Kryzys, zmiany czy szanse?

Jacek Zalewski
opublikowano: 2007-09-06 00:00

Lubimy znane filmy i piosenki — przypomnienie tej prawdy pozwala zrozumieć powodzenie Forum Ekonomicznego w Krynicy-Zdroju. Rozpoczęte wczoraj na deptaku czterodniowe — tym razem deszczowe — spotkanie świata biznesu, polityki, nauki i mediów, zorganizowane przez Instytut Wschodni po raz siedemnasty, ewoluuje, ale też utrzymuje tradycje. Pijalnia wód i inne zdrojowe obiekty jak zwykle przybrały na kilka dni forumową szatę, ale bywalcy imprezy nawet po omacku trafiają na swoje krzesła stojące w tych samych miejscach. O ile powtarzalność organizacyjna jest zaletą, o tyle w warstwie programowej grozi nudą — dlatego gospodarzy wypada podziwiać za każdorazowe wymyślanie głównego hasła, które tym razem brzmi „Europa — kryzys, zmiany czy szanse?”. Jeszcze większej inwencji wymaga znalezienie oryginalnych tematów 150 debat, zebranych w 11 blokach programowych.

 

Forum Ekonomiczne to nie targi,na miejscu nikt nie podpisuje kontraktów ani nie podejmuje wiążących decyzji. Ale setki spotkań w większych i mniejszych gronach, uściśniętych rąk, wymienionych wizytówek i wypitych drinków potem owocują, ponieważ służą lepszemu zrozumieniu się wymienionych na wstępie środowisk oraz reprezentowanych w Krynicy-Zdroju państw — od jądra Unii Europejskiej po Azję. Biznes uważnie wsłuchuje się w sygnały polityków o trendach nie tylko gospodarczych. Forum stało się zatem wyznacznikiem — jednym z wielu, ale znaczącym — poziomu inwestycyjnego zaufania do Polski, ale też do innych państw naszego regionu.

 

Z tego punktu widzenia ideałem byłobyspotykanie się świata biznesu ze światem polityki jak najbardziej ustabilizowanym, a przynajmniej przewidywalnym — właśnie ta cecha jawi się największym dobrem, jakie władza może ofiarować przedsiębiorcom. Niestety, w tym roku do owego ideału jest dalej niż kiedykolwiek. Wrześniowy termin forum kilka razy trafiał na planowe kampanie wyborcze w Polsce, ale miało to swoją wartość — odchodzące ekipy AWS w roku 2001 i SLD w 2005 zdawały sprawę z tego, co zrobiły dla gospodarki, świat biznesu zaś formułował oczekiwania wobec ich następców. Tegoroczna sytuacja jest całkowicie anormalna, ale nie tu w Krynicy, lecz w stolicy. Inauguracyjną debatę o europejskich dylematach mieli wczoraj toczyć premierzy Jarosław Kaczyński, Wiktor Janukowycz z Ukrainy (rok temu obaj byli), Gediminas Kirkilas z Litwy oraz Matthias Platzeck, szef krajowego rządu Brandenburgii — stawił się tylko ten ostatni. Rząd reprezentuje pion gospodarczy pod wodzą wicepremier Zyty Gilowskiej — m.in. Piotr Woźniak, Grażyna Gęsicka, Jerzy Polaczek oraz wiceministrowie — ale surrealizmem jest okoliczność, że wszyscy wymienieni ministrowie (oprócz Gilowskiej, ale pani wicepremier też nie uciecze) zostali przeznaczeni przez komisje sejmowe do politycznego ostrzału, który być może się dopełni w sobotę.

 

Polityczna nerwówka dostrzegalna jesttakże w reprezentacji Ukrainy — wszak tam wybory odbędą się 30 września. Z góry wiadomo, że tematyczne debaty gości z Kijowa skręcą w stronę starcia wyborczego — zwłaszcza że wpadnie krynicka weteranka Julia Tymoszenko. Jeszcze inny kraj ze Wschodu czekają wkrótce wybory — 2 grudnia parlamentarne, a wiosną prezydenckie. To Rosja — jedno z nielicznych państw, gdzie władza jest całkowicie przewidywalna. Kreml od lat demonstracyjnie lekceważy Forum Ekonomiczne i przysyła drugorzędną reprezentację — w tym roku obecny jest świat nauki i organizacje pozarządowe.

Jacek Zalewski

OKIEM EKSPERTA

Janusz Steinhoff -były wicepremier i minister gospodarki

Reformy rozwijają, a nie szkodzą

Jako wielokrotny uczestnik Krynicy nie pamiętam sytuacji, aby nie dotarł tutaj polski prezydent lub premier ze swoimi zagranicznymi gośćmi — ale temu akurat się nie dziwię, biorąc pod uwagę sytuację w Warszawie. Notabene w raporcie zaprezentowanym na początku forum przez profesora Dariusza Rosatiego wyraźnie zaznaczono, że w naszym regionie różne państwa, które poradziły sobie z transformacją ustrojową i weszły do UE — wciąż targane są wstrząsami politycznymi. Bardziej ubolewam z powodu polityki gospodarczej obecnego rządu, a raczej jej braku. Zdumiewa mnie, że władza konsumuje skutki trudnych reform podejmowanych w latach poprzednich — a zarazem bez przerwy opowiada, ile zła te reformy przyniosły. A wystarczy przypomnieć jeden przykład — zmniejszenie o 100 tys. osób zatrudnienia w górnictwie, przeprowadzone najmniej boleśnie w Europie. Dlatego nieszczęściem jest okoliczność, że tak dobra koniunktura trafiła w Polsce na taki rząd, ponieważ nie miał on dopingu do kontynuacji reform. Nie jestem ortodoksyjnym zwolennikiem prywatyzacji i akceptuję również konsolidację sektora publicznego, ale tylko prorozwojową, dającą efekt synergii — tymczasem tworzenie molochów w energetyce jest konsolidacją bez gospodarczego sensu.