyby do mniejszego spadku zatrudnienia. Trudno za sukces uznać zagwarantowanie bezpieczeństwa depozytów, bo był to po prostu obowiązek rządu. Programy pomocowe były niewielkie (realnej gotówki było chyba tylko 2 mld PLN - dokapitalizowanie BGK) i wdrażane w ślamazarnym tempie.
Dziwi mnie często przez wielu komentatorów wyrażane w mediach zdumienie siłą naszej gospodarki. Wielu z nich mówi, że chciałoby to zrozumieć. Muszę się kolejny raz powtórzyć i przypomnieć, że to naprawdę jest bardzo proste. Mocny system bankowy, duży popyt wewnętrzny (duży kraj), mała zależność PKB od eksportu, słaby złoty pomagający utrzymywać konkurencyjność gospodarki, „jazda na gapę", czyli pomoc płynąca z budżetów innych państw (Niemcy kupujący samochody w Polsce), napływ środków unijnych (tu oklaski dla rządu za wykorzystanie) - to wszystkie czynniki, które gospodarce pomogły. Jak widać niewielki był w tym udział rządu (nie tylko tego, również poprzednich).
Oprócz środków unijnych jest jeszcze jeden czynnik, który pomógł gospodarce. Tu rzeczywiście była spora zasługa rządu. Mówił on dużo ustami ministra finansów, o konieczności cięć w wydatkach, ale robił coś innego, czego wynikiem była nowelizacja budżetu i poważne zwiększenie deficytu budżetowego jak również zaprojektowanie dużego deficytu w roku przyszłym. To było sensowne posunięcie, bo nie ma nic gorszego niż cięcie wydatków w kryzysie. Nawiasem mówiąc do takiego działania, czyli do utrzymania wydatków i pozwolenie na automatyczny wzrost deficytu do 25-27 mld PLN zachęcało rząd od początku roku wielu ekonomistów. Szkoda tylko, że na początku roku, w styczniu na ślepo te wydatki ograniczano. Gdyby nie takie działanie, to z pewnością wyniki byłyby lepsze.
Nie ma jednak nic za darmo. Zwiększone deficyty prowadzą do zwiększenia zadłużenia Polski. Rząd w tej sprawie kompletnie nic nie robi, a powinien. Nie jest żadnym usprawiedliwieniem mówienie, że niczego nie można zrobić (zreformować finansów publicznych), bo prezydent zawetuje. W Irlandii reformy przeprowadzono na drodze konsensu osiągniętego wspólnie przez rząd, opozycję i związki zawodowe. U nas nawet nie spróbowano tego zrobić. Można mówić o niemożności, jeśli się spróbuje coś zrobić, a to się jednak nie uda. Poza tym jest jeszcze możliwość porozumienia się z częścią opozycji lub z prezydentem. Nic nie zrobiono, bo nadciągają lata wyborcze, więc przecież lepiej niczego nie robić, bo można zniechęcić elektorat. Okazało się, że od gospodarki ważniejsze są zmiany w Konstytucji, których oczywiście nie da się wprowadzić w życie, a z cała pewnością nie przed wyborami prezydenckimi.
Nawiasem mówiąc chwila prawdy przyjedzie po wyborach prezydenckich. Nie chcę być złym prorokiem, ale przejęcie pełni władzy przez obecną koalicję (a to, że wybory prezydenckie wygra jej przedstawiciel jest prawie pewne) może się stać okazją do wzniesienia dziecięcego okrzyku „król jest nagi!". Nic dziwnego, że jest już projekt przeprowadzenia wyborów parlamentarnych na wiosnę 2011 roku, a nie jesienią. To zresztą bardzo dobry pomysł, bo po pierwsze wreszcie mielibyśmy sytuację, w której nowa ekipa układa budżet, a poza tym od czerwca 2011 roku Polska będzie sprawowała prezydencję UE, a ciężko jej to będzie robić, jeśli będzie w trakcie wyborów. Tyle tylko, że jakoś tak jestem prawie pewien, że opozycja nie pozwoli na skrócenie kadencji po to, żeby dać obecnej koalicji rok na pokazanie, jakie reformy będzie przeprowadzała. Jeśli ich nie przeprowadzi to będzie potwornie krytykowana, a jeśli przeprowadzi sama, bez osiągnięcie konsensu, o którym wyżej to też będzie krytykowana i może przegrać wybory. Ciekawy dylemat polityczny, ale jedno jest pewne: gospodarka za to wszystko zapłaci, a zadłużenie będzie rosło. Obawiam się, że te wszystkie banki i RPP, które mówią o umocnieniu złotego w latach 2010/2011 mogą się bardzo mylić.
Nic dziwnego, że minister finansów usiłuje zmienić kierunek strumienia pieniędzy płynących z naszych składek emerytalnych z OFE do ZUS, o czym pisałem w poprzednim felietonie, ale to jest oczywiście tylko i wyłącznie plaster na ranę. Sytuacja i tak będzie się pogarszała. Naprawdę zupełnie nie rozumiem, dlaczego zamiast powywoływania komisji konstytucyjnej nie powołać komisji ds. reformy finansów publicznych. Nie jest tak, że musi ona zakończyć się niepowodzeniem. W końcu przecież nie musiałoby podczas jej obrad dochodzić do siłowego przepychania swoich, partyjnych pomysłów.
Udział wszystkich aktorów sceny publicznej wraz z ekspertami reprezentującymi różne nurty myśli ekonomicznej powinien doprowadzić do wypracowania na przykład dwóch wersji reformy (spełniających cel, którym byłoby zmniejszanie zadłużenia), które można by poddać referendum. Polacy sami wybraliby sobie odpowiadający im system. To wcale nie musiałoby politykom zaszkodzić. Wręcz odwrotnie - pokazanie, że potrafią się porozumieć zwiększyłoby dla nich poparcie. Dlaczego nie spróbować?
Zapraszam na zaprzyjaźniony ze mną portal: http://studioopinii.pl/
