Kryzys otwiera rynek koreański
Polskie dobra konsumpcyjne są nieznane w Korei Południowej
KANAŁ PRYWATNY: W opinii Koreańczyków, w Polsce jest wiele towarów, które chętnie widzieliby u siebie. Interesują ich artykuły żywnościowe, a nawet wysokiej klasy tekstylia — opowiada Robert Pawlik, starszy specjalista w Departamencie Stosunków Gospodarczych z Zagranicą Ministerstwa Gospodarki. fot. Małgorzata Pstrągowska
Polska nie wykorzystuje w pełni możliwości wynikających ze współpracy z Koreą. Tymczasem zmiany zachodzące w koreańskiej polityce gospodarczej dają nam szanse na zwiększenie eksportu, który obecnie jest katastrofalnie niski.
Korea wysunęła się na pierwsze miejsce wśród azjatyckich partnerów Polski. W ubiegłym roku dynamika przyrostu obrotów handlowych przekroczyła wprawdzie 40 proc., jednak stale pogłębia się rozdźwięk między polskim eksportem a dostawami koreańskimi. Szczególnie drastyczny spadek naszego eksportu miał miejsce w 1998 roku. W ciągu pierwszych 10 miesięcy jego wartość wyniosła około 5,6 mln USD, czyli o 93 proc. mniej niż w analogicznym okresie 1997 r.
— Powodem zmniejszonej aktywności gospodarczej naszych firm w Korei były przede wszystkim czynniki koniunkturalne. Koreańczycy, szukając wyjścia z kryzysu, wzmogli działania proeksportowe. Największym sukcesem dwustronnych stosunków gospodarczych jest skala inwestycji koreańskich w Polsce — mówi Robert Pawlik, starszy specjalista w Departamencie Dwustronnych Stosunków Gospodarczych z Zagranicą Ministerstwa Gospodarki.
Znaczący deficyt po stronie Polski można też wiązać z importem firm koreańskich zaangażowanych kapitałowo w Polsce (60-70 proc. dostaw z Korei, m.in. samochody do montażu). Silną pozycję w imporcie zajmują też elektronika i tekstylia.
Promocja kosztuje
Polska dostarcza do Korei głównie surowce: metale szlachetne i kolorowe oraz chemikalia.
— Z powodu stosunkowo nikłych bogactw naturalnych i małej ilości ziemi pod uprawy, kraj ten mógłby być znakomitym partnerem gospodarczym dla Polski. Mamy w Korei duże szanse, lecz są one wykorzystywane w znikomym stopniu — ocenia Henryk Socha, radca handlowy Ambasady RP w Seulu.
Jego zdaniem, na tamtejszym rynku jest miejsce dla polskiej żywności, wyrobów drewnianych i mebli, urządzeń przemysłowych (filtry i wymienniki ciepła) i nowoczesnych technologii (chemia, ochrona środowiska). Możliwości współpracy kryje turystyka, przewozy lotnicze i transport morski, kooperacja w produkcji statków i urządzeń dla energetyki, a także współpraca na rynkach trzecich. W związku z coraz powszechniejszym przejmowaniem zachodniego stylu życia, Koreańczycy odchodzą także od tradycyjnego sposobu odżywiania (ryż i jarzyny). Korea importuje ponad 200 tys. ton mrożonej wołowiny, sery, mleko w proszku i mączkę ziemniaczaną.
— Polski nabiał może śmiało konkurować na światowych rynkach, także w Korei. Przykładowo, podczas Dni Polskich w Seulu w 1996 r. dużym powodzeniem cieszyły się polskie sery. Chociaż były konkurencyjne cenowo, a badania wykazały, że ich jakość jest wysoka, nie udało się wprowadzić naszych serów na rynek koreański — twierdzi Robert Pawlik.
Problemem są małe środki na promocję. Również nasze firmy, porównując koszty prowadzenia działalności, koncentrują się raczej na rynkach bliskich.
— Nie ma wielu misji handlowych do Korei. Odstraszają koszty wejścia na ten rynek, dlatego jest on jeszcze nie odkryty przez polskie firmy. Zwykle, myśląc o współpracy z Koreą, zastanawiamy się raczej, co Koreańczycy mogliby u nas kupić lub wybudować — dodaje.
Dla wytrwałych
Radca handlowy uważa, że obecne trudności gospodarcze Korei sprzyjają naszej ofercie eksportowej.
— Koreańczycy woleli płacić 3-4 razy więcej za towary najlepszych marek — od butów, przez chemikalia po maszyny przemysłowe — niż rozpatrywać oferty z takich krajów, jak Polska czy Czechy. Obecna sytuacja zmusza wiele firm do szukania tańszych źródeł dostaw i pożegnania się z uprzednimi ambicjami. Gdyby przedstawić polską ofertę w sposób profesjonalny i agresywny, to szanse na uzyskanie pozytywnych wyników są znacznie większe niż rok czy dwa lata temu — twierdzi Henryk Socha.
Taka strategia wymaga poważnych nakładów finansowych i konieczności uwzględnienia specyfiki azjatyckiego rynku.
— Żeby zaistnieć w Korei, trzeba dysponować towarem światowej jakości i całkowicie dopasować się do partnera, łącznie z jego tradycjami — czasami określanymi przez cudzoziemców jako dziwactwa. To właśnie ci, którzy potrafili spełnić takie warunki, dostarczyli w 1997 r. swoje towary o wartości ponad 140 mld USD — argumentuje radca handlowy.
TRZEBA PROMOWAĆ: Chciałbym, aby w polskiej prasie ukazywało się jak najwięcej informacji o Korei, bo może spowodowałoby to większe zainteresowanie tym krajem wśród prominentnych polskich eksporterów — mówi Henryk Socha, radca handlowy Ambasady Rzeczypospolitej Polskiej w Seulu. fot. ARC
PRZEŁAMAĆ BARIERY
Ministerstwo Gospodarki uważa spadek eksportu do Korei za zjawisko niepokojące. Podczas obrad dwustronnej komisji ds. gospodarczych w listopadzie 1998 roku, strona polska zdecydowanie podnosiła sprawę naszego dostępu do rynku koreańskiego.
— Do końca lutego ma być przygotowany raport identyfikujący bariery i sposoby ich usunięcia. Utrudnieniem jest m.in. pomijanie Polski w procedurach przetargowych — informuje Robert Pawlik.
Jego zdaniem, Polska zacznie odbudowywać swój eksport najwcześniej w drugiej połowie roku. Nadzieje te wiąże z dalszą liberalizacją polityki gospodarczej Korei, która otwiera się dla inwestorów zagranicznych. Rozważa się też możliwość sprzedawania ziemi cudzoziemcom. Ma to przyciągnąć do Korei zagraniczny kapitał, bez którego nie powiedzie się żadna reforma gospodarcza.
Karolina Guzińska